piątek, 27 stycznia 2017

Rozdzial 11 ,,Masz lęk wysokości?''

Hola amigos! (hiszpański tak bardzo)  Ostatnio serwis DREAMER.exe zaatakował wirus, gdyż niechcący weszłam na:  www.a-na-co-mi-to.pl Przynajmniej spięłam się w sobie i napisałam coś, co jest zgodne z moim zamysłem, czyli wyszło znów coś słodkiego xD Już widzę zaciesz na niektórych twarzach i mam nadzieję, że te twarze wiedzą o kim mówię 8)
_________________________________________


Czym jest poczucie bezpieczeństwa? Sama do końca nie wiem. Może dlatego, że nigdy nie doznałam jego braku. Zawsze ktoś się o mnie troszczył. Pół życia spędziłam pod skrzydłami mojego brata. Dlatego też, teraz jesteśmy tak blisko. Jeśli się z kimś bawić, to tylko z nim. Iść... gdziekolwiek, na spacer, do szkoły, zawsze z nim u mego boku. Ciężko było się rozstać, gdy postanowiłam wyjechać. Mając to w planach myślałam nie tylko o zmianie otoczenia, ale także doznaniu czegoś nowego. Najwyraźniej Los Angeles nie było zbyt dobrym miejscem. Nie wiem czy to pech czy właśnie szczęście. Teraz ukrywam się w trochę innym cieniu. Cień ten, od dziwo, nie jest mojego brata, aczkolwiek wzrost jego jest bardzo zbliżony- może trochę wyższy- a włosy wolno opadają na ramiona. Może i Michael nie jest najlepszym schronieniem. Jeden błąd i wszystko może mi się zawalić na głowę, jednak nie myślałam o tym często. Dobrze się czułam w jego towarzystwie i nie chciałam tego kończyć. O pracy wie każdy, kto powinien, jednak o swojego rodzaju prywatnej relacji wie tylko on i ja. Cieszę się, że mam swoją tajemnicę. Mam co chronić. Mam coś, co jest tylko moje. Najlepsze w tym wszystkim jest to, iż z powodu, że nikt o tym nie wie, nie muszę z nikim dzielić tego czasu, spędzonego obok niego.
-O czym tak myślisz?- zapytał po długiej ciszy- Mrugasz chyba raz na dziesięć minut.
    Poczułam jak słońce zaczęło mnie oślepiać. Zacisnęłam na chwilę powieki i po chwili je otwarłam, żeby przetrzeć zmęczone oczy. Zdezorientowana skierowałam wzrok na mojego towarzysza.
-Myślę nad...-chwilę się zastananowiłam nad moimi słowami- Nad tym, co się stanie, gdy świat zobaczy mnie razem z tobą.
-Posłuchaj...- użył swojego poważnego tonu- Jeśli chcesz jeszcze kiedykolwiek ze mną rozmawiać, to chroń ten sekret i nie dopuszczaj myśli, że to się wyda.
-Jasne.- moja głowa znów oparła się o szybę
    Słońce ponownie zaszło za chmury. Iskierka w moim oku zgasła, a aktualna szarość nieba raczej popsuła mój dobry humor. Dojechaliśmy na miejsce w zupełnej ciszy. Michael wysiadł, zanim samochód się całkowicie zatrzymał. Trzasnął drzwiami, od swojej strony i po dwóch sekundach otworzył moje, abym mogła wysiąść. Podziękowałam mu i przeszłam przez bramę Neverlandu, zapominając, że jego właściciela zostawiłam za sobą. Szłam, szurając podeszwami butów o kamienną ścieżkę. Nie wiedziałam czy planuje mnie zaprosić do środka, dlatego zatrzymałam się przed tarasem.
-Masz lęk wysokości?- zapytał, doganiając mnie
-Nie, a co?- nie kryłam zdziwienia
-Miałaś okazję to wszystko pozwiedzać, ale nie miałaś okazji z tego skorzystać.- wskazał palcem na diabelski młyn
    Uniosłam kąciki ust, na myśl, że mogłabym znów na to wsiąść. Widząc moją reakcję, Michael od razu pognał w stronę wesołego miasteczka. Szłam ledwo dorównują mu kroku. Przed wejściem za bramkę, powiedział do faceta przechodzącego obok, aby to uruchomił. Kiedy oni sobie tak rozmawiali, ja już usiadłam w pierwszym, najniższym siedzeniu. Nie czekałam długo. Zaraz znalazł się obok mnie, a wielka maszyna ruszyła. Widok na góry był wspaniały. Przyglądałam się wszystkim szczytom. Po pierwszym okrążeniu, odwróciłam głowę w stronę miasta. Dojrzałam kilka domów w oddali. Musieliśmy zrobić dwa okrążenia, zanim któreś się odezwało. Powoli dociera do mnie, że nie umiemy normalnie rozmawiać.
-Stąd jest piękny widok.- znaleźliśmy się na samej górze
-Nie zaprzeczam.- spojrzałam na niego z uśmiechem
     Spojrzał na mnie kątem oka, co sprawiło, że również się uśmiechnął do pustej przestrzeni.
-Dlaczego nie umiemy normalnie porozmawiać?- wydałam się oburzona... a nie o to mi chodziło
-To kwestia mojego zaufania i twoich, troszkę zbyt dużych ambicji, co do tej znajomości.- nie odrywał wzroku od jednegu punktu, gdzieś w oddali- Zbyt dużo osób mnie zraniło, żeby sobie znów na takie coś pozwolić.
-Rozumiem.- odparłam zrezygnowana
-Taaa... Ty wszystko rozumiesz...- powiedział z ironią
-A dało by radę udowodnić ci, że ktoś nie ma złych zamiarów wobec ciebie?- chciałam za wszelką cenę uniknąć kłótni
-Nie sądzę.
    Nagle wszystko stanęło. Moje serce przyspieszyło, gdy zatrzymaliśmy się na samej górze.
-Michael, to jest żart, prawda?- wyciągnął telefon z kieszeni- Ty widzisz te chmury?
   Rozejrzał się po niebie, które wydawało się już czarne. Przed chwilą gdzieniegdzie przebijały promienie słońca, co dawało niesamowity efekt, a teraz niebo całkowicie zaszło jakby ciemnym, gęstym dymem. Michael zaczął krzyczeć na biednego człowieka po drugiej stronie słuchawki. Ja w tym czasie siedziałam jak sparaliżowana. Poczułam jak pierwsze krople deszczu spadają mi na głowę. Przedemną zobaczyłam mieniącą się błyskawicę, a kilka sekund później głośny grzmot. Na gwałtowny dźwięk, aż Michael się przestraszył wypuszczając nasz jedyny ratunek na kilka metrów w dół.
-No pięknie...- zarzucił mokre włosy z twarzy do tyłu
  Zwrócił uwagę na moje przerażenie, wymalowane na twarzy.
-Wkońcu ktoś się zorientuje.- zaśmiał się, co mnie trochę uspokoiło
   W oddali usłyszałam kolejny grzmot, a przed nami rozbłysła fioletowa błyskawica. Na kolejny huk, gdzieś nieopodal wtuliłam się w jego ramię.
-Nie bój się, zaraz ktoś po nas przyjdzie.- uniósł mój podbródek
   Zdjął z siebie swoją marynarkę i zarzucił ją na mnie.
-Wiesz... Od dziecka, trochę boję się burz...- zawstydziłam się 
-Spróbuj to podziwiać. Burza wygląda pięknie na niebie.- nadal nie byłam w pełni przekonana, co do jego słów- Nic ci nie grozi, spokojnie. 
    Wtuliłam się w jego bok, marząc, aby postawić nogę na pewnym gruncie. Zawiesił swoją rękę na moim ramieniu, mocno ją zaciskając. Spod czarnego ubrania, przyglądałam się temu, co się działo na przeciw, teraz czując się o wiele bardziej komfortowo. Przygladalam sie niebu z ciekawością,  nie strachem- jak kazał. Szczerze, to pięknie wygląda. I to jeszcze, z tak bliska. 
-Wracając do twojego ostatniego pytania- poczułam jak robi mi się gorąco- Mówiłaś o sobie?
-Być może...- starałam się zbić go z tropu
   Odpowiedział na to ciszą. Zamknęłam oczy. Chciałam zasnąć i obudzić się w jakimś pomieszczeniu. Gdyby nie on, już dawno bym się przymierzała do skoku stąd. Wsłuchiwałam się w rytm bicia jego serca. Uspokajało mnie to. Tak jak jego spokojny oddech. Poza przerażeniem, odczułam jednak pewną magię. Wspomnienie warte przypomnienia. Niecodziennie możesz utknąć z Michaelem Jacksonem na diabelskim młynie, podczas burzy
    Michael wychylił się za poręcz i krzyknął do kogoś na dole. Spojrzałam zza jego ramienia na osobę, na dole, którą okazał się ogrodnik. Otworzył skrzynkę i zaczął grzebać przy kabelkach, przywracając wszystko do ruchu. Zaraz stanęłam na chodniku. Otuliłam się jego marynarką, drżąc z zimna.
-Chodź do środka.- krzyknął- Dam ci ręcznik.
  Poszłam za nim do drzwi, na tarasie. Weszliśmy do środka. Poczułam jak przenika mnie ciepło, gdy zobaczyłam rozpalony kominek. Rozejrzałam się po pokoju. Ogień był tu jedynym źródłem światła. Weszłam w głąb pomieszczenia, a gdy stałam już przy stoliku, oślepiło mnie światło lampy.
-Poczekaj chwilę.- wziął rękę z włącznika- Zaraz coś znajdę.
    Stałam przez chwilę sama, w pustym pomieszczeniu. Uslyszałam skrzypienie podłogi na korytarzu. Początkowo myślałam, że to Michael, zza ściany jednak, wychylił się ktoś inny. Tak... Frank.
-Rachael, zgadza się?- przeszył mnie wzrokiem
-Tak.- poczułam się nieswojo
   Rozejrzał się po pokoju, jakby kogoś szukał. Nie było tutaj jednak nikogo poza nami.
-Posłuchaj.- podszedł bliżej- Dobrze ci radzę, nie waż się do niego zbliżać. Ani go krzywdzić. 
-Nie zamierzam.- odparłam, skołowana
-Frank!- do salonu wszedł Mike- Daj jej już spokój.
    Obydwoje zmierzyli się spojrzeniem. On wyszedł, a Michael zarzucił na mnie ręcznik. Wytarłam nim moje włosy.
-Przepraszam za niego.-przetarł twarz- Trochę mu odbiło.
-W porządku. Rozumiem, że się martwi. W końcu niektórzy już zrobili swoje w tym domu...- dopiero do mnie teraz dotarła glupota tych słów- Nie chciałam...
    Zadrżałam widząc jego wyraz twarzy. W tym momencie żałuję, że nie ukryzłam się w język.
-Nie szkodzi.- poniósł wzrok na mnie- Masz w sumie rację. Taka jest prawda.
    Starałam się zachowywać pozory, że wszystko w porządku. Moje ubrania już trochę wyschły. Skupiłam się na cieple, bijącym od ognia. Siedzieliśmy w ciszy, czekając, aż któreś z nas odezwie się pierwsze.
-Napijesz się czegoś czy...- spojrzałam na zegar- Czy już idziesz?
-Będę się zbierać. Jutro, już chyba idę do pracy.- uniósł kąciki ust
    Wstałam, a zaraz za mną Michael. Odprowadził mnie do drzwi.
-Jeszcze raz dziękuję- trzymałam rękę na klamce- Chciałbym, żeby zawsze tak o mnie mówili. Teraz w telewizji jest wszystko.
    Zastygłam chwilę w bezruchu. Poczułam przypływającą falę energii... Chwila, chwila... Telewizja!
-Wszystko w porządku?
-Dziękuję ci!
    Oderwałam się od drzwi. Podbiegłam do niego i dosłownie rzuciłam się mu na szyję. Zastygłam chwilę bez ruchu, stojąc na palcach.  
-Za co?- zapytał zdziwiony
-Mam plan...- w końcu go puściłam- Potem ci wszystko wytłumaczę.
    Wybiegłam z posiadłości, przebiegając przez wszystkie napotkane kałuże.
-Przygotuj się na powrót do telewizji w wielkim stylu, królu!- krzyknęłam, zanim weszłam do auta
    Szofer Michaela odwiózł mnie do domu. Zza chmur ponownie wyjrzało słońce. Promienie przebijały się przez ciemne kłęby. Przyglądałam się mieniącego od deszczu asfaltu. Gdy poczułam ciepło na mojej twarzy, skierowałam wzrok do góry. Na niebie napotkałam tęczę. Wyrecytowałam w myślach wszystkie kolory. Poczułam magię w środku. To piękno zupełnie mnie pochłonęło. Przyglądałam się jej, dopóki nie wjechaliśmy w zabudowę miejską. Straciłam ten widok z oczu. Kiedy wjechaliśmy na pierwszą ulicę, nie zostało już dużo do domu. Wybiegłam z auta, po drodze dziękując szoferowi za podwiezienie. Wpadłam do mieszkania. Zdjęłam buty i pobiegłam do kuchni. Na kartce, przypiętej do lodówki napisałam jedno słowo: REPORTAŻ.
                               ***


      Dystans. Pewna granica jest zawsze i w każdym. Tworzą ją obietnice bez pokrycia, a czas je tylko utrwala. Idealizujemy sobie coś, co może nigdy nie wejść w życie. Może nigdy nie stać się prawdą, ale dążymy do tego, niszcząc siebie samego. Tacy są ludzie. W pewnym sensie, to dobre zachowanie. Ćwiczy naszą silną wolę, wystawa siebie na próbę i uczy podejmowania decyzji. Z drugiej strony, jeżeli to sie nie uda, to poprostu się załamujemy. Cały trud, wszystkie wyrzeczenia poszły na marne. Zdawaliśmy sobie z tego sprawę, a jednak dążyliśmy do czegoś bez przyszłości. Ja chciałem miłości i dobra na tym świecie. Właśnie ta wizja mnie zgubiła. Pozwoliłem się wykorzystać- dwa razy. Dopiero teraz, gdy mam poważny problem, zareagowałem. Zamknąłem siebie i wszystko co mnie otacza, żeby już nikt mnie nie skrzywdził. Jest jedna, pewna rzecz na tym świecie- krzywdy bolą.
     Stałem w drzwiach na taras, przyglądając się jak świat budzi się do życia po burzy i deszczu. Tęcza znalazła swoje miejsce dosłownie nad parkiem. Otaczała go od góry. Kropelki wody, pozostawionej na trawie mieniły się w blasku wychodzącego słońca. Powietrze było świeże, więc wziąłem głęboki wdech. Obserwowałem wszystko, opierając się o drzwi.
-Michael?- dobiegł głos z wnętrza pokoju
     Obróciłem się po chwili zamyślenia.
-Przepraszam, nie chce się przez nią kłócić...
-Wszystko rozumiem.- położyłem rękę na jego ramieniu- Tylko nie strasz jej.
-Dam Ci spokój jeśli obiecasz, że nigdy, ale to nigdy nie pozwolisz jej się zbliżyć. Bardziej niż do teraz.
-Frank...- spuściłem wzrok- Po tym co zrobili Arvizowie obiecałem sobie jedną rzecz. Przenigdy nikogo więcej nie wpuszcze do mojego życia, a to niesie za sobą jedną bardzo ważną rzecz... Nie zakocham się.
     Miałem wrażenie, że spadł mu kamień z serca. Jego rozbiegany wzrok spoczął na podłodze.
-Dobrze, ufam ci.
     Wyszedł z pokoju przez taras. Wędrowałem za nim wzrokiem. Gdy zniknął mi z pola widzenia, poszukałem jeszcze na niebie tęczy. Już jej nie było.

_________________________________________

I jak? Mi się podoba, chociaż ciężko było mi się zebrać, żeby to napisać Naprawdę ciężko. Jednak jest i wydaje się naprawdę dobre ^^

~Dreamer



   

4 komentarze:

  1. Hejcio!

    ...."wydaje się naprawdę dobre" -
    Toż to zacne, mistrzu.

    Śliczne opisy są w tym rozdziale. Lubię, gdy w opowiadaniach są też opisy przyrody, czy pogody, a nie tylko akcji. Także supcio.

    Już chciałam pisać, że po tym kinie dystans między nimi zniknął, a tu nagle Michaelowi znowu odpiernicza. Rzeczywiście, Racheal jest trochę zbyt śmiała, jednak po co od razu na nią warczeć? Dziewczyna nie ma złych zamiarów. Widocznie Michael ma już wystarczająco nadwyrężone zaufanie co do wielu osób. No ale czemu akurat na Racheal się wyżywa? Niepojęte....

    Ten Frank niech sobie da spokój, Mike swoje życie ogarnie. Jeszcze się dziad wtrąca. Pfff.

    No to żegnam się mistrzyniu, życzę weny i pozdrawiam

    Mezzoforte

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka Naklejka!
    Ale słodko, aż nabrała mnie ochota na czekoladę i co z moją dietą teraz? Rozdział słodki i świetnie napisany. Fajnie,że Michael był wsparciem dla Rachel, gdy ta bała się burzy. Że też wtedy musiała ona przyjść i zepsuć całą przejażdżkę, ale niestety takie życie, Myślę, że Frank nie powinien się wtrącać w życie Mike'a i jego relacje z Rachel. A nasz MJ powinien się otworzyć i zaufać Rachel, ale z drugiej strony ma prawo o co się bać po tym jak go potraktowali Arvizowie (nie wiem jak to się piszę xD) oraz Bashir, to wszystko ich wina, trza im ino karę jakąś wymyślić za to,że namieszali w głowie Michaelowi. już widły stoją do ich wyeliminowania. Ja już będę znikać. Życzę ci mnóstwa weny.
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Tsaaaaa.... Na początku mówi, że się nie zakocha, a później co? Wpadnie po uszy i nic z tym nie zrobi.
    Żółwik! Beczka! Iiiii piąteczka!
    Ale było uloooooooooooooco *-* i tak tych "o" jest za mało. Akcja na karuzeli wymiata. Burza awww ^^ to było słodsze od cukru, ale... Jest ta zikochana granica. Mur który Mike postawił i jakoś się nie kwapi żeby go zburzyć. Rozumiem jego zachowanie, bo jeżeli człowiek zostanie wykiwany przez drugiego, to później ciężko jest zaufać. Komukolwiek. Widać muszę go trzepnąć w ten kudłaty łeb żeby się ogarnął. Frank przesadza i to grubo. Fakt martwi się ale jeżeli zauważy że z psychiką króla jest lepiej to czemu ograniczać tą znajomość?
    Ogólnie to opisy były świetne, przyroda i ta cała atmosfera strasznie mi się podobała. Oby więcej takich cudeniek!!!
    Rachel, Rachel, Rachel...praktycznie nie wiem co o niej napisać dlatego napisałam jej imię trzy razy. Po co? Mnie się nie pytaj bo nie wiem. Albo wiem co napisać. Czekaj tylko myśli zbiorę.
    *chodzi po pokoju i zbiera z podłogi myśli*
    Dobra pozbierałam, więc... Nasza bohaterka wydaje się być osobą baaardzo pozytywną i widać po niej, że zrobi wszystko by Mike jej zaufał i się na nią otworzy.
    Dobra ja zmykam, bo muszę jeszcze przeczytać notatki do szkoły muzycznej xD
    Weeeeny ci życzę DUŻO weny i chyba mam woreczek jej przy sobie. *grzebie w torbie* Mam! Trzymaj. Przyda się na więcej takich cudeniek. *daje worek*
    Pozdrawiam gorąco i czekam na nexta ;***

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak na szybko, bo czasu nie mam za dużo:
    Najbardziej mnie sie końcówka z tęczą podobała <333
    Pomysł z młynem i awarią super, chociaż Mike skoro nie chce się do niej zbliżać, nie powinien moim zdaniem jej tak zapraszać na wypady i robić jakichkolwiek nadziei, w końcu potem za uczucia nikt go przepraszać nie będzie.
    Duuuużo weny!!! <333

    OdpowiedzUsuń