sobota, 14 stycznia 2017

Rozdział 9 ,,Zachowajmy pewien dystans..."

     Nie wiem czy odpowiednie o tej porze będzie ,,Dzień dobry", ale w każdym razie Witam! xD Jakoś wyszło... Było gorzej. Przed chwilą mnie tak coś napadło, bo pewnie gdyby nie to, nie mam pojęcia, kiedy by się pojawił rozdział. Nie mam już nic do dodania. Milego czytania ;) :
_________________________________________
     Gdy tylko wróciłam do domu, usiadłam w miękkim fotelu. Zaparzyłam sobie herbatę i wzięłam parę ciastek z szafki. Od razu załapałam za telefon i wybrałam numer do mojego ukochanego braciszka.
-Dzień dobry, jest pan zainteresowany kupnem nowej pralki?- zmodulowałam głos, aby wydał się poważny
-Tylko, jeśli będzie miała opcje pieczenia...- odpowiedział zabawnym tonem- Co cię nakłoniło do zadzwonienia?
-A czy ja już nie mogę, poprostu chcieć porozmawiać z braciszkiem?
-Braciszkiem?- wydał się zdziwiony- Dobra, jestem pewny, że czegoś chcesz, albo jesteś super zadowolona.
-Druga opcja...- zaczynałam powoli śmiać się jak wariatka
-To z czego się tak cieszysz?
-Byłam dziś znów u Michaela...
-U tego... mojego szwagra, tak?
-Ha, ha. Zabawne.- trochę spoważniałam- Przystał na moją propozycję, o stworzeniu wspolnego artykułu i dzisiaj to napisaliśmy.
-Gratulacje. Co tam się jeszcze działo? Oberwał od ciebie?-powiedział to z taką ironią, że aż tutaj ją wyczułam
-Ale jesteś dzisiaj śmieszny.
-No widzisz? Nudziłabyś się, bezemnie.
-Poza tym...- ciągnęłam swoją historię- Powiedział, że może mi coś zaśpiewać. Jutro. Mam cały wolny dzień...
-I spędzisz go u niego?
-Może niecały... ale większość?
-Jaaasneee...- jego reakcja trochę mnie osłupiła- Muszę już kończyć. Jest późno, a ja muszę wcześnie wstać, poza tym chciałbym coś jeszcze dziś zrobić. Do usłyszenia.
    Odpowiedziałam ciche ,,cześć'', ale tego już chyba nie usłyszałam. Spojrzałam na zegar- dopiero dwudziesta. Miałam cały wieczór dla siebie, zwłaszcza, że mogłam trochę posiedzieć. Jutro nie wstaję wcześnie, najlepiej w ogóle bym nie wstała. Przydałby się dzień, żeby móc cały przechodzić w pidżamie... jednak nie mogłam. Szczerze, załapałam aluzję, że nie chce mu się śpiewać, jednak chciałabym chociaż na godzinę odciągnąć go od myśli o problemach. To coś naprawdę wielkiego, sprawić by ktoś w takiej sytuacji poczuł chwilowe szczęście. Każdy mi zawsze mówił, że swoim optymizmem zarażam wszystkich dookoła. Może zadziałam i na niego?
     Usiadłam się wygodnie na kanapie i wzięłam laptop na kolana. Podłączyłam słuchawki i pierwsze co zrobiłam, to odsłuchałam piosenki, jakie mi puścił w studiu. Ogladałam każdy wideoklip, tym samym poznając jego historię. Nigdy mnie nie ciekawiła jego historia, jako człowieka- aż do teraz. Po godzinnym obejrzeniu i odsłuchaniu wszystkiego co się da, zeszłam na wywiady. Od czasu, gdy był dzieckiem, aż do teraz... Nigdy nie przypuszczałabym, że aż tyle się działo w jego życiu. Teraz rozumiem te powagę i zdystansowanie. Pomimo tego, jednak wydaje się szczęśliwy, a ja nie wiem skąd on to szczęście czerpie.
       Zbliżała się już północ. Zgasiłam wszystkie światła w salonie i ostatni raz spojrzałam na pokryte milionami świateł miasto. Po tym wróciłam do pokoju i skoczyłam na pachnącą pościel. Leżałam wpatrzona w sufit. Nie myślałam, ale skupiałam się na tym co czuje. Na strachu. Może i Michael miał rację? Nigdy mi się taki ból nie przytrafił, to nie było normalne. Powinnam się zgodzić na zawiezienie mnie do szpitala. Narazie jest dobrze i dopóki się to nie powtórzy, zostawię te sprawę tak, jak jest.
     Rano obudziłam się wyspana, jak nigdy. Popołudniowa wizyta zbliżała się z każdą sekundą, a ja wciąż leżałam pod kołdrą, kryjąc się przed rażącymi promieniami słońca. Po chwili jednak wydostałam się spod tony materiału i poszłam do łazienki. Aż moje serce przyspieszyło, gdy zobaczyłam jak ja wyglądam. Wziełam szczotkę w ręce i zaczęłam rozczesywać włosy. Przemyłam twarz i poszłam się przebrać. Został mi teraz tylko makijaż i teoretycznie mogę wychodzić.
                               ***
-Michael... weź wstawaj...- ktoś uporczywie szturchał mnie w ramię- Twoja kochanka miała przyjść po południu, a jest już trzynasta.
    Nie miałem siły otworzyć oczu. Wczorajszy wieczór, po wyjściu Rachael, był bardzo trudny... Nie mogłem spać i to długo, cały czas myśląc o moich problemach. Zasnąłem dopiero nad ranen. Żałowałem, że zgodziłem się na jej kolejną wizytę.
-Odwołaj to...- powiedziałem ledwie żywy
-Nie mogę. Siedzi już w salonie.
-Co?!
    Zerwałem się z łóżka. Nie wiedziałem dokładnie od czego zacząć.
-Powiem jej, że zaraz zejdziesz... a potem porozmawiamy sobie o nadmiernym zaufaniu i jego konsekwencjach...
     Wyszedł, trzaskając za sobą drzwiami. Olałem jego złość i szybko się ogarnąłem. Po pięciu minutach, schodziłem już schodami.
-Kawy?- zapytałem, zostając ją w salonie
-Pewnie.- wstała i stanęła naprzeciw mnie- Nie przyszłam zbyt wcześnie?
-Nie, wszystko w porządku.- skierowałem kroki do kuchni-Zaraz wrócę!
    Gdy stanąłem już w kuchni, oparłem się o blat, zdając sobie sprawę, jak wielki błąd popełniłem. Podjąłem takie ryzyko, taki "obowiązek" i już się nie wycofam, bo nie mogę wyrzucić jej za drzwi. Czasu jednak nie cofnę. Zaparzyłem dwa gorące napoje i wróciłem z nimi do dziewczyny.
- Wszystko dobrze? Długo cię nie było.- zapytała, nieco zatroskana
-Co?- szybko wróciłem myślami na ziemię- Aaa, tak. Wszystko dobrze.
     Uśmiechnąłem się i zatopiłem nos w kubku. Skupiałem się tylko na jego zawartości. W pokoju, długo panowała kompletna cisza. Przerywał ją tylko śpiew ptaków, z zewnątrz. Po chwili podeszła do okna, wyglądając przez nie, we wszystkie strony.
-Przejdziemy się? Szkoda marnować tak pięknej pogody...
    Miała rację. Bezchmurne niebieskie niebo u góry i zielona trawa na dole. Podszedłem też do okna i wyszliśmy tarasem. Spacerowaliśmy ścieżkami pomiędzy trawnikami. Ona zachwycała się przyrodą, w czasie, gdy ja cały czas myślałem o tym co mnie czeka...
-Ile lat zajęło ci stworzenie tego?- zapytała po długim milczeniu
-Dużo... Ja to cały czas tworzę...- miałem nadzieję, że zrozumie moje słowa
-Jak wielka musi być twoja wyobraźnia, żeby sprostać wizji czegoś takiego...
-Eeee...- zapatrzyłem się na niebo- Wystarczy mieć serce dziecka.
      Przeszliśmy kolejne kroki w totalnej ciszy.
-Poznałam cię trochę...- spuściłam głowę- Obejrzałam wczoraj...
-Mam nadzieję, że zaufanych źródeł.- przerwałem jej
     Jeśli chodzi o taki temat, teraz, kiedy w internecie jest tyle plotek, lepiej go nie poruszać...
-Mówię tutaj głównie o muzce, ale...
     Była zagubiona w tym co mówi. Znów czułem, że nie chce mnie w jakikolwiek sposób urazić.
-Przykro mi...- w końcu to z siebie wydusiła
-Nie ma powodu...- poczułem, jakbym zaprzeczał sam sobie- Przetrwam to, wygram i wszystko wróci do normy.
-Nie wątpię, ale wiem, że to boli...- położyła swoją rękę na moim ramieniu
     Przystanąłem na chwilę, czując jak napływa na mnie fala złości, pomieszanej z ogromnym żalem, który ostatnio mnie dosłownie rozrywa od środka.
-Mówisz, jakbym tego nie wiedział...- zrobiłem krok do przodu, zostawiając ją za plecami- Za każdym razem, gdy słyszę idiotyczne ,,współczuję'' mam poprostu ochotę...
     Westchnąłem głęboko. Spuściłem głowę i odwróciłem się spowrotem w stronę dziewczyny. Spod włosów, widziałem lekkie przerażenie w jej oczach.
-Przepraszam... Nie chce wyładowywać na tobie swoich uczuć.- moje emocje znacznie opadły- Zachowajmy pewien dystans...
    Podeszła bliżej mnie. Znów ruszyliśmy powolnym krokiem.
-Zgoda. Nie martw się. Może nie przeżyłam tego co ty, ale wiem co to strata... i z tym wiążące się emocje.
-Poważnie?
-Gdy straciłam rodziców obwiniałam cały świat, wszystkie osoby dookoła mnie. Wyżywałam się na wszystkim, co byłam w stanie dotknąć.- odwróciła głowę w moją stronę
-Opowiesz jak to się stało?- również spojrzałem jej prosto w oczy
-Nie chcę ci się żalić, z prywatnych problemów. Powiedzmy, że to wszystko przez wypadek samochodowy. Najpierw zmarł mój ojciec i kilka miesięcy później matka.- wyraźnie nie chciała o tym rozmawiać
-Nie porównywałbym tych historii- skarciłem ją- Nie mają ze sobą zbyt wiele wspólnego...
-Masz rację, ale obydwie niosą za sobą stratę i... w szczególności żal. Do kogoś. Prawda?
     Chwilę pomyślałem nad jej pytaniem. ,,Do kogoś'', a ja już mam w głowie to nazwisko... Nazwisko tych ludzi, którym tak wiele poświęciłem, a im to nie wystarczało. Którzy mnie poprostu wykorzystali...
-Michael?- chyba za długo wpatrywałem się bezsensowne w ścieżkę
-Tak?- szybko wyrwałem się z przemyśleń
-Powiedziałeś, że coś zaśpiewasz...
     Po tej rozmowie, nie miałem na to większej ochoty, ale muzyka zawsze była moją ucieczką. Od kiedy tylko pamiętam... Było źle, wystarczyła jedna nuta i wszystko powoli wracało do normy, tylko wtedy to był zły nastrój... Teraz mogę stracić wszystko, na co tak bardzo się starałem.
-To wracamy...- uśmiechnąłem się lekko
    Zawróciłem kroki, w kierunku domu. Weszliśmy przez szklane drzwi i od razu poszliśmy do studia. Poczułem, jak powoli wraca mi energia.
-To jaki plan koncertu?- spojrzałem na nią pytającym wzrokiem
-To może, na dobry początek Bad?
     Ucieszyłem się, że jej wybór padł na to. Wszedłem zaraz za szybę, założyłem słuchawki i odśpiewałem to co miałem. Zaraz dostałem listę wszystkiego co chce usłyszeć. Poczułem magię tych utworów. Brakowało mi muzyki. Już długo nie śpiewałem i nie tańczyłem, a to przecież jest częścią mnie. Zakładam, że gdyby nie ona, nie zabrałbym się za to.
-Koniec...- powiedziałem nieco ochrypłym głosem
    Zaśmiała się słysząc mój ton.
-Chodź, napijesz się czegoś.
     Przeszliśmy do salonu. Zachaczyłem jeszcze o kuchnie, nalewając nam soku. Wróciłem spowrotem do Rachael.
-Kiedy wracasz do pracy?- wziąłem do ręki moja szklankę
-Pojutrze... Potem znów idź do pracy,  a czas nieokreślony...- zaczęła przyglądać się swoim pazniokciom
-Masz w ogóle czas dla siebie?
-Trochę, wieczorami... ale wtedy i tak już nic nie mogę zrobić.- wyglądała na zmęczoną
-Tylko nie chodź o północy, po ulicy...- zaśmiałem się cicho, na co ona odpowiedziała również uśmiechem
-Dziękuję ci za pomoc, wtedy... Nie wiem co by się stało, gdyby nie ty. I dzisiaj też.
-Nie ma sprawy.- dokończyłem swój napój
                                 ***

     To jest takie dziwne i niezrozumiałe dla mnie. Czuję powiązanie z osobą, z którą nie mam praktycznie nic wspólnego. Nie umiem tego określić, ale miałam wrażenie, że jestem w stanie zrozumieć to co czuje, chociaż w połowie. Chociaż ten żal do kogoś, kto zniszczył ci świat...
    O dziwo, atmosfera się rozluźniła. Przeszliśmy w normalną rozmowę. Nie wiem jakim cudem poprostu... straciłam poczucie czasu.  Miło się z nim rozmawiało, gdy nie był spięty. Gdy spojrzałam na zegar, od razu zerwałam się z siedzenia.
-Jest już strasznie późno... Muszę iść.- było coś około dwudziestej drugiej
-Dasz sobie radę, czy cie odwieźć? Obstawiam, że autobusy już nie jeżdżą...- i miał rację
-Była bym wdzięczna za podwózkę...
     Nie chętnie prosiłam go o pomoc, ale co miałam zrobić? Boje się iść na piechotę, poza tym to spory kawałek drogi. Michael zniknął za ścianą i zaraz przyszedł ze swoim kierowcą.
-Idziemy?- zapytałam kierując się już do drzwi
     Poszłam za nim. Przy drzwiach, czekał już z moim płaszczem w ręce. Pomógł mi go założyć, po czym poszliśmy do auta. Droga minęła szybko, w całkowitej ciszy. Auto zatrzymało się na parkingu, spory kawałek od budynku. Nie miałam pojęcia dlaczego droga jest zablokowana... Chwyciłam niepewnie za klamkę. Byłam pelna strachu. Po ostatniej sytuacji bałam się trochę chodzić już sama.
-Wszystkow porządku? Mam iść z tobą? - zapytał z troską w głosie
-Jeśli możesz...
-Poczekasz kilka minut?- zwrocił się do swojego kierowcy- Odprowadzę ją i wracam.
     Ten przytaknął mu. Michael wysiadł i szybko przeszliśmy przez ulicę. Trzymałam się mocno jego ręki, jakbym bała się, że zaraz mnie zostawi.
-Nie denerwuj się...- spojrzał na mnie- Wiesz, że ze mną nic ci nie grozi.
     Uśmiechnęłam się, poluźniając trochę uścisk.
-Z tobą, ale jak by było bez ciebie?
-Nie jesteś sama. Przecież cię nie zostawię. Chyba nie myślisz, że pozwolę, żeby ktoś cię skrzywidził, co?-poczułam przyjemne ciepło
    Doszliśmy do budynku. Schodami ruszyliśmy na piętro, gdzie było moje mieszkanie. Odkluczyłam drzwi i otworzyłam szeroko.
-Chcesz czegoś?- zapytałam,  zdejmując swój płaszcz
-Nie, zaraz i tak wychodzę.- zaczął rozglądać się po mieszkaniu
     Zawiesił wzrok na oknie, z widokiem na ogromne, rozświetlone już miasto.
-Piękny widok...- stanęłam obok niego
-Niesamowite.- jeździł wzrokiem po krajobrazie
-Michael...- zaczęłam po chwili ciszy- Dziękuję, że mnie odprowadziłeś
-Nic wielkiego.- uśmiechnął się, po czym wrócił spoglądania przez szybę
    Staliśmy chwilę w ciszy, przyglądając się widokowi. Po chwili odszedł od okna i wrócił do drzwi.
-Do zobaczenia... Juz niedługo.- zarzucił na siebie swój płaszcz i wyszedł
     Zakluczyłam drzwi i pozostałam sama z bałaganem w głowie, pośród tych cztetech ścian.
_________________________________________
:D ?

~Dreamer

3 komentarze:

  1. Hej, hej helloł!!!
    Spodziewałaś się mnie? Nie? I bardzo dobrze. Tak nawiasem mówiąc to pozdrowienia z podłogi. Powiem ci, że jest nawet wygodna.
    Aaaaaa... Zmniejszamy granicę (zapomniałam rzeczownika) tego czegoś co między nimi jest. Ooo dystansu do siebie. Teraz w porównaniu z początkiem to jest coś. I to duże cuś. Mi się wydaje czy jej braciszek coś przed nią ukrywa. Może jaką dziewczyne ma albo co, że tak szybko rozmowy kończy. No właśnie ja to bym się zastanawiała czy ten ból głowy to nic takiego. Ty wiesz co cię czeka jak jej coś będzie nie? Mam taką fajną książkę "1000 sposobów na średniowieczne tortury". Powiem ci, że są tam bardzo ciekawe zastosowania drewna. Ale wracając do notki. Niech ten Frank siedzi cicho, bo gówno wie o nadmiernym zaufaniu. Jeszcze się okaże, że on jest w co wplątany i tyle go będzie. Ej, a co jeśli on jest zazdrosny o Rachel? Uwielbiam domysły mej chorej wyobraźni. Aaaaa.... Darmowy koncert Michaela Jacksona. No nie no. Niezła z niej farciara. Jeszcze ją do domu odprowadził. Bosko! Ja tutaj coś węszę. Węszę romansik stulecia, którego nie mogem się już doczekać.
    Dobra wecia zbiera już swoje manatki, jak i zbiera się z podłogi i idzie czekać. Siąść w kąt i czekać, bo i tak nie mam nic ciekawego do roboty w te ferie.
    Weny ci życzę dużo. Najlepiej to taki duży worek, ale nie taki worek worek tylko taki worek, że wór.
    Pozdrawiam gorąco ;***

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej!

    Nie no dystans, serio? Oni się ewidentnie polubili, a dystans tu niepotrzebny. Bo tak właśnie jest jak na początku chodzi o własne ego, a potem.... Ciekawa sprawa się dzieje.

    Dziwne, że pomimo załapania aluzji, Rachael i tak uparła się przy tym "koncercie". Michael wydaje się być przybity tym wszystkim, chociaż z drugiej strony muzyka w sensie odskoczni od rzeczywistości to też duży plus. Niech tylko zapomni o TYCH ludziach i będzie chyba good... Tyle że tutaj jeszcze liczy się inna wartość, tylko nie wiem jaka, bo za słaby ze mnie filozof.

    Nie ma to jak obudzić się wtedy, kiedy nieczego nieświadomy gość siedzi właśnie w salonie. I czeka. To zabawne. Na dodatek ta wszechobecną ironia i złośliwość Michaela. On i złośliwość? :D
    Jego sprawa xD

    Także ja przepraszam za nieogarnięty komentarz, życzę weny i pozdrawiam ;*

    Mezzoforte

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam wcześniej, ale czasu na koma nie miałam :P
    W sumie dalej nie mam, sesja na studiach nie zna litości i niestety nie mam czasu na własnego bloga nie mówiąc o innych.
    Rozdział super, chociaż Mike ciągle spięty przy niej jest, przynajmniej na początku. Miło, że ją potem odprowadził, ogólnie jakoś tak chyba się przekonuje do niej w końcu ;DDD
    Wyłapałam kilka literówek w tekście, ale nie były mocno rażące wiec się nie przyczepię :D
    Pozdrawiam i wenyy:)

    OdpowiedzUsuń