niedziela, 5 lutego 2017

Rozdział 12 ,,Usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła.''

Hejooo! Dużo emocji dzisiaj... No muszę przyznać, że na ostatnią chwilę wszystko mi najlepiej wychodzi. Powoli zaczynam dramat, który tak bardzo uwielbiam <3 Teraz może się już tylko dziać źle xD (taki żarcik) Ostatnio wzięłam się trochę za wygląd bloga i mam nadzieję, że zaczyna to jakoś wyglądać. No nic, ja nie przedłużam i zapraszam do czytania:
_________________________________________

-To niedorzeczne!- zerwałem się z siedzenia- Nigdy bym tego nie zrobił!
    Szybko pożałowałem mojej decyzji. Ochroniarz spowrotem posiadził mnie na siedzeniu.
-Jeszcze raz i wyprowadzimy cię w kajdankach...- wzdrygnąłem się na jego szept
-Nie zamknięcie niewinnego człowieka...- odpowiedziałem równie cicho, na co się zaśmiał
    Szybko skupiłem się na swoich dłoniach. Nie mogłem wysiedzieć na miejscu. Dzisiaj wyjątkowo nie miałem ochoty słuchać tych bzdur. Denerwowałem się, tak poprostu. Rozejrzałem się po sali. Większość ludzi była we mnie wpatrzona. Aby uniknąć ich wzroku spojrzałem w drugą stronę. Po prawej było okno, z widokiem na trawnik i parę drzew przed sądem. Podparłem głowę na ręce i obserowałem to, co się dzieje na zewnątrz. Dzień był piękny, ciepły i słoneczny. Podobnie jak jego poprzednik. Ptaki siedziały na drzewach i śpiewały swoje piosenki. A ja? A ja... nie mogę.
-Panie Jackson...- zwrócił się do mnie sędzia- Wszystko w porządku?
     Oderwałem oczy od okna i spojrzałem na ławę.
-Tak, przepraszam.- odpowiedziałem pospiesznie, by móc znów zaszyć się w myślach
     Poczułem zacisk w żołądku. Wszystko przez rodzinę Arvizów, którą dojrzałem kątem oka. Poczułem jak skacze mi ciśnienie. W jednej chwili miałem ochotę wstać i roznieść całą salę. W całym moim życiu, chyba nie przeżyłem tyle nienawiści, co w ciągu tego roku. Nienawiść jest zła i mam tego pełną świadomość. Co jednak mogę innego czuć w takiej sytuacji? Mam płakać, z wymuszonej miłości do innego człowieka, którą przykazano? Jeśli tak, to nie rozumiem sensu tego. Presja uczuć prowadzi do różnych rzeczy, jednak jak często słyszałem, że jestem najspokojniejszym człowiekiem na świecie? To wystarczy, by nie popełnić głupstwa. Nie zmienię stosunku do ludzi, którzy tak naprawdę kręcili się wciąż wokół moich pieniędzy. Gdybym mógł, pozbyłbym się całego dorobku i zobaczył ile ludzi tu zostanie, a ile odejdzie.
-Michael...- Frank szturchnął mnie w ramię- Co ci?
-Nic...- wróciłem wzrokiem na blat biurka- Za dużo myślę.
-Chociaż sprawiaj wrażenie, że wiesz co się dzieje...
     Zmierzyłem go wzrokiem, jednak on już skupił się na innych sprawach.
                               ***
 
     Zaufanie to podstawa solidnej przyjaźni i związku z przyszłością. Jestem zdania, że właśnie ta ufność jest fundamentem, który łatwo pęka. Ludzie kruszą ją na małe kawałeczki, lecz przecież nigdy nie ma sytuacji bez wyjścia. Da się to posklejać, ale ile do tego trzeba cierpliwości? Ile zrozumienia i czasu? Całkiem sporo.
 Wiele osób myśli, że dobrze im będzie w samotności, że dadzą radę sami. Ale czy tak jest naprawdę? Czy ta przyjemność bycia tylko i wyłącznie z samym sobą, nie przeradza się w osamotnienie? Nawet mając za sobą potworne przeżycia, nie można się odgrodzić od ludzi i zamknąć w swoim świecie, bo nie wszyscy są źli. Widzę w nim kogoś więcej, niż przypadkową gwiazdę. Widzę człowieka. Człowieka, któremu trzeba pomóc. Postaram znów zbić ten fundament w jedność...
   Podniosłam powoli powieki, czując światło słońca na twarzy. Oślepiło mnie, a do tego zadzwonił budzik. Wzdrygnęłam się na jego dźwięk i spadłam z łóżka, uderzając głową o etyżerkę. Leżałam chwilę bez ruchu, zastanawiając się, która część ciała bardziej oberwała. Odruchowo jednak chwyciłam się za głowę. Rozjerzałam się po pokoju, powoli rozumiejąc co, jak i dlaczego. Podpierając się łóżka, wstałam i spojrzałam na zegarek. Ósma rano. Dopiero teraz poczułam jak ból napływa mi do głowy i szybkim krokiem poszłam do kuchni, po coś przeciwbólowego. Zatrzymałam się przy lodówce, wlepiając wzrok w kartkę. Miałam wrażenie, że o czymś zapomniałam... Zack!
    Stałam bez ruchu, wpatrując się w papier. Nieważne jak się wytłumaczę, czuje, że będzie zły. Nawet bardzo. Muszę jednak coś wymyślić. Przecież nie powiem, że wyszłam z Michaelem Jacksonem do kina. Nie umiem kłamać, ale nie mogę wydać Michaela. Obiecałam to jemu i sobie.
    Wróciłam myślami na ziemię. Zajrzałam do pierwszej szafki i wyjęłam z niej koszyczek z lekami. Włożyłam jedną tabletkę do ust i szybko popiłam wodą, aby nie czuć jej okropnego smaku.
    Dręczyła mnie myśl o wczoraj. Miałam wrażenie, że ta burza szaleje za oknem. Przed oczami lśniły błyskawice, a w uszach słyszałam dźwięki grzmotów. Moje serce drżało na samą myśl o wczoraj i... Spojrzałam na zegar. Nie zostało wiele do wyjścia, a ja nie byłam gotowa nawet w połowie. Pobiegłam do sypiali, przebrać się w coś sensownego. Po drodze wstąpiłam do łazienki i spóźniona wyszłam z domu. Biegam na przystanek, mając nadzieję, że jeszcze zastanę autobus. Na szczęście, gdy doszłam na miejsce, jeszcze tam stał. Wsiadłam i pojechałam pod budynek biurka. Szłam schodami na górę i zatrzymałam rękę na klamce.
-Rachael?- przygryzłam wargę słysząc znany głos- Gdzie ty wczoraj byłaś?
    Jeszcze nigdy w mojej głowie nie pojawiło się tyle pomysłów co teraz.
-Musiałam pilnie wyjść...- zeszłam do niego, na dół- Przepraszam, ale nie miałam ci jak powiedzieć.
     Miałam wrażenie, że wie o tym kłamstwie. Jakby czytał z moich oczu.
-Jasne, rozumiem. Innym razem.- powiedział obojętnie i ominął mnie
     Mogę być z siebie dumna. Naprawdę. Spisałam się świetnie. Ale o czym miałam myśleć, gdy Michael wyskoczył z taką propozycją? I tak nic mnie nie usprawiedliwia.
-Poczekaj!- krzyknęłam i podbiegłam do niego- Naprawdę przepraszam... Powinnam ci to jakoś powiedzieć, ale...
-Temat skończony, nic się nie stało.- wymusił uśmiech i wszedł do budynku
     Poczułam żal do siebie. Zawiodłam go... Teraz jest wściekły i nie dam rady z nim normalnie porozmawiać. Zrezygnowana weszłam do biura i zatrzymałam się w pół korytarza, przypominając sobie o tym, co powiedziałam Michaelowi. Zwróciłam i stanęłam przed gabinetem.
-Dzień dobry...- otwarłam niepewnie drzwi- Można?
-Rachael? Zapraszam.
     Weszłam po środka, zamykając za sobą drzwi. Usiadłam przed biurkiem i sklejałam w głowie słowa.
-O co chodzi?- zapytał po chwili
-Czy firma mogłaby wydać krótki wywiad w telewizji?- spojrzał na mnie ze zdziwieniem- Mam pewien pomysł... Ale muszę wiedzieć.
    Przyglądał mi się przez chwilę, jakby zobaczył ducha. Poczułam się niezręcznie w tej sytuacji i spuściłam głowę.
-Mogłbym coś takiego załatwić, tylko... sporo by to kosztowało.- zawahał się
-Jestem pewna, że to przyniesie spore zyski. To bardzo oblegany temat...- uświadomiłam sobie, że się uśmiecham
-A mianowicie jaki?
   Zawahałam się i przybrałam poważnej miny. Zrozumiałam, że on może coś podejrzewać. Poczułam zacisk w brzuchu.
-Jaki temat?- powtórzył głośniej
-Michaela Jacksona...- wydusiłam coś z siebie, w końcu- Załatwię jego zgodę. Mam znajomości.
    Miałam nadzieję, że nie będzie zadawał dalszych pytań. Niech tylko powie tak...
-Zgoda, mogę spróbować coś wymyślić, ale do jutra, chcę dostać od niego telefon.
-Naprawdę?- uniosłam się- Dziękuję!
-Dobrze, teraz wracaj do pracy.
     Podziękowałam jeszcze raz i wyszłam z biura, poprostu przepełniona radością. Pobiegłam do pokoju, mojej pracy. Otwarłam drzwi i od razu zwróciłam uwagę na Matta i Vanessę, których nie widziałam... trzy dni.
-Czeeeść...- przedłużyłam samogłoskę- Tęskniliście?
-Nawet bardzo..- Matt jak zawsze przewracał coś w papierach- Nie miałaś być już wczoraj?
-Miałam ale... coś mi wypadło.- zaczęłam moje miejsce pracy- To co mamy dzisiaj do zrobienia?
     Starałam się za wszelką cenę uniknąć tematu, co takiego ważnego mi wypadło. Muszę to ukryć przed wszystkimi...
-Masz to...- podał mi papier, który przed chwilą wyjął z teczki- Dalej, przepisz to i pójdziesz zanieść do drukarni parę artykułów.
    Moja praca była taka melancholijna. Chciałabym raz zrobić coś innego. Coś czuję, że już taka sekretarka ma ciekawsze zajęcia. Szybko uwinęłam się z moim zadaniem i wszystkie literki wylądowały w systemie. Matt wręczył mi plik kartek, które miały zostać skserowane i znów przyniesonie tu. Ruszyłam szybkim krokiem i dopiero przed wejściem przypomniało mi się, kto tu pracuje. Może to dobra okazja, żeby spróbować go przegadać?
-Mam parę kartek do skserowania...- uchyliłam drzwi- Mogę wejść?
-Wejdź...- uslyszałam cichą odpowiedź, jednak nie widziałam go nigdzie
    Weszłam nie pewnie, czując lekkie przerażenie. W końcu ktoś mnie wpuszcza do środka, a ja tutaj żywej duszy nie widzę. Stanęłam przy biurku i zauważyłam go, jak stał przy ekspresie do kawy.
-Jak chcesz mi coś wygadać to śmiało...- odłożyłam wszystko na blat- Ale nie udawaj, że wszystko w porządku.
    Westchnął cicho, jednak dźwięk ten doszedł do mnie. Odwrócił się w moją strone, patrząc przeszywającym spojrzeniem.
-Nie mam ci nic do powiedzenia. Poprostu...- zaciął się- Chce z tobą porozmawiać. Dasz się zaprosić dzisiaj?
    Miał nadzieję w oczach, ale dzisiaj muszę iść do Michaela, porozmawiać na temat mojego planu. Obejrzałam chyba całą podłogę z dwa razy, zanim mój wzrok znów spoczął na nim.
-Przepraszam, ale dziś poważnie nie mogę. Muszę wyjść... To ważne.
-Gdzie musisz tak pilnie wyjść?- zapytał, a ja poczułam jak robi mi się gorąco
   Zastanawiałam się co powiedzieć, przez dłuższą chwilę, jednak wciąż nie mogłam dobrać słów.
-Jasne...- wyczułam ironię w jego głosie
-Naprawdę. Muszę iść do znajomego, porozmawiać z nim.
    Wiedziałam, że mi nie wierzy. Nie minęłam się z prawdą. Czułam się zupełnie nie winna i nie musiałam mu się ze wszystkiego tłumaczyć.
-Nie wierz, twój wybór. Nie mam zamiaru ci się tłumaczyć.- wyszłam, trzaskając drzwiami
     Świetnie. Pracuje tu kilka dni, a już narobiłam sobie problemów z innymi. Mam nieprzyjne uczucie, że to dopiero początek większych problemów. Mój brat dawno się nie odzywał. To mnie martwi. Wróciłam do swojego biurka, mając zupełnie popsuty humor. Nie miałam już ochoty na nic. Vanessa i Matt próbowali się do mnie odzywać, jednsk nie angażowałam się w jakąś rozmowę. Wiedziałam, że od nich też się oddaliłam. Poczułam niepokój, gdy uświadomiłam sobie, co się właśnie dzieje wokół mnie. Scott się nie odzywa, Zack jest wściekły, a z Mattem i Van prawie straciłam ten dobry kontakt. Nie rozumiem tego.
     Skończyłam szybko pracę. Gdzieś pomiędzy bezsensownymi zajęciami Van kazała mi segregować papiery i bawili się mną, byle mi znaleźć jakieś zajęcie. Gdy wybiła godzina, kończąca pracę, uświadomiłam sobie, jaki kierunek obieram. Mimowolnie uśmiechnęłam się i Wybiegłam z biura, żegnając się ze wszystkimi. Złpałam taksówkę i kazałam zawieźć siebie, niedaleko Neverlandu. Ostrzegał mnie, abym nigdy nie podjeżdżaała czymś pod bramę, tak więc resztę drogi przeszłam na pieszo. Miałam przy okazji pogadać widoki. Piękna pogoda idealnie ukazywała niezwykłość gór.
-Jest może Michael? Jestem Rachael Morgan.- zadzwoniłam do domofonu
-Jest, ale nie będzie z nikim rozmawiał...- dźwięk był tak nie wyraźny, że nie mogłam poznać kto mówi
-To bardzo ważne...
    Błagałam w duszy, aby mnie wpuścili. Uslyszałam tylko ciche ,,Wpuść ją.'' i brama otwarła się. Weszłam i pobiegłam wprost do drzwi. Zapukałam, a po paru sekundach pojawił się przedemną Mike.
-Mam dla ciebie propozycję, nie do odrzucenia.- zaprosił mnie do środka
     Udałam się do salonu i zajęłam miejsce na kanapie. Zaraz obok mnie zjawił się i on, lecz... Nie umiem tego określić. To, w jakim był stanie, poprostu mnie przybiło...
-Stało się coś?- zapytałam z troską w głosie
     Przykrwione oczy, ukazywały jeszcze większy, ukryty w nich ból. Nie wiem dokładnie czy był zły, czy może bardziej smutny... Wiem, że gdy spojrzałam na niego, poprostu odebrało mi mowę.
-Nie będę na ten temat z tobą rozmawiać...- jego głos załamywał się- Lepiej mów szybko, czego chcesz.
     Nie chciałam się z nim kłócić, bo widziałam, że jest trochę podburzony. Nie pytałam już o to więcej.
-Rozmawiałam dzisiaj z szefem i uzgodniłam, że jeżeli wyrazisz zgodę do jutra, to załatwi w telewizji krótki wywiad.- otworzył szerzej oczy, jakby ze zdziwienia- Nagralibyśmy to, najlepiej chwilę przed twoją rozprawą.
-Czekaj, czekaj...- zezłościł się- Ty chcesz, aby ja wrócił do telewizji, rok po wypuszczeniu wywiadu z Bashirem?
Chyba sobie żartujesz...
      Trochę wystraszyła mnie jego reakcja. Był wściekły. Spuściłam głowę, unikając jego wzroku. Poczułam jak gwałtownie wstaje z siedzenia. Chodził po pokoju, bez celu.
-Unikam kamer, kiedy tylko mogę. Nie mówię,  praktycznie w ogóle. Jedyne nagrania jakie widać to z monitoringu. Wszyscy każą mi uciekać, bo znajduję się w tak gównianej sytuacji...- uderzył pięścią w stół
     Spojrzałam na niego z przerażeniem w oczach. Nigdy nie krzyczał. Naprawdę- nigdy.
-Nie mam zamiaru znów robić sobie problemów...- zszedł z tonu- A teraz wyjdź, jeżeli to wszystko. Nie mam ochoty z nikim rozmawiać.
     Moje serce waliło z wielką siłą. Wstałam i doslownie wybiegłam z jego rezydencji. Po drodze usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła. Zatrzymałam się przed bramą, bojąc się powrotu tutaj. Spojrzałam ostatni raz za siebie. Chciałam wrócić do domu. Najzwyklej stąd uciec.
                                 ***

    

   Wściekłość, nienawiść, zawód to aktualnie wszystko, co potrafię czuć. Oni mnie niszczą. Burzą mnie i moje idee od środka. Ludzie, którym dałem wszystko, teraz chcą mnie okraść i wykorzystać. Zaraz po powrocie do domu, zamknąłem się w sypialni. Rozniosłem pół pokoju, szukając w tym jakiegoś ukojenia. Jednak złość narastała, bo wspomnienia, nie dawały spokoju mojej głowie. Każda chwila, z pozoru szczera, godna niezapomnienia, była przesiąknięta kłamstwem... Z każdą chwilą emocje rozsadzały mnie coraz bardziej. Nadszedł ten moment, gdy złość zamienia się na łzy. To wszystko spowolniło moje myśli i czyny. Siedziałem i patrzyłem przez okno, licząc na cud. Z oczu ciekły łzy, jedna za drugą. Nawet nie starałem się uspokoić. Poprostu dawałem ujść wszystkiemu co czułem. 
     Gdy usłyszałem, że ktoś się do mnie dobija, szybko zszedłem na dół. Nie miałam ochoty na rozmowę, bo wiedziałem, że nie dam rady ukryć wszystkiego. Wpuściłem ją jednak, czując jak bardzo źle robię. Była podekscytowana, szczęśliwa. Zupełne przeciwieństwo mnie, w tym momencie. Gdy powiedziała mi wszystko, poczułem, że nie daję rady. To wszystko mnie przytłaczało i męczyło. Gdy usłyszałem o telewizji, znów wróciły wspomnienia. Te wszystkie komentarze, nienawiść ludzi i za co? Za to, że jestem sobą? Nie słucham tego co mówią o mnie, jednak nie sposób, żeby to do mnie w jakiś sposób nie doszło. Gdy tylko dostrzegłem jej przerażenie, szybko postarałem się uspokoić. Wybiegła z mojego domu, a ja zrezygnowany znów usiadłem. Mając pod ręką pustą szklankę rzuciłem nią o ścianę, tłucząc ją na większe i mniejsze kawałki. Podobnie teraz wyglądam ja... jak i moje serce.
_________________________________________

Tak, tak, naprawdę nie mam już o jakiej godzinie wstawiać rozdziału xD Dziś troszku mało opisów, ale wena mi nie dopisuje za bardzo. Takie życie. Poza tym, jestem w sumie z tego zadowolona...

~Dreamer

2 komentarze:

  1. Cześć i czołem widzę, że miewamy się dobrze, a wręcz wspaniale!!!
    Miałam jakoś genialnie zacząć moją wypowiedź, ale po prostu zapomniałam xD Czyli, że będzie drama? Będzie drama jakich mało? I szczerze po części chciało mi się śmiać przez pół tego rozdziału. Naprawdę nie wiem czemu. Ale no z drugiej strony nie lepiej od razu kogoś subtelnie spławić niżeli potem no robić takie coś? Chyba używam za dużo słowa "no" xD Naprawdę początek wow, bo aż ten cały jego ból no (znowu) było czuć. Za co ode mnie jeszcze większy plus przypinam do karteczki :D Rachel w pracy... Bliskie spotkanie z Zackiem zaliczone. Choć pewnie będzie pewne zamieszanie z jego osobą, bo po tobie można się wszystkiego spodziewać (w dobrym słowa znaczeniu). Albo mi się wydaje, albo Rachel (muszę jej jakąś ksywe wymyśleć) zbyt szybko wyskoczyła z tą niecodzienną propozycją. Nie wiem może mam jakieś dziwne urojenia, bo takowych ostatnio mam sporo. I końcówka matkooooooooooo... Nosz, ale, agrrr, ughh... No właśnie o tym na początku mówiłam, że najpierw mógł ją delikatnie spławić, a nie teraz to na pewno będzie siebie o jego humor posądzać. Ogólnie to uważam, że szklanki jak i materiał z czego są zrobione do wyżaywania się są po prostu idealne. Szczególnie gdy ta przez przypadek odbije się od ściany to jest już po prostu coś.
    Szczerze? Już się nie mogę doczekać tego dramatu o którym mówisz, bo jestem meeeega ciekawa jak to dalej rozwiniesz.
    Powoli będę opuszczać twoje progi, w ogóle zapomniałam dodać że tełko i wygląd cacuszko. To co? Weny ci życzę duuuużo i pozdrawiam gorąco ;***

    OdpowiedzUsuń
  2. Hello my friend!
    Ach, na gadanie po angielsku mi się zbiera. Ten perfekt inglisz xD. Rozdział wyszedł super. Nie dziwię się Michaelowi czemu mu się ciśnienie na widok Arvizów w tej sali podniosło. Ja sama na miejscu Mike'a bym się wnerwiła widząc ludzi, którzy mnie udupili i są żądni tylko na kasę. Bym powybijała dziadów. Czułam w kościach,że Zack obrazi się na naszą bohaterkę za to,że go wystawiła. Ale co dziewczyna miała zrobić, jak jej Michael wolne załatwił i do kina zabrał? Kogoś musiała wystawić, Michaela by nie wypadało więc został Zack. Jestem naprawdę ciekawa co z tym jej bratem? Może jakąś dziewczynę poznał i teraz to ona jest na 1 miejscu? Chociaż nie sądzę. Teraz będę chodzić zamyślona aż do rozwiązania tej zagadki. Wiedziałam,że ta znajomość Rachel z Van i Matem szybko się skończy dobrze układać. To było do odczucia na samym początku opo. Powinnam cię zabić za ten napad złości rzucanie szklankami przez Michaela. Rachel była miła i powiedziała tylko o swoim planie, a ten od razu ją ochrzanił. Jeszcze ta szklanka, myślę że powinien chłopak był z nią porozmawiać. Ja już zmykam życzę ci weny i czekam już na nexta.
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń