Witom!
Otóż opuściła mnie magia świąt :/ Nie mogłam znieść, pisania tego. Wyszło okropnie, ale mam nadzieję, że jakoś się klei. Ogólnie to starsznie już... Popularny temat. Drugi raz Michael ratuje sytuacje xD Chciałam to zmienić, ale poważnie nie mam siły, pomysłu i rozdział by skróciło o połowę. Jednej nocy pisałam jak natchniona, to musiałam zasnąć i wszystko szlak trafił. Bywa:
_______________________________________
Widząc, że dzwoni do mnie ,,Numer zastrzeżony", zastanawiałam się: Po co? Dlaczego? Jak? Gdzie? Kiedy? Kto?- czyli prościej CO?! Starała się połączyć fakty. Pierwsza faza snu zupełnie mnie otępiła. Przystawiłam urządzenie do ucha. Zaraz... Najpierw muszę odebrać...
-Halo?- ziewnęłam i zaczęłam przecierać oczy
-Rachael? To ja... Michael...
-Michael...- powtórzyłam- Michael! Skąd ty masz mój numer?
Rozbudziłam się, jakbym wypiła z trzy kawy.
-Mam swoje sposoby...-powiedział prawie niesłyszalnie- Przejdźmy do sedna. Zgadzam się na twoją propozycję, tylko proszę. Nie chcę, żeby ktokolwiek z twoich znajomych o tym wiedział. Co najważniejsze, uważaj, gdy do mnie jeździsz. Nie chcę, abyś miała przeze mnie kłopoty, a mi to by nie wyszło na dobre.- jego kazanie nie miało końca- I jeszcze...
-Uspokój się...- przerwałam mu- Nie jestem dzieckiem. Wiem jak się zachować, wiem kim jesteś dla świata.
-Wybacz, ale chyba mnie rozumiesz. Mam już dość problemów...
-Rozumiem i właśnie dlatego ci to zaproponowałam. Pomoc, żeby chociaż trochę tego z ciebie ściągnąć.
-Dziękuję cie bardzo, nie zdajesz sobie sprawy jak mi to pomoże.- był bardzo podekscytowany
-Do usług...- uśmiechnęłam się lekko
-Chcę cie widzieć jutro o piętnastej.
-W takiej sytuacji, przyjadę od razu po pracy.- zerknęłam na kartkę, wiszącą na lodówce
-Jesteś pewna, że to nie zbyt duży kłopot?
-Nie, wręcz miłe doświadczenie... mieć cały zajęty dzień. Zawsze do pracy, a po niej co? W sumie nic...
-Tak, więc do zobaczenia jutro.- odpowiedziałam mu ciche ,,do zobaczenia" i zakończyłam rozmowę
Stałam chwilę jak słup soli, myśląc o tym co usłyszałam przed chwilą. Nadal nie mogę uwierzyć, że w tym momencie zaczęła się moja znajomość z samym Michaelem Jacksonem. Niewiarygodne, zwykła dziewczyna z Chicago, będzie pracować z taką gwiazdą. Myślałam, że wybuchnę z szczęścia. Teoretycznie, jest tylko kolejną osobą na mojej drodze. Zwykły człowiek. Co więc mnie tak do niego ciągnie? Zainteresowanie. Bardzo duże zainteresowanie jego postacią. Legendy zna każdy, lecz nie każdy ma możliwość bycia jej częścią. Naprawdę nie umiem określić dlaczego tak nagle zaczęło mnie ciągnąć w jego strony. W stronę muzyki i jego świata. No cóż... Wzięłam długopis do ręki i szybko napisałam o jutrzejszym spotkaniu, żeby tylko nie zapomnieć...
Wieczór zapowiadał się nieprzyjemny. Chmury nachodziły bardzo szybko, co powodował silny wiatr. Umyłam się i przebrałam w ulubioną granatową piżamę. Był wczesny wieczór, jednak ja chciałam się już położyć. Zaparzyłam sobie herbatę i poszłam z nią do pokoju. Działo się we mnie coś dziwnego. Nawet nie pamiętam czy dopiłam napój, bo ledwo usiadłam na łóżku... już oglądałam powieki od dołu.
———————————————————
Gdy usłyszałam dźwięk budzika, otwarłam zaspane oczy. Przez zamazany obraz, dotarłam ręką do źródła hałasu, wyłączając go. Leżałam tak przez chwilę, tuląc się do kołdry. Chciałam znów zasnąć i do tego zmierzałam... Praca! Zerwałam się na równe nogi i pobiegłam do łazienki. Przyglądałam się mojemu odbiciu w lustrze przez jakieś dziesięć minut... Dlaczego znów mi się to śniło... Mam dość. Zawsze, gdy mam świetny humor, coś musi to spaprać... Wspomnienia. Największe przekleństwo ludzkości. Było, minęło. Tyle w temacie. Nie będę tego rozdrapywać. Odeszłam od lustra i zaczęłam szukać jakiegoś ubrania. Wybór padł na prostą, czarną sukienkę. Szybko się w nią przebrałam i zajęłam się sprawami w salonie i kuchni. Gdy wyszłam z sypialni, spojrzałam na zegar, ponad kominkiem. Została mi godzina do wyjścia. Teraz spojrzałam na karteczkę na lodówce. Michael! Właśnie... Muszę się wyrobić dzisiaj z robotą... Spakowałam szybko wszystko co potrzebne w moją torbę. Zapowiadała się długa wizyta i dużo pracy. Chyba oszaleję. Kiedy ja ostatni raz byłam w kinie? Dobrze, że to ostatni dzień. Potem dwa dni wolnego... a wiadomo, że historia lubi zataczać koło...
Zebrałam się szybko i wyszłam. Podążałam chodnikiem, na najbliższy przystanek. Myślałam i to był mój błąd. ,,Będę znów szczęśliwa''? Tyle minęło... Zapomniałam o tej rozmowie, podczas wizyty w szpitalu. Nasuwa się pytanie: Czy kiedykolwiek byłam nieszczęśliwa? Do tego stopnia? Cały smutek zostawiłam za sobą. Zaczęłam jakby od nowa. Czego chcieć więcej? Podeszłam do przystanku, akurat, gdy podjechał mój kurs. Wsiadzłam i zajęłam pierwsze wolne miejsce. Droga minęła szybko i po chwili znalazłam się w biurze.
-Pani Morgan?- zatrzymała mnie jakaś kobieta- Szef chce się koniecznie z panią widzieć. Natychmiast.
-Coś się stało?- trochę się przestraszyłam
-Nic mi nie wiadomo, proszę iść.
Zrobiłam jak mi kazała. Poszłam pod drzwi i z ręką na sercu je otowrzyłam.
-Chciał się szef ze mną widzieć?
-Tak, to bardzo poważna sprawa...
Przełknęłam ślinę. Postawiłam pierwsze kroki w gabinecie. Poważna mina tego człowieka, po chwili zmieniła się w szeroki uśmiech.
-Jestem naprawdę zadowolony... i dumny...- zaskoczyło mnie to- Przed chwilą dzownił Michael Jackson i powiedział, że chce, abyś komentowała jego rozprawę.
Zadbał o wszystko... Nie wierzę. Uśmiechnęłam się w odpowiedzi.
-Naprawdę cieszę się, że wyraził zgodę.
-Ja również. To przyniesie duże zyski... Tylko tyle, chciałem ci to powiedzieć i jeszcze podziękować.- uścisnął mi dłoń i odprowadził do drzwi
Wyszłam z mnóstwem energii i poszłam przeciwnym korytarzem.
-To za co się dzisiaj zabieramy?- wpadłam do pokoju i spojrzałam pytająco na Matta
-Cześć.- odpowiedział zdziwiony- Tam masz kartkę.
Wskazał na papier, przyklejony do monitora. Podeszłam i odklejiłam ją od urządzenia. Nic, co by mnie nie zdziwiło. Takie przynieś, zanieś, pozamiataj... Jak zawsze. Ale praca to praca. Wzięłam się za wszystko po kolei. Szybkość z jaką to robiłam, sprawiła, że wyrobiłam się godzinę przed końcem pracy. Dopiero, gdy na chwilę usiadłam, poczułam ból w nogach, rękach, głowie... Położyłam głowę na biurku. Czułam, jakby zaraz miało mi wysadzić czaszkę.
-Wszystko w porządku?- Matt pochylił się nade mną
-Nie, boli mnie głowa...
-To weź jakieś leki.
Wstałam z krzesła i wziełam swoją torebkę.
-Pozwolisz, że wyjdę do apteki?- zapytałam, zbliżając się do drzwi
-Jasne, zaraz i tak kończysz pracę.- uśmiechnął się- Możesz już iść do domu.
Podziękowałam mu i chwyciłam za klamkę. Wyszłam z budynku i powolnym krokiem udałam się do najbliższej apteki. Powoli już nie znosiłam tego bólu... Liczyłam, że może świeże powietrze trochę mi pomoże, ale od tego jeszcze bardziej kręciło mi się w głowie. Myślałam, że zaraz zemndleję. Usiadłam na pierwszej ławce, jaką zobaczyłam... Do głowy docierały pojedyncze dźwięki, zaniepokojonych ludzi. Potem przedemną pojawiła się czarna postać, która powoli zlewała się z otoczeniem... Dalej to już była czarna plama.
***

Niespodzianka czy troska? Chyba bardziej troska... W takiej sytuacji o co? Myślę, że o tą całą tajemnicę. Nie chciałem aby się cokolwiek wydało, bo zaraz wyolbrzymiono by tę sprawę. Chciałem, aby mnie z Rachael łączyła tylko współpraca. Nie mam zamiaru nawiązywać bliższych znajomości. Mam dość fałszywych ludzi. Pomimo tego, jednak nie chciałem jej zbyt szybko tracić. Bałem się, aby nie pogorszyła mojej sytuacji i niezaprzepaściła swojej, więc wolałem po nią wyjechać, poza tym- jedna malutka uwaga. Ona sama do końca nie wie, gdzie ja mieszkam. Raz jechaliśmy do Neverlandu nocą, drugi raz kazałem ją odwieźć szoferowi. Nie miała okazji poznać tej okolicy. A gdyby nagle zamówiła taksówkę pod Neverland Valley Ranch- czy to nie było by podejrzane?
Stałem dosłownie chwilę pod jej biurem. Po chwili wyszła, powolnym krokiem, cały czas trzymając się za głowę. Bałem się, że coś jej jest. Gdy przysiadła na ławce, bylem w stu procentach pewny, że coś nie gra. Przystanęło obok niej kilka, ludzi pytając co się stało, jednak żaden nie dostał odpowiedzi. Przyklęknąłem na jedno kolano przed nią. Zobaczyłam jak zamyka oczy, tracąc panowanie nad sobą. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do małego samochodu, unikając jakichkolwiek zbędnych gapiów.
-Rachael...- ułożyłem ją na siedzeniu i próbowałem wybudzić
Powoli otwarła oczy.
-Jedziemy do szpitala?- zapytał mój kierowca
-Tak, je...
-Nie!- dziewczyna podniosła się na łokciach- Już wszystko w porządku...
-Zemdlałaś. Nie jest w porządku.
-To przez głowę... Zaraz mi eksploduje...
-Jednak wolałbym, zeby to sprawdzono. Przez ból głowy się nie mdleje, to nie jest normalne.
-Daj spokój...- próbowała mnie od tego odciągnąć
-Na pewno?- próbowałem wyjść na swoje
-Tak. Skończyłam pracę. Miałam iść po coś do apetki, ale zakręciło mi się w glowie. Już jest dobrze i możemy jechać pracować.- uśmiechnęła się
Uległem jej. Nie o to mi chodziło, aby teraz się z nią kłócić. Kazałem jechać do Neverlandu.
-Co ty tu w ogóle robisz? Znów się pojawiasz w momencie idealnym do ratowania z opresji, mój ty wybawco...
Obydwoje się na to zaśmialiśmy, a ja zobaczyłem w lusterku podejrzaną minę kierującego.
-Nie chciałem, żebyśmy mieli kłopoty, poza tym dobrze przeglądaj się okolicy. Ledwo ją znasz... Nie wiesz jak dojechać do mojego domu, a taksówki tu nie poprosisz, bo wyda się to podejrzane.
Spojrzała na mnie i pokiwała znacząco głową. To chyba oznaczało ,,Masz rację.''
-Jedź już, a ty Rachael, przeglądaj się okolicy.
Trasa minęła całkiem szybko. Siedziałem wpatrzony w okno. Rachael także. Czułem się nieco niezręcznie w tej sytuacji. Po chwili jednak byliśmy już na miejscu. Wysiadłem i zaprowadziłem ją pod drzwi. Weszliśmy, powiesiłem jej kurtkę na wieszaku i zaprosiłem do większego pokoju.
-Pijesz coś?- zapytałem, gdy ona wchodziła do salonu
-Nie, dziękuję.- odpowiedziała
-Na pewno? Zakładam, że od rana niczego nie jadłaś, czy piłaś...
Weszła do kuchni i rozejrzała się.
-Dobrze, zdaje się na twoją wenę twórczą, artysto...
-Czyli woda i chleb?- uśmiechnałem się delikatnie
-Wymyśl coś... Wymyśl coś tak dobrego jak Billie Jean...- wróciła spowrotem do salonu
Moje myśli sięgnęły Motown... Pierwszy Moonwalk... Pierwszy taniec do Billie Jean i w ogóle pierwsze publiczne jej zaśpiewanie. Schodziłem wspomnieniami, jak po schodach, aż w końcu... i tutaj się zatrzymajmy.
Zaparzyłem nam przeciętnie kawy i wróciłem z dwoma kubkami do salonu. Usiadłem obok niej, zapatrzoną w kartkę i długopis.
-Dziękuję...- nie oderwała wzroku od papieru- Powiedz, jakie argumenty padły w twojej obronie, podczas ostatniej rozprawy?
Zdziwiło mnie to pytanie. Nie myślałem o czymś takim...
-Co to ma do rzeczy?
-Zaufaj mi, wiem co zrobić, żeby ludzie w to uwierzyli, bez jakichkolwiem i zawahań...
Odpowiedziałem na każde jej następne pytanie, popijając w przerwach zaparzonym napojem. Wszystko co mówiłem zapisywała na papierze. Gdy wyszedłem z pokoju i po pięciu minutach wróciłem, kartka była tak podkreślona, że nie wiedziałem od której strony ona to czyta. Dopisywała pojedyncze słowa, które w żaden sposób nie odbiegały od mojej wersji. Po chwili odeszła od niskiego stolika i podała mi zapisany tekst.
-Proszę, sprawdź czy ci pasuje...- wzięła kawę i usiadła obok mnie
-Sprawdziłbym, gdybym wiedział od której strony mam to zacząć czytać...
Spojrzała na mnie kątem oka, z nosem w kubku.
-Dobrze, dobrze!- zacząłem się bronić- Tylko nie bij...
Dam głowę, że się uśmiechnęła. Wróciła wzrokiem na kominek. Przeczytałem wszystko z pięć razy. Nie było to długie, jednak wspaniale manipulowało. Machnała tym długopisem, jakby malowała obraz.
-Skąd ty umiesz tak manipulować ludźmi?
-Wieeesz...- przeciągnęła samogłoskę- Nie pracuję długo w tej branży, ale czyta się to i owo... Moja praca to w większości przepisywanie tekstów na komputer, więc... znam wszystko na pamięć.
Skierowałem wzrok spowrotem na literki. To wszystko było tak skonstruowane, że... mniejsza. Najważniejsze, że są to moje słowa. Sama prawda. W to ludzie mogą wierzyć. Po raz pierwszy, w tych kolorowych gazetach, będą prawdziwe informacje.
-To wszystko?- nie wiedziałem jak się zachować
Spojrzałem na zegar. Od jej przyjścia minęła godzina. Nie miałem pojęcia co teraz zrobić. Powstała niezręczna sytuacja.
-Na to wygląda...- zaczęła rozglądać się za swoją torebką
-Opowiesz mi jeszcze raz...- zatrzymałem ją jakoś- ...wszystko o sobie? Ostatnio byliśmy chyba trochę zbyt zmęczeni, na rozsądną rozmowę.
-Czyli co?- skupiła się na mnie
-Nooo... Jeżeli mamy współpracować i naciskam na słowo ,,współpracować". Chciałbym rozwiać wszelkie wątpliwości...- wstałem i krążyłem po pokoju - Nasza znajomość opiera się tylko i wyłącznie na współpracy. Chyba rozumiesz... nie, że chcę cię wykorzystać, tylko...
-Michael...- wskazała siedzenie obok siebie- Wiem o tym. Niczego od ciebie nie rządam. Jestem tu tylko po to, żeby popracować, czasem pogadać. Tyle.
Ucieszyłem się na jej słowa. Zaraz zająłem miejsce obok dziewczyny. Mało kto mnie rozumie, jej się jakoś udało.
-To na czym stanęło?
-Czy możemy się w ogóle jakoś poznać. Ty o mnie możesz dużo wiedzieć, ja o tobie niebardzo.
-Właśnie jest jeden problem...- spojrzała na stolik, naprzeciwko nas- Wiem o tobie tyle, co ty o mnie.
Uśmiechnęła się niepewnie, jakby nie wiedziała, czy to odpowiednia sytuacja. Trochę mnie zdziwiło, że ona o mnie praktycznie nic nie wie... No co jak co, ale o mnie? Szczególnie teraz, gdy wszędzie mnie pełno.
-... a z muzyki?
-Średnio.- wyraźnie się zawstydziła
Poderwałem się z siedzenia i kazałem iść za sobą. Zaprowadziłem ją, do mojego domowego studia. Usiedliśmy na krzesłach i dałem jej słuchawki.
-Posłuchaj tego. Na pewno je znasz...
Zmieniałem co chwilę muzykę, pytając, czy zna ten kawałek. Na każde pytanie, kiwała znacząco głową. Uśmiechała się, kołysząc w rytm piosenek, które słyszałem w drugich słuchawkach. Cieszy mnie to, gdy innym podoba się to co robię. To wspaniałe uczucie, gdy ktoś cię docenia. Obserwowałem jej zachowanie. Coraz bardziej poddawała się magii melodii. Po chwili jednak zdjęła z siebie sprzęt.
-Magiczne, niesamowite, perfekcyjne...- spóściłem wzrok- Znam wszystko... Nawet nie wiedziałam, że to twoje.
-Czy perfekcyjne to nie wiem...- przewróciła oczami
-Tak, perdekcyjne i nigdy nie podważaj mojego zdania.
Uśmiechnąłem się lekko. Każdy wie, że z natury jestem perfekcjonistą i nie wszystko w moich oczach jest idealne.
-Mogę ci zdać pytanie?- wydawała się trochę niepewna
-Jasne...nie
-Kiedy byłam u ciebie pierwszy raz i wiesz... dostałeś odemnie drzwiami... Co ty tam robiłeś?
Nie spodziewałem się tego. Mierzyła mnie wzrokiem, a ja nie chciałem pokazać,, że jest to coś czego się teraz wstydzę i w ogóle nie powinienem robić. Starałem nie uciekać wzrokiem na boki.
-Szczerze, trochę się wystraszyłem, gdy długo nie wracałaś...
Jej wzrok, mówił, że zaraz mnie zabije. Po chwili jednak zaczęła się śmiać... i żebym ja wiedział dlaczego.
-Spokojnie, nic się nie stało. Nie zabiję cię za to. Rozmawiałam tylko z moim bratem...
-Zakładam, że o tym gdzie teraz jesteś i z kim rozmawiasz.
-W pewnym sensie- spuścił wzrok- Myślałam, że go zabiję...
-Czemu?
-Bo dzownił w takim momencie...
-Mówiłaś, że jak on ma na imię?
-Scott. Jest dwa lata starszy odemnie.
-Czyli ma?- nieodpuszczałem
-37 lat...
Chyba się zdziwiała, że ją o to wypytywałem. Postanowiłem zakończyć ten temat.
-Wrócimy do salonu? To chyba nie najlepsze miejsce, do rozmowy...
-Rozmowy? Chciałam cię właśnie zmusić, żebyś wskoczył za szybę.
-Co? Chyba nie myślisz, że w tym momencie mam w głowie śpiewanie...
-Dobrze panie Jackson, ale wisisz mi prywatny koncert...
Chyba jakoś chciała wybrnąć żartem z tej niezręcznej sytuacji. Poważnie, teraz mam w głowie tylko jedną rzecz. Muzyka jest częścią mnie, ale najpierw muszę się zająć sprawami bardziej osobistymi. Jestem zmęczony, zbyt zmęczony na to. Przywróciłem oczami, jednak przytaknąłem jej.
-Dobrze, ja się zbieram...
Odprowadziłem ją do salonu. Wzięła swoją torebkę i udała się do drzwi.
-Mogę przyjść jutro? Mam wolne, a ty mi coś obiecałeś...
-Baaaardzo zabawne... Nic nie obiecywałem, ale zgoda, przyjdź jutro. Mogę coś z siebie wydusić.
Do niej chyba nie dotarła aluzja, że naprawdę mi się nie chce. No trudno... zanucę jakiś tekst i wszyscy będą szczęśliwi. Pożegnałem ją i zamknąłem drzwi.
_________________________________________
Nareszcie koniec...
~Dreamer
Hej, siema, elo żelo, kluski z rosołem i inne takie przywitanka.
OdpowiedzUsuńJesteś skazana na mój humor, bo ty sprawiłaś, że taki mam. Notka ahgggggg WYMIATA!!! Szczerzyłam się jak nigdy, jak głupi do sera. To było takie meeeeega uloce *-* *-*
Dobra super zadzwonił pogadali i będzie tylko praca *porusza brwiami*. Oni będą tylko pracowali taaaaa... Ciekawe nad czym xD Dobra ogarniamy się. Była w pracy super, świetnie ładnie i ten ból głowy... Nie podoba mi się to. Ciocia wecia zaraz do dr Housea zadzwoni i wszystkiego się dowiemy. Jeżeli ty zamierzasz coś jej zrobić to marny twój los!!! Ona ma żyć!!! On ma się w niej zakochać a z tego mają być małe Michaelątka, Jacksoniątka czy pasożyty (dr House się odzywa) czy inaczej zwał jak zwał. Mam cię na oku. Ciebie i ten ból głowy Rachel. Tak więc wiesz. Dobra jedziemy dalej. Wdech wydech i jedziemy. Uf... Pracowali i to razem no prawie, a Michael nie chciał jej później wypuśić. Aaaaaaa.... Ja tu coś wyczuwam i nie są to spalone ciastka. Powiem jeszcze tyle, że słaby ten podryw, widziałam lepszy ale to na kiedy indziej. Się rozgadam i co? Więc tak było genialnie, ale chyba poznałaś to po mojej wypowiedzi. Liczę, czekam, że Mike się w końcu na nią otworzy i będzie jeszcze lepiej niż jest. Fak faktem jest taki że od razu nie może też jej zaufać, ale czas pokaże wszystko.
Magia cię opuściła bo po świętach, niestety nawet ich nie odczułam. Trudno.
Więc weny życzę ci duuużo *wyściskuje* i pozdrawiam gorąco. Naprawdę gorąco bo piździ za oknem jak nie wiem. *tuli*
PS. Coś ty mi zrobiła jestem tak happy przez rozdział, że sobą nie jestem. Oddaj starą mnie ploseeeee...
Hej!
OdpowiedzUsuńOdnośnie początku, ja świątecznego klimatu w ogóle nie poczułam, więc znam ten ból ;(
Mówi to osoba uznawana za największą pesymistkę an świecie...
Tylko że ja nie jestem pesymistką... Nieważne.
Twierdzisz, że rozdział nie wyszedł? A gdzie tam. Nawet jeżeli musiałabyś się już uprzeć przy swoim zdaniu to na pewno wszystko przez liczbę 8. To ewidentnie pechowa liczba. Źle mi się kojarzy i nic dobrego nie wróży. Nie wiedzieć czemu, ale takie mam zdanie. Osiem jest złe i tyle. Matko jaka ja głupia...
Michael cały czas utrzymuje ten durne dystans, a to przecież nic dobrego. Musi zaufać Racheal. Choć to i tak dobrze, że w ogóle zebrał się na zadzwonienie do niej. Propozycja manipulacji mediami była najwidoczniej zbyt kusząca, heh...
Cały dzień w pracy czekać na wizytę u Michaela... Też nie mogłabym się zbytnio skupić. To niebylejakie wydarzenie, prawda?
Później okoliczności same się układają. MJ jako wybawiciel po raz drugi, no nieźle. Jak Rachael mogła nie nie zczaić jego ironii po całej rozmowie? Przynajmniej przygotowała to co miała, powiedziała coś o sobie. A Michael śpiewać nie musi. Chociażby ze względu na dość przytłaczające okoliczności. No trudno, może przynajmniej skróci się jakoś ten dystans między nimi.
Ja się żegnam, weny życzę i pozdrawiam ;*
Mezzoforte
Hejka!
OdpowiedzUsuńTo uczucie, gdy blogger usunie twój komentarz. PO prostu nic tylko zabić.Widziałaś, Rachel wykańcza już ta praca, więc nie dziwie się skąd ten ból głowy i omdlenie.Ale fajnie,że Michael daję szanse naszej bohaterce, szef jest dumny jest happy. Tylko,żeby wiedział co oni tam knują xD. Rozumiem ten dystans Michaela w stosunku do Rachel, to wszystko wina Bashira, trza go znaleźć i ino zabić. Fajnie,że Michael będzie mógł powiedzieć całemu światu to,że jest niewinny, tylko jak to zostanie odebrane? Na pewno skubaniec jeden musi Rachel zaufać. Ja już zmykam. Życzę ci dużo Weny!
Pozdrawiam <3
I znów wpadam :P
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam ostatnie rozdziały i widzę, że sporo się dzieje ;D Mike co chwila ratuje ja z opresji, w zasadzie zdziwiło mnie wtedy w nocy, że na nią trafił ale dobrze się stało.
Jej propozycja co do pomocy bardzo fajna, nie dziwię się jednak że Mike trzyma jakiś tam dystans, w końcu swoje się na ludziach zawiódł.
Pozdrawiam i weny!