Dzisiaj rozdział wyszedł pysznie :D Weny nie brakowało, co można chyba odczuć. Rozwijałam to tak długo, jak mogłam. Poza tym magia świąt i świetny humor mnie nie opuszcza- zapraszam więc do czytania:
PS. Wecia, weź nie kuś na następny raz xD Jeszcze chwila i bym wszystko zmieniła... Lubię robić ludziom na złość ;)
_________________________________________
Strach jest okropny. Tworzy barierę między tobą, a światem, której nie dasz rady złamać, bo się poprostu boisz. Normalne. Strach jest mniejszy i większy. Teraz przerażenie siegnęło najwyższych wieżowców. Rzadko kiedy znajduje się w sytuacji bez wyjścia, gdy strach paraliżuje mnie od środka. Wtedy zawsze się ktoś pojawiał i mnie z tego wyciągał. Byłam od niego całkowicie zależna. Kiedyś to był mój brat, teraz tajemniczy facet.
Otuliłam się jego płaszczem i kroczyłam za tym mężczyzną, bojąc się stawiać kolejny krok. Modliłam się w duchu, aby teraz nie spotkać nikogo, kto ma jakieś złe zamiary. Chciałam wrócić do domu. Położyć się i zapomnieć o tym całym straconym dniu. Szczerze- dziś tylko pracowałam. Ulica jednak, wydawała się nie mieć końca. Nareszcie doszliśmy do zakrętu, gdzie zniknęło poprzednie auto. To była ślepa uliczka. Stało tam, na zgaszonym silniku.
-Wsiadaj.- otowrzył mi drzwi i zaprosił do środka
Weszłam i usiadłam na środkowym siedzeniu limuzyny. Białe obicia, były perfekcyjnie czyste. Przez chwilę myślałam, że wzięli to auto prosto z fabryki. Na podłodze nie było ziarenka piasku.
-Do domu... i zapal światło.
W jednej chwili zrobiło się jaśniej. Rozejrzałam się dookoła, nie zwracając uwagi na nic, oprócz wnętrza auta.
-Co ty o tej porze robiłaś na ulicy?- skierowałam w końcu wzrok na mojego wybawcę
-Michael?! Lepiej mi powiedz, co ty o tej porze robiłeś?- zdziwiłam się, widząc go, ale prędzej czy później dopasowałabym komuś ten głos
-Jeździłem po LA. Ta pora, to jedyny moment, gdy mam szansę na chwilę prywatności. Mogę pojeździć, przejść się ulicami bez zbędnych mi ludzi. Teraz twoja kolej...
-Chwilę temu wyszłam z pracy...- usiadłam wygodniej- Siedziałam tak długo, jak się dało. Odrabiałam jeden dzień, gdy wyszłam wcześniej, bo... źle się czułam. Stwierdziłam, że już nic z siebie nie wyduszę i wyszłam. Potem śledziło mnie jakieś auto...
Zmierzyłam go groźnym spojrzeniem, jakby popełnił przestępstwo. Gdyby nie ten fakt, nie wiem co by się działo dalej.
-Zobaczyłem kogoś na ulicy. O tej porze to niebezpieczne. Mogłem jechać dalej i co? Co byś zrobiła?- uniósł lekko głos
-Wiem. Przepraszam... i dziękuję.- uśmiechnęłam się do niego, na co on odpowiedział tak samo- Teraz możesz mnie odwieźć do domu?
-Chyba żartujesz... Jesteś rozstrzęsiona, przemoczona i przemarznięta. Nie zostawię cię w takim stanie samej...
-Nie jestem małym dzieckiem... ale dobrze. Niech ci będzie. Nie będę się wykłócać...
Byłam tak zmęczona, że nie miałam ochoty na przekomarzanie się. Trzęsłam się z zimna. Myślałam tylko o miękkiej pościeli i wygodnym łóżku. Tyle chciałam, na ten moment. Lekko wtuliłam się w ramię Michaela. Poczułam jego ciepło. Po chwili znalazłam się już w jego objęciu. Moje serce zaczęło bić wolniej. Chyba dotarło do mojego mózgu, że jestem w końcu bezpieczna. Poprawiłam płaszcz i zasnęłam wtulona w jego klatkę piersiową.
———————————————————
-Hej... Wstawaj. Wejdziemy do środka.- delikanie szturchnął mnie w rękę
Przeciągnęłam się. Pomógł mi wyjść z auta i odporowadził do drzwi. Przez nie weszliśmy do pierwszego pomieszczenia. Zajęłam buty, mokry płaszcz i poszłam za Michaelem do kuchni.
-Usiądź...- szukał czegoś w szafce- Wiem, że jest późno, ale gorąca czekolada może cię trochę rozgrzać.
Ucieszyłam się na myśl o tym, jednak nie chciałam się narzucać. Zajęłam miejsce przy stoliku. Posiedziałam chwilę w milczeniu. Nawet nie widziałam jak zacząć rozmowę. Po pięciu minutach podał mi kubek i sam, z własnym, usiadł naprzeciw mnie.
-Dzięki...- uśmiechnęłam się i zrobiłam łyka napoju
-Dlaczego po nikogo nie zadzwoniłaś? To było głupie, wychodzić o tej porze.- skarcił mnie
-Nie mam nikogo...
Spojrzał na mnie ze zdziwieniem, na co ja wzruszyłam ramionami.
-Jak to nikogo?
-Tak to. Jestem tu sama... Brat został w Chicago. Namawiałam go, żeby pojechał ze mną, ale uparł się, że nie...
-A rodzice? Przyjaciele?- nie dawał za wygraną
-Rodziców nie mam, a za przyjaciół odpracowywałam godziny.
Miałam nadzieję, że już nie będzie drążył tematu. Nie chciałam się rozgadywać obcemu facetowi, na temat mojej historii i moich problemów... To było trudne. Wciąż. Nieważne ile to już lat po ich śmierci- tęsknię i tęsknić będę.
-Mogę zapytać co się stało?- wydawał się przejęty, moimi poprzednimi słowami
-Rodzice zmarli, gdy miałam osiemnaście lat. Wtedy zostałam tylko z ciotką i Scottem, starszym bratem.- spuściłam głowę, przed obawą spotkania jego litującego się spojrzenia
-Przykro mi...
-To wszystko się stało tak dawno... Nie mówmy o tym. Jestem zmęczona...
Nie chciałam litości. To ostatnia rzecz, na której mi zależy. Nienawidzę słowa ,,współczuję''. Empatia jest dobra, ale czasami tylko pogarsza sytuację. Zwłaszcza, gdy bardzo cierpisz i starasz się zapomnieć o wszystkim.
-Może się już położysz? Mam wolny pokój na górze...- zerwał się z krzesła- Zaprowadze cię.
Nie dał mi wyboru. Ruszyłam za nim, schodami na pierwsze piętro. Odprowadził mnie pod pierwsze jasno-brązowe drzwi, po prawej stronie.
-Jakbyś czegoś chciała, wszyscy są do twojej dyspozycji. Czuj się jak u siebie. W razie czego, jestem po drugiej stronie.
Podziękowałam mu grzecznie i weszłam do pokoju. Ściany miały błękitny kolor. Po lewej stronie duże łóżko, naprzeciw drzwi okno. Na prawej ścianie były drzwi, najprawdopodobniej do łazienki. Obok nich stolik i dwa fotele oraz komoda. Wszystko urządzone w pięknym stylu. Było tu przytulnie, ale i tak najbardziej cieszyło mnie okno z widokiem na wesołe miasteczko. Przyglądałam się mu przez chwilę. Księżyc odbijał światło w moją stronę, co sprawiło, że poczułam się jak w domu. Od momentu przyjazdu tutaj, wszystkie nieprzyjemne uczucia, typu strach, ból tęsknota- minęły. Może tego mi było trzeba? Wejścia w jakiś inny, magiczny świat? Miło jest czasem wyrwać się z codziennej rutyny i obudzić się w innym miejscu. Czujesz wtedy spełnienie, chociaż sposób w jaki się tu dostałam nie był zbyt... zadowalający. Dziwi mnie jednak to, że Mike w ogóle mnie tu zaprosił. Poczułam przyszywające zimno. Dopiero teraz zorientowałam się, że okno było otwarte. Zamknęłam je i zasłoniłam firanką. Skoczyłam wziąć szybki prysznic do łazienki i przemyć lekko twarz. Wróciłam do pokoju i położyłam się na łóżko. Wtuliłam się w pachnącą pościel i momentalnie zasnęłam.
***
Obudziłem się dość wcześnie. Jest to jeden z nielicznych dni, kiedy mogę odetchnąć od całego gwaru. Zero paparazzi, zero dziennikarzy, zero okularów, zero łez i zero sali sądowych. Miałem ochotę poprostu leżeć i nic nie robić, co do mnie niepodobne. Ludzie jednak potrafią zmienić człowieka i pewnie leżałbym pół dnia, gdyby nie fakt, że mam gościa... Zwlokłem się z łóżka i poszedłem do łazienki. Wszystko bez zmian. Potem chwila na przebranie się i zszedłem schodami na dół. Nie wiedziałem, kiedy przeciętnie wstaje Rachael, ale najwyraźniej jeszcze spała. Ma za sobą ciężki dzień, więc niech porządnie wypocznie. Ja natomiast wziąłem się za śniadanie. Chyba każdy lubi gofry...
Zająłem się tym. Rozstawiłem szklanki i talerze. Gdy gofry wylądowały na stole, usłyszałem trzaśnięcie drzwiami. Teraz czułem niepewność- to ona czy Frank? Jeśli Frank, to już nie żyje, jeśli ona to... pora coś zjeść.
-Bonjour...- i tak nie potrafiłem francuskiego
-Hola! Como estas? - odpowiedziała mi z uśmiechem
Chwila, to po hiszpańsku, prawda?
Była pełna pozytywnej energii, która oddziaływała na mnie. Rozejrzała się po kuchni i zobaczyła gotowe śniadanie.
-Nie musiałeś przecież... I tak zaraz znikam.
-Co z tego? Jedz lepiej, a nie mi tutaj skromność udajesz. Wiem, że jesteś głodna.
Usiadła do stołu. Wzięła się od razu za swój talerz.
-Dobre robisz gofry...- powiedziała, nie odrywając się od jedzenia
-Przecież wiem.
-Tobie, to by się ta skromność chociaż przydała...- podniosła na mnie wzrok
Uśmiechnąłem się lekko na te słowa. Uśmiech jest piękny, szczególnie wtedy, gdy nie jest wymuszony. Ten nie był.
-Cze...- do pokoju wkroczył Frank- Michael?
Poczułem, że będę miał kłopoty. To było nieuniknione...
-Możemy pogadać?- zaprosił do do pokoju obok
Przytaknąłem mu. Przeprosiłem Rachael i poszedłem za Frankiem.
-Co ci odwaliło?!
-Uspokój się... Wiem co robię.- starałem się go opanować
-Coś nie sądzę... Co ona tu robi, co?
Czy on naprawdę nigdy nie może mi zaufać?
-Musiałem ją zaprosić. Zaraz i tak wychodzi...
-Michael... człowieku, zastanów się w jakiej sytuacji się znajdujesz i co robisz. Zachowuj dystans, zgoda?
Wyszedł na taras i zniknął za ścianą. Poczułem wyrzut za to co zrobiłem... To jednak było głupie, ale miałem ją tak zostawić? Jeśli bym tak zrobił, to nie nazywam się Michael Jackson. Wróciłem do zajętej jedzeniem dziewczyny.
-Był zły, gdy mnie zobaczył?- ta sytuacja zniszczyła jej humor
-Trochę... Lepiej jak już pójdziesz.
To nie było zbyt grzeczne, ale Frank i tak mnie już rozerwie na strzępy. Dziewczyna pobiegła schodami na górę i zaraz pojawiła się znów na dole ze swoją torbą. Odprowadziłem ją do drzwi.
-Szofer cię odwiezie.- powiedziałem, gdy zakładała buty
-Dzięki za wszystko.- wyprostowała się- Wierzę, że wygrasz całą sprawę. Gdybym mogła ci jakoś pomóc...
-Ale nie możesz...- nie pozwoliłem jej dokończyć- Ciekawe jak byś chciała to zrobić.
-Jestem dziennikarzem. Ludzie kupią wszystko co napiszę...
-Do czego zmierzasz?- zainteresował mnie jej pomysł
-Mogłabym pisać to co powiesz. Wtedy byłaby to sama prawda. Nikt nie musiałby o tym wiedzieć, a szefowi powiedziałabym, że zajmuję się tą sprawą... oczywiście za twoją zgodą.
Oto i moje światełko w tunelu! Jej pomysł, może naprostować mi trochę drogę do zwycięstwa. Wiele to nie zmieni na sali sądowej, ale świat uzna mnie za niewinnego i to się dla mnie liczy.
-Mogłabyś to dla mnie zrobić?
-Jasne...
Przez chwilę się zastanowiłem, czy warto. W oczach Franka i tak już jestem martwy, więc nie mam nic do stracenia.
-To nie aż tak głupi pomysł. Przemyślę to i dam ci znać. Teraz już idź.- otworzyłem jej drzwi
Gdy już wyszła, chciałem znaleźć przyjaciela, żeby z nim o tym porozmawiać. Nie chciałem jej w jakikolwiek sposób wykorzystać- nic z tych rzeczy. Rozejrzałem się wokół domu, jednak nigdzie go nie mogłem znaleźć. Czyżby się obraził?
-Michael!- usłyszałem znany głos
-Frank... wszędzie cię szukam. Mam propozycję.
-Nie, nie. To ja mam prośbę.
-Ale posłuchaj chociaż...- musiałem jakoś go przebłagać, to była moja szansa
-Byle szybko...- oparł się o ścianę
-Rachael zaproponowała, że mogłaby pisać to co ja jej podyktuję... To naprawi moją reputację.- z nadzieją prawie krzyczałem
-To najbardziej... absurdalny pomysł jaki kiedykolwiek słyszałem. Ty się przed nią otworzysz, a ona cię potem wystawi.
-Nie otworzę. Nie otworzę się przed nikim więcej, tak, jak przed tymi wszystkimi ludźmi, którzy wbili mi nóż w plecy! Oto się nie martw...
***
Szofer Michaela odwiózł mnie pod same drzwi. Uprzejmie podziękowałam i wyszłam z auta. W domu czekało mnie sporo pracy. Cały bałagan został jeszcze od wczoraj. Nie miałam jednak głowy do niczego. Zastanawiało mnie, co mi odbiło, żeby naprawdę mu to zaproponować. Owszem, myślałam nad czymś takim i to niejednokrotnie. Nie sądziłam, że będę miała okazję się z nim tym podzielić, a co lepsze- nawet to przemyśli. Chce czegoś nowego. Zmiany są dobre. Odrobina tajemnic w życiu nie zaszkodzi.
Do ponownego wyjścia zostały mi trzy godziny. Postanowiłam wszystko ogarnąć. Talerze, kubki pozmywać, umyć podłogę, pościelić łóżko i wszystko odłożyć na swoje miejsce. Jeszcze godzina, zanum wrócę do pracy. A co z resztą czasu? Nic. Właśnie nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Wyjść czy zostać w domu? Może obejrze jakiś film i najem się lodów? Nieee... Nie będę jak ludzie w filmach. Uslyszałam dzwonek telefonu. Na ten dźwięk od razu mimowolnie się uśmiechnęłam.
-Idealnie... Muszę mu o wszystkim opowiedzieć.- odebrałam- Hej, znów dzwonisz w idealnym momencie...
-... bo ja jestem idealny- zażartował- Co robisz?
-W tym rzecz, że nic. Ale mam ci coś do opowiedzenia.
-Słucham...
Pora zacząć moją opowieść.
-A więc... Wczoraj wracałam bardzo późno do domu. Coś przed północą...- uslyszałam ciche ,,aha'' z jego strony- Szłam ulicą i wtedy zaczepił mnie jakiś koleś.
-Nic ci nie zrobił?!- krzyknął do słuchawki
-Nie, na szczęście... Nie zgadniesz, kto się zjawił.
-Książe z bajki?- zaśmiał się cicho
-Jeżeli ten książę ma czarne włosy, brązowe oczy, zazwyczaj ciemne okulary i limuzynę zamiast konia to tak...
-Żartujesz...-zdziwiło go to
-Właśnie nie... Potem wziął mnie do swojego domu, na przenocowanie, a rano dostałam pyszne gofry...
-Sam robił?
-Raczej...
-Fajnie było by mieć takiego szwagra.- znów się zaśmiał, tym razem na głos
-Niech twoja wyobraźnia nie posuwa się za daleko...- spojrzałam na zegar- No nie... Muszę iść, dokończymy to innym razem.
Rozłączyłam się, rzuciłam telefon... gdzieś za siebie i wybiegłam z domu, po drodze zabierając płaszcz. Teraz przydałby się poradnik ,,Jak dotrzeć w dwadzieścia minut do pracy?". Stwierdzam jednak, że komunikacja miejska mnie kocha. Cudem zdążyłam na autobus i przyjechałam do biura na czas.
-Jestem!- otwarłam drzwi i zmęczona usiadłam na krześle
Moje włosy były w opłakanym stanie. Szybko zajęłam się przywracaniem im, ich dawnego miejsca.
-Co jesteś taka zmęczona?- zapytała zatroskana Vannessa
-Biegłam...
-Dlaczego?- Matt nie odrywał się od papierów
-Prawie się spóźniłam na autobus.
-Co się stało?
-Brat mnie zagadał...- opanowałam w końcu oddech
Mam zupełną świadomość tego, że wczoraj prawie nic nie zrobiłam. Dziwi mnie, że jeszcze nie krzyczą na mnie... No cóż, teraz też wiele nie zrobię. Myślę tylko o decyzji podjętej przez Michaela... Zaraz, zaraz... Przecież on nie ma mojego numeru telefonu...
-Pani skończyła już poprawiać swoją nienaganną fryzurę? To weźmie się pani łaskawie do roboty...- Matt zwrócił wzrok na mnie
-Tak jest, szefie!- zasalutowałam mu, na co się uśmiechnął
Sama miałam dużo energii do pracy. Normalnie jestem wulkanem pomysłów i tak dalej, ale dzisiaj to już była przesada. Załatwiłam wszystko co musiałam i podjęłam projekty na następne dni. To wywołało niemałe zdziwienie u Matta i Van.
-A w tobie skąd tyle energii?- moja przyjaciółka w koncu oderwała oczy od monitora
-Tak jakoś... Chociaż w sumie sama nie wiem. Dobrze spałam.- na chwilę usiadłam przy biurku
Miałam wielką ochotę opowiedzieć im o wszystkim co się wczoraj stało. Jednak nie mogłam. Miało to pozostać pomiędzy mną, a Michaelem. Tak wiem, że powiedziałam już wszystko bratu, lecz jemu ufam. Teraz chciałam tylko usłyszeć decyzję Michaela. W końcu tutaj chodzi o pomoc, znajomość i prace z kimś takim jak on! Kimś kto na scenie potrafi przybrać takie zachowanie, podbić serca milionów ludzi swoim tańcem i śpiewem, a w rzeczywistości być miłym i spokojnym człowiekiem. Gryzłam ołówek zapatrując się bez sensu w monitor. Emocje opadły, a ja poczułam zmęczenie. Zaraz zbliżał się koniec mojej pracy. Gdy wybiła godzina osiemnasta, wyszłam z biura i ostaynim autobusem na dzisiejszy dzień, wróciłam do mieszkania. Wszystko wróciło do normy. Tym razem mieszkanie wydawało się być szare, takie nudne. Może to przez zmęczenie. Nie miałam na nic ochoty. W pracy wyrzuciłam z siebie wszystko. Usiadłam wygodnie na kanapie, po czym oczy zaczęły mi się same zamykać. Mój telefon zawibrował. Podniosłam go i przez rozmazany obraz przeczytałam ,,Numer zastrzeżony''.
_________________________________________
I jak? Mam nadzieję, że się podoba. Moim zdaniem, to chyba najlepszy z całej (teraz już) siódemki. Nie bije rekordów długości, ale... ;) Napisałam to bardzo szybko. Chciałam to trochę przytrzymać, ale co mi tam. Poza tym: Szczęśliwego Nowego Roku życzę! Dużo zmian na lepsze, ton weny na wasze rozdziały, wielu planów, które wypalą, żebyście nie pisali 2016 zamiast 2017 xD i oczywiście wspaniałego Sylwestra <3
No nic: czekam na opinie :D
~Dreamer
Ale ja nic nie robię. Przecież jestem grzeczna i nie kuszę ludzi. Nawet nie wiem jak, gdzie i kiedy. To było słowem wstępu. Ej serio jest po 23 na moim zegarku, więc serio nie masz kiedy wstawiać? Czekaj, bo chyba zapomniałam o czymś ważnym, aaa tak zapomniałam się przywitać, więc mówię ci HEJ.
OdpowiedzUsuńRozdział mi się podobał, po prostu cudeńko kochana. To było urocze. (chyba zaczynam bredzić) Masz farta, że Michael to był Michael, bo jakby to nie był on to nie byłoby fajnie, znaczy ty nie miałabyś fajnie. Taki dobry z niego człowiek, że wziął ją na nocowanko "awwww *-*". I te gofery. Zastanawiające jest to z czym były, ale również mnie zastanawia jak mogłaś skończyć na "numer zastrzeżony"?! No pytam się no? Oczywiście wszyscy wiemy, kto dzwoni, bo napewno nie mogę to być ja, a kto inny. Pewnie nasz książę i ciemnych włosach, w czarnych okularach, ciemnych oczach i na białej znaczy w białej limuzynie. Ten fragment mnie rozwalił. Jej brat se myśli "fajnie mieć takiego szwagra", a Rachel myśli "fajnie byłoby mieć takiego, męża". Ja ci tu nic nie insynuuje. Nic a nic. Jeszcze trochę i nasza bohaterka się wykończyć fizycznie no serio, jak jakiś niewolnik po prostu. Dobra bo geniuschowi się coś jeszcze przypomniało. No Michael się mógł postawić temu Frankowi, zawsze to jakieś rozwiązanie, ale nie można wszystkich od razu skreślać ma starcie. A propo rozwiązania, jakoś nie przekonuje się zbytnio, ale przeczuwam, po kiego do niej dzwoni. No chyba, że to nie on tylko jakiś kosmita?
Okejka weny ci życzę duużo, pijanego Sylwka, super startu w Nowy Rok i żeby ta aura świąteczna trzymała cię aż do lipca i jeszcze trochę.
Pozdrawiam gorąco ;***
Hejka!
OdpowiedzUsuńRozdział super ci wyszedł. Ale fajnie, że Mike'a Rachel do swojego domu i przenocował. Co by się mogło stać na tej ulicy, gdyby nie on? Normalnie istny anioł z niego jest. Brat Rachel rozwali system tym "fajnie by było mieć takiego szwagra". Ten artykuł to z jednej strony dobry pomysł,świat ma prawo znać prawdę na temat Michaela. Jest też druga strona,Rachel może się też za to dostać. Jeszcze ktoś pomyśli, że jest jego kochanką i będzie harmider. Nie za dużo tej pracy ma nasza bohaterka w tej redakcji? Ja bym już na jej miejscu dawno zeszła. Życzę Ci dużo Weny w pisaniu następnego rozdziału, a przede wszystkim dużo weny następny rok.
Pozdrawiam <3
Priviet!
OdpowiedzUsuńPrzez moment za francuskim zatęskniłam :D I jeszcze kółko z hiszpana mi się przypomniało...
No rozdział pierwsza klasa. Ja ostatnio też mam nawet sporo weny, widać że wolne od szkoły to niemal błogosławieństwo dla umysłu xD
Nie podoba mi się dystans Michaela do Rachael. Chociaż po tym co mu zrobili, trudno komukolwiek zaufać, a zwłaszcza dziennikarzom. To co napiszą w gazetach wydaje się być ludziom oficjalnymi i potwierdzonymi informacjami, a przecież to jeden wielki śmieć. Proces to najgorsza z tych rzeczy. Wielu ludzi wierzy we wszystko, co w tabloidach napiszą. I jeszcze na dodatek przypomniały mi się oskarżenia z czerwca tego roku. Trudno rzecz, śmiać się, czy płakać?
Myślę, że artykuł Rachael będzie idealnym rozwiązaniem problemu. O wiele cenniejsze są słowa Michaela, niż pierwszej lepszej hieny.
No, także rozdział wyszedł MEGA, ale to jest przecież oczywiste... Ja spadam, pozdrawiam i weny życzę na cały kolejny rok ;*
Mezzoforte