piątek, 9 grudnia 2016
Rozdział 6 ,,Tamto miejsce było magiczne..."
Witam! :D Oto spóźniony rozdział. Szczerze... miałam dużo weny i ochoty, poprostu dałam się wciągnąć przez jeden film <3 i tak jakoś... Nie pykło mi się w ogóle za to zabrać. Wyszło na to, że przez tydzień napisałam jeden akapit. Brawo ja! Poza tym życzę wszystkim WESOŁYCH ŚWIĄT! ^-^ Jingle Belles
Jingle Belles
Hater gonna hate
Michael's hot
Haters not
Moonwalk all the way
xD Dość ględzenia, pora czytania:
_________________________________________
Obudziły mnie trąbiące na siebie samochody. Rano, zawsze tak jest. Każdemu się śpieszy, ale nikt nie pomyśli, żeby wyjechać wcześniej i najwyżej chwilę poczekać przed biurem. Pogoda była wyjątkowo piękna. Niebo bezchmurne, słońce świeciło prosto do mojego pokoju. O dziwo, nawet się wyspałam. Zanim zwlokłam się z łóżka, poleżałam na nim jeszcze chwilę, owijając się kołdrą. Układałam sobie w głowie plan wydarzeń do tego, co się wczoraj stało. Dobrze wiem, że zadadzą mi masę pytań, a jak im wszystko, szczegółowo opowiem, to bedą się śmiać jak opętani. Może pominę kwestię oberwania z drzwi? Było by mi to na rękę, ale przynajmniej zobaczą, jaką jestem idiotką. To nie jedyna rzecz o jakiej myślałam. Mój mózg był całkowicie wypełniony wywodami z wczoraj. Górowało pytanie ,,Jakie zrobiłam na nim wrażenie?''. Starałam się go nie urazić, ale czasami nie ma słów do opisania niektórych rzeczy. Może uznał mnie za nieco przewrażliowną wariatkę? Nie zdziwiłabym się. Zachowywałam się nieswojo- i to stwierdzam względem czasu. Mogłam zarzucić żartem... Nie sądziłam, że otworzy tylko dla mnie budkę z lodami... Nie chciałam mu robić kłopotów, ale szczerze miałam ochotę na coś słodkiego. Zachowywał bardzo duży dystans, jednak był miły. Omijał parę kwestii i nie rozgadywała się na dane mu tematy. Wydawał się zdziwiony mną. Jakbym była z innej planety. Ja poprostu nie chciałam go usmarować, tylko pomóc...
Zrzuciłam z siebie warstwe materiału i poszłam odbyć mój rytułał. Chodząc tak po domu i... często zapominając po co weszłam akurat do tego pokoju, cały czas miałam w głowie jedno pytanie ,,Dlaczego on mnie podsłuchiwał?'' Jak coś go martwiło mógł zapukać, krzyknąć i sprawdzić czy wszystko w porządku. Dobrze, że to tylko był mój brat. Jemu powiedziałam to co myślałam, a gdyby był to szef? Pewnie powiedziałabym to co on chce usłyszeć. Nie sądzę aby to było dokładnie zgodne z prawdą. Michael wziąłby to na serio, a ja straciła w jego oczach.
Siedziałam na fotelu, popijając kawą. Nim się obejrzałam zrobiło się za piętnaście ósma. Wzięłam zapisane kartki i wybiegłam czym prędzej z domu. Jechałam autobusem, mając miejsce przy oknie. Obserwowałam niebieskie niebo, na którym pojawiały się powoli szare chmury. Zakłócało to cały krajobraz. Poranek zapowiadał ciepły, przyjemny dzień, a tu się okazuje, że za moment może już zacząć padać deszcz... Po chwili już byłam przed biurem. Weszłam szybkim krokiem po schodach i korytarzem doszłam do mojego pokoju.
Uchyliłam drzwi i powoli weszłam do pomieszczenia. Panowała tam grobowa cisza. Nikogo nie było. Rozejrzałam się dookoła... Pustka. Zaniepokoiłam się. Raczej myślałam, że zastane dwójkę przyjaciół. Jakby ich wywiało. Aż się zaczęłam zastanawiać, czy to nie przypadkiem niedziela...
Usłyszałam trzaśnięcie. Z ręką na sercu i przerażeniem w oczach odwrociłam się w drugą stronę.
-Przestraszyliście mnie...- odetchnęłam z ulgą- Myślałam, że nikogo tutaj nie ma.
- Twoja mina była bezcenna...- obydwoje zaczęli cicho śmiać, a mi wciąż serce biło jak szalone
-Ja was kiedyś znienawidzę...
-To znienawidź, ale po tym jak powiesz co się działo wczoraj.
-Wczoraj?- udałam zamyślenie- Wczoraj się nic nie działo...
-Na pewno... Lepiej opowiadaj, nowa dziewczyno Jacksona.
-Ha, ha. Bardzo śmieszne...- odpowiedziałam ironicznie
Zajęłam moje stanowisko przy komputerze. Zaraz ich cienie pojawiły się obok mnie.
-Dobrze, powiem, powiem...- odwróciłam się na krześle w ich stronę- Przyjechałam do niego i poznał we mnie dziewczynę, której pomógł wstać z podłogi. To było dla mnie kompromitujące, ale mniejsza... Porozmawialiśmy, potem wyszliśmy na spacer po jego posiadłości. Zjedliśmy lody, wróciliśmy do domu i dokonczyliśmy dyskusję...
-Wszystko? Coś mi się nie chce wierzyć...- Van podejrzanie na mnie spojrzała- Przyznaj się, co głupiego zrobiłaś...
Uśmiechnęłam się, kierując wzrok na moje ręce. Czułam ich spojrzenia na sobie.
-Byłam w łazience, porozmawiać z moim bratem i gdy wyszłam, dostał z drzwi w nos i jeszcze, gdy jedliśmy te lody, końcowo miałam umazane pół twarzy od nich...
Zgodnie z tym co myślałam, za ich twarzach pojawił się duży uśmiech.
-A już myślałam, że nasza Rachael nie odwaliła niczego głupiego. Jak mogłam tak pomyśleć?
-No widzisz? A teraz daj mi pracować...- miałam już dotknąć klawiatury, gdy zadali mi kolejne pytania
-Nic więcej nie powiesz? Jaki jest naprawdę? Ty go poznałaś, a ja go widzę na ekranie telewizora...
-A co ja wam mogę powiedzieć?- trzymałam wzrok na klawiszach- Jest miły... ogólnie pozytywnie nastawiony... ale z dużym dystanem do innych.
Starałam się opisać do co odczułam w rozmowie z nim, ale nie mogłam znaleźć odpowiednich słów. Byłam wpatrzona, w biurko jak w obraz. Pogrążyłam się w zamyśleniu. Starałam się w ogóle myśleć realistyczne o wczoraj. Uświadomiłam sobie, nak bardzo bujałam w obłokach, gdy byłam u niego. Tamto miejsce było magiczne... Czar jego domu, czuć było w powietrzu. Tam zachowywałam się inaczej. Myślałam... nawet nie wiem dokładnie o czym. Po chwili wyrwał mnie z tego głos Matta.
-Co to za kartki?
-To są pytania i odpowiedzi z wczoraj...- udałam sztuczny uśmiech
Jakby w jednej chwili mój cały dobry humor wyparował. To zmieniło moke nastawienie i wprawiło w filozoficzny nastrój. Do tego jeszcze deszcz, który runął ciężko na dach... Czy tylko ja słyszałam ten moment?
-Tak pokreślone? Co pozmieniałaś?- Vannessa wyrwała mu papiery z rąk
-Wszystko.- teraz kartki znalazły się w moich dłoniach
Obydwoje odstąpili w ciszy, jakby się mnie bali. Dobrze, bo już miałam ochotę wrzasnąć. Kierowało mną coś, czego nie jestem w stanie opisać. To takie... nienaturalne. Nigdy we mnie nie pojawiło się tyle myśli i odczuć na raz. Wszystko przepisałam i jednorazowo wydrukowałam.
-Idę to zanieść do przeglądu...- zamknęłam za sobą drzwi
Odetchnęłam, z pewnego rodzaju ulgą. Stałam chwilę przy drzwiach, jeszcze z ręką na klamce. Usłyszałam szepty, ale nie dość wyraźnie, aby zrozumieć o czym rozmawiają. Coś o moim złym humorze? Jest taka szansa... Sama nie wiem co mi odbiło. Szłam długim korytarzem, prosto do gabinetu. To była poważna sprawa i sam szef chciał to widzieć. Przeliczyłam jeszcze, czy wszystkie kartki są w teczce. Gdy podniosłam wzrok, było zbyt późno, by zrobić jakikolwiek unik i wpadłam na jakiegoś faceta.
-Patrz jak leziesz!- szybko pozbierałam kartki z podłogi
-Przepraszam...- podał mi rękę
Skorzystałam z pomocy i otrzepałam spodnie. Przyglądał mi się uważnie, co widziałam kątem oka.
-Przygladasz mi się, jakbyś nigdy kobiety nie widział...- powiedziałam mu żartem
-Rachael, tak?- zmienił temat
-We własnej osobie.
-Kiedyś się już spotkaliśmy i to nie mówię wcale o drukarni...
-Aaaaa, tak. Zack. Pamiętam, a teraz wybacz... Spieszę się.- wyminęłam chłopaka i uniknęłam dłuższej pogawędki, na którą szczerze nie miałam ochoty
Dotarłam w końcu na koniec korytarza.
-Dzień dobry.- uchyliłam lekko drzwi- Można?
-Jasne, wchodź.- uslyszałam w odpowiedzi
-Wczoraj przeprowadziłam wywiad, tutaj mam wszystko zapisane. Potrzebuję tylko zatwierdzenia i od razu trafia do drukarni.- stałam bez ruchu, mając nadzieję, że nie będzie się czepiał jakiś szczegółów
Wodził wzrokiem po słowach, jakby tylko liczył literki.
-Może być, dobra robota.- oddał mi kartkę- Weź jeszcze tamte papiery. Zack wie co robić.
Wzięłam wskazane dokumenty i udałam się korytarzem, w stronę odpowiedniego pokoju. Moja historia zatoczyła koło... Znów zaliczyłam bliskie spotkanie z podłogą. Tylko tym razem to przez jego nieuwagę! Nie moją...
Otwarłam drzwi i rozjerzałam się po pokoju. Stał przy stoliku, popijając jakąś kawę.
-To wszystko do wydrukowania. Odmeldowuję się.- odłożyłam kartki na najbliższy stolik i zamknęłam drzwi
Mogłam w końcu wrócić do swojego, małego świata. Mam nadzieję, że tylko Matt i Van nie będą źli, za przedstawienie, które im przed chwilą urządziłam.
-Już jestem...- weszłam powoli do pokoju
Vannessa siedziała przy komputerze, a Matt coś drukował. Panowała cisza. Jedyne co ją zgłuszało to krople deszczu spadające na okno.
-Nie bądźcie źli. Wiem, przepraszam, nie powinnam się wyżywać na was...- obydwoje odwrócili się w moją strone
-Nie ma sprawy... A i jeszcze coś.- Matt zwrócił się do mnie- Dzisiaj musisz odpracować ten dzień, gdy wyszłaś później.
-Jasne...
Nie dokońca spodbał mi się ten pomysł. Nie wiem co z dojazdem do domu, nie wiem do której w ogóle zostanę. Wyjdzie na to, że będę musiała iść nocą do domu i to jeszcze, gdy pada deszcz...
Usiadłam na krześle jak najbliżej okna. Zamiast pracować, przygladałam się kroplom spływającym po szybie. Niby nic, takie coś widzi się na codzień, ale zahipnotyzowało mnie i wprawiło w melancholijny nastrój. Zastanawiało mnie to co czuję. Normalnie, jestem raczej szczęśliwa. Teraz czułam przygnębienie. Nie mam pojęcia skąd to się wzięło. Smutek jest często spowodowany tesknotą i to jedyne słowo jakie mi teraz przychodzi na myśl. Tęsknota, ale za czym? Za rodziną? Bratem? Rodzicami? To nie ten ból... Tamten zbyt długo mi towarzyszył, żebym teraz go nie poznała. Żyłam tym, dokładnie pamiętam przepłakane noce. Czułam, jakbym została sama na tym świecie. Ten ból był mi dotąd nieznany. Jest bardziej miły i rodzi nadzieję zamiast ją zabijać. Jest inny.
***
-Rachael, my idziemy!- krzyknęli mi na pożegnanie
-Do zobaczenia!- odmachałam im
Uśmiechnęłam się sztucznie, aby myśleli, że wszystko w porządku. Chyba to nawet kupili... Przed wyjściem, dali mi pełno zadań, które musiałam wykonać- od najprostszych, typu przepisz, do najgorszych, typu napisz... Co chwilę musiałam wzbudzić się z transu. Gryzłam długopis, bezsensownie wpatrując się w monitor. Tym tempem, nigdy nie skończę pracować, ale nie miałam do tego głowy. Krople wciąż opadały na okna. To przerywało ciszę. Gdyby nie ten dźwięk, już dawno zasnęłabym na klawiaturze. Była 22... 23... aż doszło do tego, że za pół godziny miał już nadejść nowy dzień. Teoretycznie.
-Mam tego dość...- wyrównałam plik kartek i odłożyłam na stolik- Nic z siebie nie wyduszę.
Spakowałam szybko moje rzeczy i wyłączyłam wszystkie sprzęty. Zgasiłam światło i odłożyłam kluczyk, od sali, do szafki. Wyszłam z biura. Deszcz padał jak na złość. Zostało mi kilka kilometrów do przejścia. Nie cieszyło mnie to zabardzo, zwłaszcza, że godzina była, jaka była. Zawsze bałam się ulicy, o tej porze. Myślałam, że serce podskoczy mi do gardła. Zeszłam schodami, rozglądając się wokół. Sprawdzałam, czy nikogo nie ma. Teren czysty- ruszaj Rachael.
Szłam pustą, ciemną, mokrą ulicą, modląc się w głębi duszy, aby nikogo nie spotkać. W oddali słyszałam pojedyńcze grzmoty- zapowiadało się na niezłą burzę. Moje serce wciąż waliło jak szalone, a do domu jeszcze daleko. Żadnych samochodów, żadnych ludzi i żadnych zapalonych świateł w mieszkaniach. Miałam wrażenie, jakbym była zupełnie sama. Wtedy zobaczyłam padające od tyłu światła. Moje serce stanęło, gdy je zobaczyłam. Zwykłe auto? Pewnie tak, nie jestem jedyną osobą, która o tej porze wychodzi z pracy. Trzymało się za mną, nie wyprzedziło mnie. Przyśpieszyłam jednak kroku, mając nadzieję, że ucieknie. A przed czym? Tego sama nie wiem... Światła nagle zginęły. Odwróciła głowę, by sprawdzić gdzie. Wtedy wpadłam na jakiegoś człowieka.
-Przepraszam bardzo, spiesze się...- starałam się wyminąć nieznajomego
-A dokąd to? O tej porze raczej nie powinno się chodzić po ulicy...- zaszedł mi drogę
Nie chciałam się z nim wdawać w dyskusję- nawet nie potrafiłabym. Byłam tak przerażona, że nie wydusiłabym ani słowa. Patrzyłam na płytki chodnika, zastanawiając się co zrobić.
-Ej!- usłyszałam, że za mną ktoś biegnie
Świetnie... Jeszcze tego brakowało.
-Zostaw ją...- mężczyzna złapał mnie za rękę i pociągnął w swoją stronę
Było ciemno, a mi mokre włosy, opadające na twarz, zasłaniały pole widzenia. Nie dojrzałam jego twarzy, jednak kojarzyłam ten głos. Uspokoiłam się nieco. Miałam ochotę gdzieś uciec. Oni się mogą kłócić, ja byłam mokra i zmęczona, chciałam jak najszybciej wrócić do domu.
-Chodź, idziemy...- nie puszczał mojej dłoni
Odciągnął mnie od nieznanego faceta. Nie miałam pewności czy iść za nim, czy uciec w drugą stronę. Poczułam się bezpiecznie. W końcu, gdyby chciał mi coś zrobić, po co by mnie ratował? Szczerze, nie wiem co bym zrobiła gdyby nie on. Szliśmy chodnikiem w ciszy, nawet nie mam pojęcia dokąd. W drodze zdjął z siebie swój płaszcz i zarzucił na mnie. Nie prostestowałam, wręcz się ucieszyłam, bo zimny wiatr nie jest dobrym połączeniem z przemoczonym człowiekiem.
_________________________________________
Dziś Was zawiodłam jakościowo i długością. Wiem, wiem... Nie jestem specjalnie zadowolona. Ogólnie słabo :/
~Dreamer
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Cześć!
OdpowiedzUsuńNie ma to jak komentować dzień po przeczytaniu xD. Tak więc rozdział wyszedł ci spoko. Dwa razy zaliczyć glebę. Każdemu może się zdarzyć. Nasza bohaterka zrobiła chyba dobre wrażenie na MJ'u. Rachel jest troszkę przepracowana, myślę że siedzenie do 23 w biurze to już lekka przesada. Dobrze, że ten ktoś ochronił Scarlett. Domyślam się nawet kto to uratował Rachel. Życzę Ci dużych przypływów weny.
Pozdrawiam <3
Hejo!
OdpowiedzUsuńNa samym początku wspomnę, że od właśnie dnia dzisiejszego stałam się niewolnikiem tego Jingle Belles. Genialna przeróbka, widziałam gdzieś na jednym z fanpage'ów. :)
Ogólnie to tak. Rozdział krótki, ale od samej długości bardziej liczy się treść. A ona bardzo przypadła mi do gustu, oj tak...
Rachael miała ciężki dzień w pracy. Najpierw ranne wstawianie, którego nikt nie lubi, potem to i tamto, jeszcze nadgodziny.... Masakra, nie chciałabym być na jej miejscu. Nie teraz.
Dobrze przynajmniej, że wywiad jest zrobiony, zaliczony i wszystko OK. Tylko Michael nie musiał jej trzymać na dystans. Nie wystarczy być tylko miłym. Trzeba w końcu wyjść do ludzi.
Tak w ogóle to nie ma to jak wracać z pracy po północy i być zaczepianą przez jakiegoś gostka. Interwencja Michaela ( bo to na pewno on ) była jak najbardziej potrzebna.
Rozdział wyszedł świetny, nie gadaj mi tu głupot, że nie :D
Pokochałam twoje opisy...
Jak cię wena trzyma, to się ciesz, bo ja mam z nią niekiedy niemałe problemy. Blogerzy znają ten ból ;( xD
Pozdrawiam oraz życzę jeszcze więcej weny ( tak na zapas, na gorsze dni )
Mezzoforte
No helloł
OdpowiedzUsuńZgadnij kto raczył do ciebie w końcu zawitać. Podpowiedź: ta wariatka co to pisze. Hę? Już wiesz kto? Dobra powiem sama. A no kurde ja, przypomniałam sobie że gdzieś coś komnąć miałam.
Wiem, wiem nie cieszysz się na mą wizytę, ale masz pecha. Już się ode mnie nie uwolinisz buhahahah.
Dobra a tak serio to przejdę może do notki, bo się jeszcze rozkręce i kicha będzie. Ale taka dobra kicha. Z kartoflami w sam raz, wróć... O czym to ja... A tak rozdział. No co ja ci tu mogę napisać oprócz tego, że super, genialnie i czekam z niecierpliwością. Serio te trzy wymienione rzeczy już się zgadzają z całością. Jaki ja mam zaciesz ci powiem. No kto to może być, co? No kto jest na tyle zdolny, by ratować z opresji (jak jakiś zorro) kobietę, no? Dobra ja, ale oprócz mnie to jeszcze ktoś. Wszyscy chyba się domyślamy że to nasz kochany Mike, a spróbuj tylko zrobić tak, że to nie będzie on, a marny twój los. Liczę na to, że nasz król się do niej przekona i będzie super, meeega cacy.
Powiem ci szczerze, że w tej Rachel to siebie po prostu widzę, no po prostu ten sam rodzaj pecha i fajtłapstwa i ogólnego wpadania w kłopoty.
A zapomniałabym. Jak jeszcze raz mi powiesz że rozdział dno i inne takie epitety. To ci tyłek przestrzepie kobieto. Dobra ja zmykam, bo i tak się zasiedziałam. Więc weny ci życzę duuużo, żeby cię tak trzymało jak trzyma. Pozdrawiam gorąco i do następnej ;***