piątek, 27 stycznia 2017

Rozdzial 11 ,,Masz lęk wysokości?''

Hola amigos! (hiszpański tak bardzo)  Ostatnio serwis DREAMER.exe zaatakował wirus, gdyż niechcący weszłam na:  www.a-na-co-mi-to.pl Przynajmniej spięłam się w sobie i napisałam coś, co jest zgodne z moim zamysłem, czyli wyszło znów coś słodkiego xD Już widzę zaciesz na niektórych twarzach i mam nadzieję, że te twarze wiedzą o kim mówię 8)
_________________________________________


Czym jest poczucie bezpieczeństwa? Sama do końca nie wiem. Może dlatego, że nigdy nie doznałam jego braku. Zawsze ktoś się o mnie troszczył. Pół życia spędziłam pod skrzydłami mojego brata. Dlatego też, teraz jesteśmy tak blisko. Jeśli się z kimś bawić, to tylko z nim. Iść... gdziekolwiek, na spacer, do szkoły, zawsze z nim u mego boku. Ciężko było się rozstać, gdy postanowiłam wyjechać. Mając to w planach myślałam nie tylko o zmianie otoczenia, ale także doznaniu czegoś nowego. Najwyraźniej Los Angeles nie było zbyt dobrym miejscem. Nie wiem czy to pech czy właśnie szczęście. Teraz ukrywam się w trochę innym cieniu. Cień ten, od dziwo, nie jest mojego brata, aczkolwiek wzrost jego jest bardzo zbliżony- może trochę wyższy- a włosy wolno opadają na ramiona. Może i Michael nie jest najlepszym schronieniem. Jeden błąd i wszystko może mi się zawalić na głowę, jednak nie myślałam o tym często. Dobrze się czułam w jego towarzystwie i nie chciałam tego kończyć. O pracy wie każdy, kto powinien, jednak o swojego rodzaju prywatnej relacji wie tylko on i ja. Cieszę się, że mam swoją tajemnicę. Mam co chronić. Mam coś, co jest tylko moje. Najlepsze w tym wszystkim jest to, iż z powodu, że nikt o tym nie wie, nie muszę z nikim dzielić tego czasu, spędzonego obok niego.
-O czym tak myślisz?- zapytał po długiej ciszy- Mrugasz chyba raz na dziesięć minut.
    Poczułam jak słońce zaczęło mnie oślepiać. Zacisnęłam na chwilę powieki i po chwili je otwarłam, żeby przetrzeć zmęczone oczy. Zdezorientowana skierowałam wzrok na mojego towarzysza.
-Myślę nad...-chwilę się zastananowiłam nad moimi słowami- Nad tym, co się stanie, gdy świat zobaczy mnie razem z tobą.
-Posłuchaj...- użył swojego poważnego tonu- Jeśli chcesz jeszcze kiedykolwiek ze mną rozmawiać, to chroń ten sekret i nie dopuszczaj myśli, że to się wyda.
-Jasne.- moja głowa znów oparła się o szybę
    Słońce ponownie zaszło za chmury. Iskierka w moim oku zgasła, a aktualna szarość nieba raczej popsuła mój dobry humor. Dojechaliśmy na miejsce w zupełnej ciszy. Michael wysiadł, zanim samochód się całkowicie zatrzymał. Trzasnął drzwiami, od swojej strony i po dwóch sekundach otworzył moje, abym mogła wysiąść. Podziękowałam mu i przeszłam przez bramę Neverlandu, zapominając, że jego właściciela zostawiłam za sobą. Szłam, szurając podeszwami butów o kamienną ścieżkę. Nie wiedziałam czy planuje mnie zaprosić do środka, dlatego zatrzymałam się przed tarasem.
-Masz lęk wysokości?- zapytał, doganiając mnie
-Nie, a co?- nie kryłam zdziwienia
-Miałaś okazję to wszystko pozwiedzać, ale nie miałaś okazji z tego skorzystać.- wskazał palcem na diabelski młyn
    Uniosłam kąciki ust, na myśl, że mogłabym znów na to wsiąść. Widząc moją reakcję, Michael od razu pognał w stronę wesołego miasteczka. Szłam ledwo dorównują mu kroku. Przed wejściem za bramkę, powiedział do faceta przechodzącego obok, aby to uruchomił. Kiedy oni sobie tak rozmawiali, ja już usiadłam w pierwszym, najniższym siedzeniu. Nie czekałam długo. Zaraz znalazł się obok mnie, a wielka maszyna ruszyła. Widok na góry był wspaniały. Przyglądałam się wszystkim szczytom. Po pierwszym okrążeniu, odwróciłam głowę w stronę miasta. Dojrzałam kilka domów w oddali. Musieliśmy zrobić dwa okrążenia, zanim któreś się odezwało. Powoli dociera do mnie, że nie umiemy normalnie rozmawiać.
-Stąd jest piękny widok.- znaleźliśmy się na samej górze
-Nie zaprzeczam.- spojrzałam na niego z uśmiechem
     Spojrzał na mnie kątem oka, co sprawiło, że również się uśmiechnął do pustej przestrzeni.
-Dlaczego nie umiemy normalnie porozmawiać?- wydałam się oburzona... a nie o to mi chodziło
-To kwestia mojego zaufania i twoich, troszkę zbyt dużych ambicji, co do tej znajomości.- nie odrywał wzroku od jednegu punktu, gdzieś w oddali- Zbyt dużo osób mnie zraniło, żeby sobie znów na takie coś pozwolić.
-Rozumiem.- odparłam zrezygnowana
-Taaa... Ty wszystko rozumiesz...- powiedział z ironią
-A dało by radę udowodnić ci, że ktoś nie ma złych zamiarów wobec ciebie?- chciałam za wszelką cenę uniknąć kłótni
-Nie sądzę.
    Nagle wszystko stanęło. Moje serce przyspieszyło, gdy zatrzymaliśmy się na samej górze.
-Michael, to jest żart, prawda?- wyciągnął telefon z kieszeni- Ty widzisz te chmury?
   Rozejrzał się po niebie, które wydawało się już czarne. Przed chwilą gdzieniegdzie przebijały promienie słońca, co dawało niesamowity efekt, a teraz niebo całkowicie zaszło jakby ciemnym, gęstym dymem. Michael zaczął krzyczeć na biednego człowieka po drugiej stronie słuchawki. Ja w tym czasie siedziałam jak sparaliżowana. Poczułam jak pierwsze krople deszczu spadają mi na głowę. Przedemną zobaczyłam mieniącą się błyskawicę, a kilka sekund później głośny grzmot. Na gwałtowny dźwięk, aż Michael się przestraszył wypuszczając nasz jedyny ratunek na kilka metrów w dół.
-No pięknie...- zarzucił mokre włosy z twarzy do tyłu
  Zwrócił uwagę na moje przerażenie, wymalowane na twarzy.
-Wkońcu ktoś się zorientuje.- zaśmiał się, co mnie trochę uspokoiło
   W oddali usłyszałam kolejny grzmot, a przed nami rozbłysła fioletowa błyskawica. Na kolejny huk, gdzieś nieopodal wtuliłam się w jego ramię.
-Nie bój się, zaraz ktoś po nas przyjdzie.- uniósł mój podbródek
   Zdjął z siebie swoją marynarkę i zarzucił ją na mnie.
-Wiesz... Od dziecka, trochę boję się burz...- zawstydziłam się 
-Spróbuj to podziwiać. Burza wygląda pięknie na niebie.- nadal nie byłam w pełni przekonana, co do jego słów- Nic ci nie grozi, spokojnie. 
    Wtuliłam się w jego bok, marząc, aby postawić nogę na pewnym gruncie. Zawiesił swoją rękę na moim ramieniu, mocno ją zaciskając. Spod czarnego ubrania, przyglądałam się temu, co się działo na przeciw, teraz czując się o wiele bardziej komfortowo. Przygladalam sie niebu z ciekawością,  nie strachem- jak kazał. Szczerze, to pięknie wygląda. I to jeszcze, z tak bliska. 
-Wracając do twojego ostatniego pytania- poczułam jak robi mi się gorąco- Mówiłaś o sobie?
-Być może...- starałam się zbić go z tropu
   Odpowiedział na to ciszą. Zamknęłam oczy. Chciałam zasnąć i obudzić się w jakimś pomieszczeniu. Gdyby nie on, już dawno bym się przymierzała do skoku stąd. Wsłuchiwałam się w rytm bicia jego serca. Uspokajało mnie to. Tak jak jego spokojny oddech. Poza przerażeniem, odczułam jednak pewną magię. Wspomnienie warte przypomnienia. Niecodziennie możesz utknąć z Michaelem Jacksonem na diabelskim młynie, podczas burzy
    Michael wychylił się za poręcz i krzyknął do kogoś na dole. Spojrzałam zza jego ramienia na osobę, na dole, którą okazał się ogrodnik. Otworzył skrzynkę i zaczął grzebać przy kabelkach, przywracając wszystko do ruchu. Zaraz stanęłam na chodniku. Otuliłam się jego marynarką, drżąc z zimna.
-Chodź do środka.- krzyknął- Dam ci ręcznik.
  Poszłam za nim do drzwi, na tarasie. Weszliśmy do środka. Poczułam jak przenika mnie ciepło, gdy zobaczyłam rozpalony kominek. Rozejrzałam się po pokoju. Ogień był tu jedynym źródłem światła. Weszłam w głąb pomieszczenia, a gdy stałam już przy stoliku, oślepiło mnie światło lampy.
-Poczekaj chwilę.- wziął rękę z włącznika- Zaraz coś znajdę.
    Stałam przez chwilę sama, w pustym pomieszczeniu. Uslyszałam skrzypienie podłogi na korytarzu. Początkowo myślałam, że to Michael, zza ściany jednak, wychylił się ktoś inny. Tak... Frank.
-Rachael, zgadza się?- przeszył mnie wzrokiem
-Tak.- poczułam się nieswojo
   Rozejrzał się po pokoju, jakby kogoś szukał. Nie było tutaj jednak nikogo poza nami.
-Posłuchaj.- podszedł bliżej- Dobrze ci radzę, nie waż się do niego zbliżać. Ani go krzywdzić. 
-Nie zamierzam.- odparłam, skołowana
-Frank!- do salonu wszedł Mike- Daj jej już spokój.
    Obydwoje zmierzyli się spojrzeniem. On wyszedł, a Michael zarzucił na mnie ręcznik. Wytarłam nim moje włosy.
-Przepraszam za niego.-przetarł twarz- Trochę mu odbiło.
-W porządku. Rozumiem, że się martwi. W końcu niektórzy już zrobili swoje w tym domu...- dopiero do mnie teraz dotarła glupota tych słów- Nie chciałam...
    Zadrżałam widząc jego wyraz twarzy. W tym momencie żałuję, że nie ukryzłam się w język.
-Nie szkodzi.- poniósł wzrok na mnie- Masz w sumie rację. Taka jest prawda.
    Starałam się zachowywać pozory, że wszystko w porządku. Moje ubrania już trochę wyschły. Skupiłam się na cieple, bijącym od ognia. Siedzieliśmy w ciszy, czekając, aż któreś z nas odezwie się pierwsze.
-Napijesz się czegoś czy...- spojrzałam na zegar- Czy już idziesz?
-Będę się zbierać. Jutro, już chyba idę do pracy.- uniósł kąciki ust
    Wstałam, a zaraz za mną Michael. Odprowadził mnie do drzwi.
-Jeszcze raz dziękuję- trzymałam rękę na klamce- Chciałbym, żeby zawsze tak o mnie mówili. Teraz w telewizji jest wszystko.
    Zastygłam chwilę w bezruchu. Poczułam przypływającą falę energii... Chwila, chwila... Telewizja!
-Wszystko w porządku?
-Dziękuję ci!
    Oderwałam się od drzwi. Podbiegłam do niego i dosłownie rzuciłam się mu na szyję. Zastygłam chwilę bez ruchu, stojąc na palcach.  
-Za co?- zapytał zdziwiony
-Mam plan...- w końcu go puściłam- Potem ci wszystko wytłumaczę.
    Wybiegłam z posiadłości, przebiegając przez wszystkie napotkane kałuże.
-Przygotuj się na powrót do telewizji w wielkim stylu, królu!- krzyknęłam, zanim weszłam do auta
    Szofer Michaela odwiózł mnie do domu. Zza chmur ponownie wyjrzało słońce. Promienie przebijały się przez ciemne kłęby. Przyglądałam się mieniącego od deszczu asfaltu. Gdy poczułam ciepło na mojej twarzy, skierowałam wzrok do góry. Na niebie napotkałam tęczę. Wyrecytowałam w myślach wszystkie kolory. Poczułam magię w środku. To piękno zupełnie mnie pochłonęło. Przyglądałam się jej, dopóki nie wjechaliśmy w zabudowę miejską. Straciłam ten widok z oczu. Kiedy wjechaliśmy na pierwszą ulicę, nie zostało już dużo do domu. Wybiegłam z auta, po drodze dziękując szoferowi za podwiezienie. Wpadłam do mieszkania. Zdjęłam buty i pobiegłam do kuchni. Na kartce, przypiętej do lodówki napisałam jedno słowo: REPORTAŻ.
                               ***


      Dystans. Pewna granica jest zawsze i w każdym. Tworzą ją obietnice bez pokrycia, a czas je tylko utrwala. Idealizujemy sobie coś, co może nigdy nie wejść w życie. Może nigdy nie stać się prawdą, ale dążymy do tego, niszcząc siebie samego. Tacy są ludzie. W pewnym sensie, to dobre zachowanie. Ćwiczy naszą silną wolę, wystawa siebie na próbę i uczy podejmowania decyzji. Z drugiej strony, jeżeli to sie nie uda, to poprostu się załamujemy. Cały trud, wszystkie wyrzeczenia poszły na marne. Zdawaliśmy sobie z tego sprawę, a jednak dążyliśmy do czegoś bez przyszłości. Ja chciałem miłości i dobra na tym świecie. Właśnie ta wizja mnie zgubiła. Pozwoliłem się wykorzystać- dwa razy. Dopiero teraz, gdy mam poważny problem, zareagowałem. Zamknąłem siebie i wszystko co mnie otacza, żeby już nikt mnie nie skrzywdził. Jest jedna, pewna rzecz na tym świecie- krzywdy bolą.
     Stałem w drzwiach na taras, przyglądając się jak świat budzi się do życia po burzy i deszczu. Tęcza znalazła swoje miejsce dosłownie nad parkiem. Otaczała go od góry. Kropelki wody, pozostawionej na trawie mieniły się w blasku wychodzącego słońca. Powietrze było świeże, więc wziąłem głęboki wdech. Obserwowałem wszystko, opierając się o drzwi.
-Michael?- dobiegł głos z wnętrza pokoju
     Obróciłem się po chwili zamyślenia.
-Przepraszam, nie chce się przez nią kłócić...
-Wszystko rozumiem.- położyłem rękę na jego ramieniu- Tylko nie strasz jej.
-Dam Ci spokój jeśli obiecasz, że nigdy, ale to nigdy nie pozwolisz jej się zbliżyć. Bardziej niż do teraz.
-Frank...- spuściłem wzrok- Po tym co zrobili Arvizowie obiecałem sobie jedną rzecz. Przenigdy nikogo więcej nie wpuszcze do mojego życia, a to niesie za sobą jedną bardzo ważną rzecz... Nie zakocham się.
     Miałem wrażenie, że spadł mu kamień z serca. Jego rozbiegany wzrok spoczął na podłodze.
-Dobrze, ufam ci.
     Wyszedł z pokoju przez taras. Wędrowałem za nim wzrokiem. Gdy zniknął mi z pola widzenia, poszukałem jeszcze na niebie tęczy. Już jej nie było.

_________________________________________

I jak? Mi się podoba, chociaż ciężko było mi się zebrać, żeby to napisać Naprawdę ciężko. Jednak jest i wydaje się naprawdę dobre ^^

~Dreamer



   

sobota, 21 stycznia 2017

Rozdział 10 ,,Jakaś marka zmywarek?"

     Elo żelo! :D Pierwszy raz od wieków, wyrobiłam się na czas. Aż jestem z siebie dumna. Nawet wyszło coś słodkiego... Aktualnie jestem chora, to mam dużo czasu, żeby naskrobać coś ciekawego. To tyle z mojej ogromnej przemowy:
_________________________________________

      Zostałam sama, pośrodku wielkiego bałaganu. Stałam, zastanawiając się, od czego zacząć. Może umyje talerze, pozamiatam podłogę czy poprostu rzucę wszystko i pójdę spać. Nie wiem, nie mam pojęcia co się działo. Miałam mętlik w głowie... Nawet nie wiedziałam jak zacząć opisywać sobie, wszystko co czuję. A może poprostu nie czułam nic? Nie... Nie sądzę. Raczej nie jestem osobą, która nic nie czuje. Po chwili zdecydowałam, że wybiorę opcję numer trzy, czyli zostawię wszystko tak jak jest i pójdę się położyć. Zaczęłam stawiać pierwsze kroki w stronę sypialni. Stanęłam w drzwiach i... znowu pustka. Nie umiałam się ogarnąć. Poszłam do łazienki, wziąć prysznic, który- jak miałam nadzieję- mnie trochę uspokoi. Czy ,,spokój" to teraz dobre słowo? Bardzo możliwe, bo przydało by się na spokojnie pomyśleć, co jutro mam do zrobienia. Poza powrotem do pracy, raczej nic... Spojrzałam na zegar. Było kilka minut po dwudziestej trzeciej. Rzucając wszystko, poprostu położyłam się na łóżku i zasnęłam.
    Gdy pierwsze promienie słońca wpadły do mojego pokoju, poczułam napływającą pozytywną energię. Nawet nie wiem jakim prawem ona się we mnie znalazła, bo po tym co wczoraj przeżyłam, powinnam się czuć jak zombie. Zrzuciłam z siebie warstwę pościeli i poszłam przemyć twarz. Bardzo mnie to rozbudziło. Kierowało mną coś dziwnego i już czułam, że to będzie wspaniały dzień. Przebrałam się szybko i zrobiłam płatki z mlekiem, na śniadanie. Miałam jeszcze sporo wolnego czasu i ten poświęciłam, by zobaczyć co w świecie. Włączyłam telewizor i leciałam po kanałach, w celu znalezienia czegoś... normalnego. Migały mi w oczach różne obrazy, aż zatrzymałam się na nazwie firmy w której pracuję.
   ,, ... najnowsze wydanie, jednak informuje o tym, że Michael Jackson jest zupełnie niewinny. Inne portale zaczęły inspirować się tym artykułem i pisały wszystko na rzecz Jacksona, informując o tym, że wszelkie oskarżenia są bezpodstawne..."
    Z niedowierzania, prawie oplułam się mlekiem. Mój plan wypalił! Wszystko poszło dobrze... Żeby tylko Michael to teraz widział.
    Uśmiechnęłam się delikanie, a moje rozmarzenie przerwał telefon.
-Słucham?- odebrałam nieznany numer
-Rachael? Jakoś zdobyłem twój numer...
-Kto mówi?- zdawało mi się, że znam ten głos
-Zack. Przepraszam, że nie zapytałem ciebie o to wprost...- jego entuzjazm opadł- Potrzebowałem twój numer, bo chciałem zaprosić cię na kawę, po pracy. Ja mam dzisiaj wolne i liczę, że masz wolną chwilkę.
-Jasne. W tej przy biurze?
     Zdziwiła mnie jego propozycja. W sumie, ledwo się znamy... Chociaż to dobry sposób, właśnie na poznanie się. Nie miałam i tak nic ciekawego do roboty.
-Zgoda. Będę zaraz po piętnastej.- rozłączył się
     Spojrzałam na zegar. Nie zostało zbyt wiele do wyjścia, tak więc biorąc pod uwagę możliwość korków, wyszłam wcześniej. Jechałam autobusem, cały czas myśląc o moim... zwycięstwie. Pomogłam mu. Zrobiłam co obiecałam. Jak tak dalej pójdzie i te wszystkie artykuły wejdą na skalę światową, to Michael będzie miał naprostowaną reputację, dosłownie wszędzie. Nie tylko tu, w Ameryce. Cały świat zrozumie, że oskarżają niewinnego człowieka...
    Dojechałam na miejsce. Szybko przeszłam od przystanku, pod drzwi biura. Weszłam powoli do środka. Panowała tam cisza... jak nigdy. Zazwyczaj ktoś gdzieś krzyczał, zawsze przynajmniej jedna osoba kręciła się po korytarzu, a dzisiaj nic. Jakby zwolniono połowę ludzi. Zza drzwi gabinetu, wyszedł mój szef. Podeszłam z chęcią zapytania się, o co tu chodzi.
-Dzień dobry.- zaczęłam niepewnie- Czy...
-Rachael?- zdziwił się na mój widok- Co ty tutaj robisz?
-Dzisiaj już miałam przyjść do pracy...- ta sytuacja wydała mi się dziwna
-Jak to? Przecież dzisiaj masz jeszcze wolne. Nie mam żadnych zajęć dla ciebie.
    Byłam pewna, że dzisiaj już miałam przyjść. Pobłądziłam przez chwilę wzrokiem po ścianach, zastanawiając się, co się w ogóle przed chwilą stało. Nie przypominam sobie, aby ktokolwiek mi mówił o tym, że mam jeden dzień wolny, więcej. To było mocno podejrzane, ale ktonto mógłby zrobić?
-Dobrze, wrócę do domu. Do widzenia.- pożegnałam się i szybko udałam się do wyjścia
-Do widzenia...- uslyszałam, jakby pół głosem
    Wyszłam na środek chodnika i stałam, jak wryta. Jak to się mogło stać? Ja coś ominęłam czy... Coś mi zawibrował w torebce. Kolejny nieznany numer... Musze je w końcu zapisać...
-Tak?
-Rachael? Chciałbym cię zaprosić do kina...- od razu rozpoznałam głos Michaela
-Co? Ale jak to? Skąd ty...
-Ostatnio mówiłaś, że nie masz zbyt wiele czasu dla siebie, tak więc postanowiłem przedłużyć to co już dostałaś i cie gdzieś wyrwać.- był dziwnie radosny
-Żartujesz... Poważnie załatwiłeś mi dzień wolnego, żebym mogła iść do kina?
    Nadal nie wiedziałam jak wyrazić moje zdziwienie i... nawet wdzięczność. Przepiękny dzień, a ja nie muszę go spędzać w pracy. Pójdę na film, pospaceruję po parku, może coś zjem na mieście... Zaraz, zaraz... Przecież to Michael mi to organizuje. Skąd on w ogóle na to wpadł?
-Nie, żartuję. Tak naprawdę, to powinnaś się już zabierać do roboty...- zaśmiał się na głos- Podejdziesz do auta?
    Rozejrzałam się dookoła. Nie zauważyłam nic odróżniającego się.
-Jakiego?
    Zauważyłam jak człowiek w masce wychyla się zza drzwi czarnej osobówki. Spojrzałam na boki i przebiegłam na drugą stronę ulicy.
                                  ***  

     Gdy wracałem do domu nie miałem nawet okazji podziwiać nieba. Zaszło ono ciemnymi chmurami, zasłaniającymi gwiazdy. Nagle ciężki deszcz runął na ziemię, tworząc kałuże, ktore chlapały pod kołami. Gdy dojechaliśmy na miejsce, wybiegłem z pojazdu jak najszybciej, żeby zabardzo nieprzemoknąć. I tak to nie dokońca wyszło...
-Czy ty jesteś poważnie idiotą?- w drzwiach czekał na mnie mój ukochany przyjaciel
-A wyglądam?- zająłem się zdejmowaniem przemoczonych butów
-Michael... To nie jest zabawne. Co ty w ogóle robisz?- chodził za mną jak cień
     Udałem sie do kuchni, zeby napić sie czegoś gorącego. Frank nie odstępował mi kroku.
-Uspokoj sie... Jestem dorosły chyba, tak?- denerwował mnie- Wiem jak daleko mogę się posunąć...
-Obawiam się, że możesz nawet nieświadomie przekroczyć tę granicę.
     Zmierzyłem go groźnym spojrzeniem.
-Opanuj się, zgoda? Wiem co mogę, a czego nie. Koniec, kropka. Nie mam ochoty się z tobą kłócić, o takie coś.- wyszedłem z gorącym napojem z pomieszczenia
      Poszedłem do mojej sypialni. Usiadłem na łóżku, gładząc miekką pościel i nasłuchując dźwięku kropli, spadających na szybę. Jestem pod wielkim wrażeniem jej umiejętności wyciągania ludzi z doła. Te kilka minut spędzonych z muzyką, było właśnie tym, czego potrzebowałem. Nie czuję, aby chciała mnie zawieść. Wystawić i zdradzić, aczkolwiek to niczego nie zmienia. Niech pozostanie tak jak jest. Położyłem się wygodnie, podkładając sobie wszystkie poduszki pod glowę.
-Nie masz zbyt wiele czasu, to ja ci go zorganizuję. Tak jak ty, wyrwałaś mnie z tej rutyny, tak ja zrobię małą niespodziankę i tobie.- szepnąłem cicho do siebie
_________________________________________
    Rano obudziłem sie w takiej samej pozycji, w jakiej leżałem jeszcze wczoraj. Było bardzo wcześnie. Z dołu dochodził jakich ryk, zagłuszający moje wlasne mysli. Zwlokłem się z łóżka i zszedłem schodami na parter.
-Frank... Wyłącz to. Nie daje mi spać.- oparłem się o wielka szafę
-Mówią o tobie...- spojrzał na mnie kątem oka
-Dziwi cię to?- moje połączenie z ziemią się zrywało
-Ale jak mówią...- wskazał mi ekran
     Zrezygnowany usiadłem obok niego. Przysłuchiwałem się wiadomościom, z taką uwagą, jak nigdy dotąd. Obiła mi się o uszy firma w jakiej pracuje Rachael, więc moje skupienie osiagnęło poziom maksymalny. Z niedowierzeniem patrzyłem na ekran, po raz pierwszy słysząc moje słowa w telewizji, które są popierane przez prasę...
-Jak ja sie jej odwdzięcze?- szepnąłem, jakby nikt tego miał nie słyszeć
-Nijak. Taką mieliście umowę.
    Zmierzyłem go wzrokiem, jakby uciekł z psychiatryka.
-Ale ty jesteś bez serca.- szturchnąłem go w ramię i wróciłem do pokoju
     Siedziałem tak kilka minut, analizując powodzenie planu. Wątpiłem, że to coś da od samego początku, a jednak wyszło. Miałem wielką ochotę coś dla niej zrobić.
-Ostatnio mówiłaś, że nie masz czasu dla siebie...- chwyciłem za telefon- To ja ci go zorganizujė i w ramach niespodzianki wyrwę cię z codziennej rutyny...
     Zadzwoniłem do jej szefa i poprosiłem o przedłużenie weekendu. Gdy uslyszał z kim rozmawia, od razu się zgodził. Nawet o nic nie wypytwał. Wydawał się spieszyć, więc szybko zakończyłem rozmowę. Po koniec zapytałem jeszcze o której zaczyna pracę, żeby wiedzieć, kiedy podjechać pod biuro. Gdy usłyszałem godzinę i spięty odwróciłem głowę w stronę zegara, wystraszyłem się, że nie zdążę. Na pewno była już w trasie. Zbiegłem na dół i najmniejszym autem jakie miałem w posiadłości, pojechałem pod jej biuro. Nie chciałem wzbudzać większych podejrzeń, jednak, żeby nikt mnie na pewno nie spotkał, założyłem jedną ze swoim masek. Czekałem chwilę, po drugiej stronie ulicy, aż łaskawie się zjawi. Gdy wyszła, stanęła jak słup soli na środku chodnika. Pewnie zorientowała, że coś tu nie gra. Postanowiłem końcowo do niej zadzwonić i tym sposobem zaprosić do kina. Zgodziła się, jednak była w lekkim szoku. Kazałem jej przyjść na auta. Wychyliłem się i pomachałem w jej stronę. Zaraz znalazła się na siedzeniu obok mnie.
-Dziękuję ci bardzo. Nie masz pojęcia jak się cieszę, że nie muszę spędzać tak pieknego dnia w pracy...- była bardzo podekscytowana
-Zapalanowałem kino, tak więc, pozwolisz?
    Uśmiechnęła się i pokiwała głową. Dałem wyraźny znak kierowcy, aby ruszał. Siedziałem przy oknie, podpierając głowę ręką. Patrzyłem przez nie, jakby nie było świata dookoła, kierując wzrok ku górze.
-Widzę, że też tak robisz...- wyrwała mnie z transu- Podziwiasz świat sercem.
-Dlaczego tak mówisz?
-Bo to widać w twoich oczach...
    Ta kobieta zadziwiała mnie coraz bardziej. Nie sądziłem, że ma podobne upodobania i myśli w ten sam sposób.
-Powiedz...- przysunęła się bliżej mnie- Dlaczego ty to zrobiłeś?
-W pewnej formie odwdzięczenia się... Zdaje sobie sprawę, jak często czasem potrzebujemy przerwy, poza tym... wczoraj ty mnie wyrwałaś z rutyny. Zrozumiałem to dopiero dzisiaj rano...
-Podobno mam ogromny dar pocieszania ludzi...- oczy jej odbiły promienie słońca- Widać, że na tobie też działa.
     Uniosłem lekko kąciki ust i znów skierowałem wzrok na wprost.
-Proponujesz jakiś film czy masz zamiar kazać mi wybrać?- wróciła na swoje miejsce
-Mogę Ci złożyć pewną propozycję, ale nie wiem czy sie zgodzisz. Chyba rozumiesz... nie znam cię na tyle, by móc stwierdzić co ci się będzie podobać, a co nie.
      Zamyśliła się na chwilę. W pewnym momencie wyrwała się z własnej głowy i krzyknęła coś, co sam ledwo zrozumiałem. Spojrzałem na nią ze zdziwieniem, szybko jednak powróciłem do poprzedniego wyrazu twarzy. Nawet nie zwróciła na to uwagi. Jechaliśmy w zupelniej ciszy. Przerwał ją dopiero kierowca, który zawiadomił, że już możemy wysiadać. Na śmierć zapomniałem!
-Rachael...- zatrzymałem nią, gdy miała rękę na klamce- Dziękuję Ci.
-Ale za co?
-Oglądałem dzisiaj wiadomości i....
-Ja też.- uśmiechnęła się- Nie masz za co dziękować. Taka moja praca. Teoretycznie, przekazywanie prawdy.
    Otwarła drzwi i wysiadła. Zaraz zrobiłem to samo. Odprowadziłem ją do budynku, gdzie od razu zwróciła uwagę na repertuar. Wybrała jaki, zupełnie nieznany mi tytuł i zawlokła, prawie biegiem, pod salę kinową.
                                ***
    Nie spodziewała się takiego zwrotu akcji. Sam Michael Jackson załatwia coś z szefem za moimi plecami, aby w ramach podziękowania wyrwać mnie do miejsca, w którym nie byłam z trzy lata. Spisek roku. Nie ukrywam, że ucieszyłam się i to bardzo. Jakoś tak... Miło mi się spędza czas w jego towarzystwie... Nie umiem tego określić. Nigdy nie czułam się tak dziwie. Ciężko mi to nawet nazwać i to na pewno nie jest miłość... Nie, to nie to. Mogę być pewna. Takie coś było by zbyt niedorzeczne.
    Kolejnym moim talentem będzie wybieranie filmów. Ten był genialny i chyba nie tylko mi się podobał...
-Jak ty to robisz? Masz jakieś magiczne moce?- zażartował, gdy wychodziliśmy z budynku
-Najwyraźniej... Jestem poprostu niezwykła.- zaczęłam się z nim sprzeczać.
-Uważaj, bo popadniesz w samozachwyt... Obok ciebie, stoi o to sam Michael Jackson.- otowrzył mi drzwi do auta
-Hm...- udałam zamyślenie- Nie, nie znam nazwy. Jakaś marka zmywarek?
     Jak ja dawno się z nikim tak nie sprzeczałam. Od czasu, gdy ja i mój brat dorosnęliśmy, żadne z nas już sobie nie dogryzało w ten sposób. Może jeszcze zdziecinnieje...
-To co teraz?- zapytałam, gdy usiadł obok mnie
-Normalnie, pewnie zaprosiłbym cię do mnie, ale nie wiem czy masz chęć i czas.
-Zawsze...- nawet nie wiem, dlaczego z tym wypaliłam- To znaczy...
-To znaczy, kierunek Neverland.
_________________________________________
Krótko, ale na temat. I jak? :D

~Dreamer 

sobota, 14 stycznia 2017

Rozdział 9 ,,Zachowajmy pewien dystans..."

     Nie wiem czy odpowiednie o tej porze będzie ,,Dzień dobry", ale w każdym razie Witam! xD Jakoś wyszło... Było gorzej. Przed chwilą mnie tak coś napadło, bo pewnie gdyby nie to, nie mam pojęcia, kiedy by się pojawił rozdział. Nie mam już nic do dodania. Milego czytania ;) :
_________________________________________
     Gdy tylko wróciłam do domu, usiadłam w miękkim fotelu. Zaparzyłam sobie herbatę i wzięłam parę ciastek z szafki. Od razu załapałam za telefon i wybrałam numer do mojego ukochanego braciszka.
-Dzień dobry, jest pan zainteresowany kupnem nowej pralki?- zmodulowałam głos, aby wydał się poważny
-Tylko, jeśli będzie miała opcje pieczenia...- odpowiedział zabawnym tonem- Co cię nakłoniło do zadzwonienia?
-A czy ja już nie mogę, poprostu chcieć porozmawiać z braciszkiem?
-Braciszkiem?- wydał się zdziwiony- Dobra, jestem pewny, że czegoś chcesz, albo jesteś super zadowolona.
-Druga opcja...- zaczynałam powoli śmiać się jak wariatka
-To z czego się tak cieszysz?
-Byłam dziś znów u Michaela...
-U tego... mojego szwagra, tak?
-Ha, ha. Zabawne.- trochę spoważniałam- Przystał na moją propozycję, o stworzeniu wspolnego artykułu i dzisiaj to napisaliśmy.
-Gratulacje. Co tam się jeszcze działo? Oberwał od ciebie?-powiedział to z taką ironią, że aż tutaj ją wyczułam
-Ale jesteś dzisiaj śmieszny.
-No widzisz? Nudziłabyś się, bezemnie.
-Poza tym...- ciągnęłam swoją historię- Powiedział, że może mi coś zaśpiewać. Jutro. Mam cały wolny dzień...
-I spędzisz go u niego?
-Może niecały... ale większość?
-Jaaasneee...- jego reakcja trochę mnie osłupiła- Muszę już kończyć. Jest późno, a ja muszę wcześnie wstać, poza tym chciałbym coś jeszcze dziś zrobić. Do usłyszenia.
    Odpowiedziałam ciche ,,cześć'', ale tego już chyba nie usłyszałam. Spojrzałam na zegar- dopiero dwudziesta. Miałam cały wieczór dla siebie, zwłaszcza, że mogłam trochę posiedzieć. Jutro nie wstaję wcześnie, najlepiej w ogóle bym nie wstała. Przydałby się dzień, żeby móc cały przechodzić w pidżamie... jednak nie mogłam. Szczerze, załapałam aluzję, że nie chce mu się śpiewać, jednak chciałabym chociaż na godzinę odciągnąć go od myśli o problemach. To coś naprawdę wielkiego, sprawić by ktoś w takiej sytuacji poczuł chwilowe szczęście. Każdy mi zawsze mówił, że swoim optymizmem zarażam wszystkich dookoła. Może zadziałam i na niego?
     Usiadłam się wygodnie na kanapie i wzięłam laptop na kolana. Podłączyłam słuchawki i pierwsze co zrobiłam, to odsłuchałam piosenki, jakie mi puścił w studiu. Ogladałam każdy wideoklip, tym samym poznając jego historię. Nigdy mnie nie ciekawiła jego historia, jako człowieka- aż do teraz. Po godzinnym obejrzeniu i odsłuchaniu wszystkiego co się da, zeszłam na wywiady. Od czasu, gdy był dzieckiem, aż do teraz... Nigdy nie przypuszczałabym, że aż tyle się działo w jego życiu. Teraz rozumiem te powagę i zdystansowanie. Pomimo tego, jednak wydaje się szczęśliwy, a ja nie wiem skąd on to szczęście czerpie.
       Zbliżała się już północ. Zgasiłam wszystkie światła w salonie i ostatni raz spojrzałam na pokryte milionami świateł miasto. Po tym wróciłam do pokoju i skoczyłam na pachnącą pościel. Leżałam wpatrzona w sufit. Nie myślałam, ale skupiałam się na tym co czuje. Na strachu. Może i Michael miał rację? Nigdy mi się taki ból nie przytrafił, to nie było normalne. Powinnam się zgodzić na zawiezienie mnie do szpitala. Narazie jest dobrze i dopóki się to nie powtórzy, zostawię te sprawę tak, jak jest.
     Rano obudziłam się wyspana, jak nigdy. Popołudniowa wizyta zbliżała się z każdą sekundą, a ja wciąż leżałam pod kołdrą, kryjąc się przed rażącymi promieniami słońca. Po chwili jednak wydostałam się spod tony materiału i poszłam do łazienki. Aż moje serce przyspieszyło, gdy zobaczyłam jak ja wyglądam. Wziełam szczotkę w ręce i zaczęłam rozczesywać włosy. Przemyłam twarz i poszłam się przebrać. Został mi teraz tylko makijaż i teoretycznie mogę wychodzić.
                               ***
-Michael... weź wstawaj...- ktoś uporczywie szturchał mnie w ramię- Twoja kochanka miała przyjść po południu, a jest już trzynasta.
    Nie miałem siły otworzyć oczu. Wczorajszy wieczór, po wyjściu Rachael, był bardzo trudny... Nie mogłem spać i to długo, cały czas myśląc o moich problemach. Zasnąłem dopiero nad ranen. Żałowałem, że zgodziłem się na jej kolejną wizytę.
-Odwołaj to...- powiedziałem ledwie żywy
-Nie mogę. Siedzi już w salonie.
-Co?!
    Zerwałem się z łóżka. Nie wiedziałem dokładnie od czego zacząć.
-Powiem jej, że zaraz zejdziesz... a potem porozmawiamy sobie o nadmiernym zaufaniu i jego konsekwencjach...
     Wyszedł, trzaskając za sobą drzwiami. Olałem jego złość i szybko się ogarnąłem. Po pięciu minutach, schodziłem już schodami.
-Kawy?- zapytałem, zostając ją w salonie
-Pewnie.- wstała i stanęła naprzeciw mnie- Nie przyszłam zbyt wcześnie?
-Nie, wszystko w porządku.- skierowałem kroki do kuchni-Zaraz wrócę!
    Gdy stanąłem już w kuchni, oparłem się o blat, zdając sobie sprawę, jak wielki błąd popełniłem. Podjąłem takie ryzyko, taki "obowiązek" i już się nie wycofam, bo nie mogę wyrzucić jej za drzwi. Czasu jednak nie cofnę. Zaparzyłem dwa gorące napoje i wróciłem z nimi do dziewczyny.
- Wszystko dobrze? Długo cię nie było.- zapytała, nieco zatroskana
-Co?- szybko wróciłem myślami na ziemię- Aaa, tak. Wszystko dobrze.
     Uśmiechnąłem się i zatopiłem nos w kubku. Skupiałem się tylko na jego zawartości. W pokoju, długo panowała kompletna cisza. Przerywał ją tylko śpiew ptaków, z zewnątrz. Po chwili podeszła do okna, wyglądając przez nie, we wszystkie strony.
-Przejdziemy się? Szkoda marnować tak pięknej pogody...
    Miała rację. Bezchmurne niebieskie niebo u góry i zielona trawa na dole. Podszedłem też do okna i wyszliśmy tarasem. Spacerowaliśmy ścieżkami pomiędzy trawnikami. Ona zachwycała się przyrodą, w czasie, gdy ja cały czas myślałem o tym co mnie czeka...
-Ile lat zajęło ci stworzenie tego?- zapytała po długim milczeniu
-Dużo... Ja to cały czas tworzę...- miałem nadzieję, że zrozumie moje słowa
-Jak wielka musi być twoja wyobraźnia, żeby sprostać wizji czegoś takiego...
-Eeee...- zapatrzyłem się na niebo- Wystarczy mieć serce dziecka.
      Przeszliśmy kolejne kroki w totalnej ciszy.
-Poznałam cię trochę...- spuściłam głowę- Obejrzałam wczoraj...
-Mam nadzieję, że zaufanych źródeł.- przerwałem jej
     Jeśli chodzi o taki temat, teraz, kiedy w internecie jest tyle plotek, lepiej go nie poruszać...
-Mówię tutaj głównie o muzce, ale...
     Była zagubiona w tym co mówi. Znów czułem, że nie chce mnie w jakikolwiek sposób urazić.
-Przykro mi...- w końcu to z siebie wydusiła
-Nie ma powodu...- poczułem, jakbym zaprzeczał sam sobie- Przetrwam to, wygram i wszystko wróci do normy.
-Nie wątpię, ale wiem, że to boli...- położyła swoją rękę na moim ramieniu
     Przystanąłem na chwilę, czując jak napływa na mnie fala złości, pomieszanej z ogromnym żalem, który ostatnio mnie dosłownie rozrywa od środka.
-Mówisz, jakbym tego nie wiedział...- zrobiłem krok do przodu, zostawiając ją za plecami- Za każdym razem, gdy słyszę idiotyczne ,,współczuję'' mam poprostu ochotę...
     Westchnąłem głęboko. Spuściłem głowę i odwróciłem się spowrotem w stronę dziewczyny. Spod włosów, widziałem lekkie przerażenie w jej oczach.
-Przepraszam... Nie chce wyładowywać na tobie swoich uczuć.- moje emocje znacznie opadły- Zachowajmy pewien dystans...
    Podeszła bliżej mnie. Znów ruszyliśmy powolnym krokiem.
-Zgoda. Nie martw się. Może nie przeżyłam tego co ty, ale wiem co to strata... i z tym wiążące się emocje.
-Poważnie?
-Gdy straciłam rodziców obwiniałam cały świat, wszystkie osoby dookoła mnie. Wyżywałam się na wszystkim, co byłam w stanie dotknąć.- odwróciła głowę w moją stronę
-Opowiesz jak to się stało?- również spojrzałem jej prosto w oczy
-Nie chcę ci się żalić, z prywatnych problemów. Powiedzmy, że to wszystko przez wypadek samochodowy. Najpierw zmarł mój ojciec i kilka miesięcy później matka.- wyraźnie nie chciała o tym rozmawiać
-Nie porównywałbym tych historii- skarciłem ją- Nie mają ze sobą zbyt wiele wspólnego...
-Masz rację, ale obydwie niosą za sobą stratę i... w szczególności żal. Do kogoś. Prawda?
     Chwilę pomyślałem nad jej pytaniem. ,,Do kogoś'', a ja już mam w głowie to nazwisko... Nazwisko tych ludzi, którym tak wiele poświęciłem, a im to nie wystarczało. Którzy mnie poprostu wykorzystali...
-Michael?- chyba za długo wpatrywałem się bezsensowne w ścieżkę
-Tak?- szybko wyrwałem się z przemyśleń
-Powiedziałeś, że coś zaśpiewasz...
     Po tej rozmowie, nie miałem na to większej ochoty, ale muzyka zawsze była moją ucieczką. Od kiedy tylko pamiętam... Było źle, wystarczyła jedna nuta i wszystko powoli wracało do normy, tylko wtedy to był zły nastrój... Teraz mogę stracić wszystko, na co tak bardzo się starałem.
-To wracamy...- uśmiechnąłem się lekko
    Zawróciłem kroki, w kierunku domu. Weszliśmy przez szklane drzwi i od razu poszliśmy do studia. Poczułem, jak powoli wraca mi energia.
-To jaki plan koncertu?- spojrzałem na nią pytającym wzrokiem
-To może, na dobry początek Bad?
     Ucieszyłem się, że jej wybór padł na to. Wszedłem zaraz za szybę, założyłem słuchawki i odśpiewałem to co miałem. Zaraz dostałem listę wszystkiego co chce usłyszeć. Poczułem magię tych utworów. Brakowało mi muzyki. Już długo nie śpiewałem i nie tańczyłem, a to przecież jest częścią mnie. Zakładam, że gdyby nie ona, nie zabrałbym się za to.
-Koniec...- powiedziałem nieco ochrypłym głosem
    Zaśmiała się słysząc mój ton.
-Chodź, napijesz się czegoś.
     Przeszliśmy do salonu. Zachaczyłem jeszcze o kuchnie, nalewając nam soku. Wróciłem spowrotem do Rachael.
-Kiedy wracasz do pracy?- wziąłem do ręki moja szklankę
-Pojutrze... Potem znów idź do pracy,  a czas nieokreślony...- zaczęła przyglądać się swoim pazniokciom
-Masz w ogóle czas dla siebie?
-Trochę, wieczorami... ale wtedy i tak już nic nie mogę zrobić.- wyglądała na zmęczoną
-Tylko nie chodź o północy, po ulicy...- zaśmiałem się cicho, na co ona odpowiedziała również uśmiechem
-Dziękuję ci za pomoc, wtedy... Nie wiem co by się stało, gdyby nie ty. I dzisiaj też.
-Nie ma sprawy.- dokończyłem swój napój
                                 ***

     To jest takie dziwne i niezrozumiałe dla mnie. Czuję powiązanie z osobą, z którą nie mam praktycznie nic wspólnego. Nie umiem tego określić, ale miałam wrażenie, że jestem w stanie zrozumieć to co czuje, chociaż w połowie. Chociaż ten żal do kogoś, kto zniszczył ci świat...
    O dziwo, atmosfera się rozluźniła. Przeszliśmy w normalną rozmowę. Nie wiem jakim cudem poprostu... straciłam poczucie czasu.  Miło się z nim rozmawiało, gdy nie był spięty. Gdy spojrzałam na zegar, od razu zerwałam się z siedzenia.
-Jest już strasznie późno... Muszę iść.- było coś około dwudziestej drugiej
-Dasz sobie radę, czy cie odwieźć? Obstawiam, że autobusy już nie jeżdżą...- i miał rację
-Była bym wdzięczna za podwózkę...
     Nie chętnie prosiłam go o pomoc, ale co miałam zrobić? Boje się iść na piechotę, poza tym to spory kawałek drogi. Michael zniknął za ścianą i zaraz przyszedł ze swoim kierowcą.
-Idziemy?- zapytałam kierując się już do drzwi
     Poszłam za nim. Przy drzwiach, czekał już z moim płaszczem w ręce. Pomógł mi go założyć, po czym poszliśmy do auta. Droga minęła szybko, w całkowitej ciszy. Auto zatrzymało się na parkingu, spory kawałek od budynku. Nie miałam pojęcia dlaczego droga jest zablokowana... Chwyciłam niepewnie za klamkę. Byłam pelna strachu. Po ostatniej sytuacji bałam się trochę chodzić już sama.
-Wszystkow porządku? Mam iść z tobą? - zapytał z troską w głosie
-Jeśli możesz...
-Poczekasz kilka minut?- zwrocił się do swojego kierowcy- Odprowadzę ją i wracam.
     Ten przytaknął mu. Michael wysiadł i szybko przeszliśmy przez ulicę. Trzymałam się mocno jego ręki, jakbym bała się, że zaraz mnie zostawi.
-Nie denerwuj się...- spojrzał na mnie- Wiesz, że ze mną nic ci nie grozi.
     Uśmiechnęłam się, poluźniając trochę uścisk.
-Z tobą, ale jak by było bez ciebie?
-Nie jesteś sama. Przecież cię nie zostawię. Chyba nie myślisz, że pozwolę, żeby ktoś cię skrzywidził, co?-poczułam przyjemne ciepło
    Doszliśmy do budynku. Schodami ruszyliśmy na piętro, gdzie było moje mieszkanie. Odkluczyłam drzwi i otworzyłam szeroko.
-Chcesz czegoś?- zapytałam,  zdejmując swój płaszcz
-Nie, zaraz i tak wychodzę.- zaczął rozglądać się po mieszkaniu
     Zawiesił wzrok na oknie, z widokiem na ogromne, rozświetlone już miasto.
-Piękny widok...- stanęłam obok niego
-Niesamowite.- jeździł wzrokiem po krajobrazie
-Michael...- zaczęłam po chwili ciszy- Dziękuję, że mnie odprowadziłeś
-Nic wielkiego.- uśmiechnął się, po czym wrócił spoglądania przez szybę
    Staliśmy chwilę w ciszy, przyglądając się widokowi. Po chwili odszedł od okna i wrócił do drzwi.
-Do zobaczenia... Juz niedługo.- zarzucił na siebie swój płaszcz i wyszedł
     Zakluczyłam drzwi i pozostałam sama z bałaganem w głowie, pośród tych cztetech ścian.
_________________________________________
:D ?

~Dreamer

sobota, 7 stycznia 2017

Rozdział 8 ,,Jeżeli mamy współpracować...''

Witom!
   Otóż opuściła mnie magia świąt :/ Nie mogłam znieść, pisania tego. Wyszło okropnie, ale mam nadzieję, że jakoś się klei. Ogólnie to starsznie już... Popularny temat. Drugi raz Michael ratuje sytuacje xD Chciałam to zmienić, ale poważnie nie mam siły, pomysłu i rozdział by skróciło o połowę. Jednej nocy pisałam jak natchniona, to musiałam zasnąć i wszystko szlak trafił. Bywa:
_______________________________________

   Widząc, że dzwoni do mnie ,,Numer zastrzeżony",  zastanawiałam się: Po co? Dlaczego? Jak? Gdzie? Kiedy? Kto?- czyli prościej CO?! Starała się połączyć fakty. Pierwsza faza snu zupełnie mnie otępiła. Przystawiłam urządzenie do ucha. Zaraz... Najpierw muszę odebrać...
-Halo?- ziewnęłam i zaczęłam przecierać oczy
-Rachael? To ja... Michael...
-Michael...- powtórzyłam- Michael! Skąd ty masz mój numer?
    Rozbudziłam się, jakbym wypiła z trzy kawy.
-Mam swoje sposoby...-powiedział prawie niesłyszalnie- Przejdźmy do sedna. Zgadzam się na twoją propozycję, tylko proszę. Nie chcę, żeby ktokolwiek z twoich znajomych o tym wiedział. Co najważniejsze, uważaj, gdy do mnie jeździsz. Nie chcę, abyś miała przeze mnie kłopoty, a mi to by nie wyszło na dobre.- jego kazanie nie miało końca- I jeszcze...
-Uspokój się...- przerwałam mu- Nie jestem dzieckiem. Wiem jak się zachować, wiem kim jesteś dla świata.
-Wybacz, ale chyba mnie rozumiesz. Mam już dość problemów...
-Rozumiem i właśnie dlatego ci to zaproponowałam. Pomoc, żeby chociaż trochę tego z ciebie ściągnąć.
-Dziękuję cie bardzo, nie zdajesz sobie sprawy jak mi to pomoże.- był bardzo podekscytowany
-Do usług...- uśmiechnęłam się lekko
-Chcę cie widzieć jutro o piętnastej.
-W takiej sytuacji, przyjadę od razu po pracy.- zerknęłam na kartkę, wiszącą na lodówce
-Jesteś pewna, że to nie zbyt duży kłopot?
-Nie, wręcz miłe doświadczenie... mieć cały zajęty dzień. Zawsze do pracy, a po niej co? W sumie nic...
-Tak, więc do zobaczenia jutro.- odpowiedziałam mu ciche ,,do zobaczenia" i zakończyłam rozmowę
    Stałam chwilę jak słup soli, myśląc o tym co usłyszałam przed chwilą. Nadal nie mogę uwierzyć, że w tym momencie zaczęła się moja znajomość z samym Michaelem Jacksonem. Niewiarygodne, zwykła dziewczyna z Chicago, będzie pracować z taką gwiazdą. Myślałam, że wybuchnę z szczęścia. Teoretycznie, jest tylko kolejną osobą na mojej drodze. Zwykły człowiek. Co więc mnie tak do niego ciągnie? Zainteresowanie. Bardzo duże zainteresowanie jego postacią. Legendy zna każdy, lecz nie każdy ma możliwość bycia jej częścią. Naprawdę nie umiem określić dlaczego tak nagle zaczęło mnie ciągnąć w jego strony. W stronę muzyki i jego świata. No cóż... Wzięłam długopis do ręki i szybko napisałam o jutrzejszym spotkaniu, żeby tylko nie zapomnieć...
     Wieczór zapowiadał się nieprzyjemny. Chmury nachodziły bardzo szybko, co powodował silny wiatr. Umyłam się i przebrałam w ulubioną granatową piżamę. Był wczesny wieczór, jednak ja chciałam się już położyć. Zaparzyłam sobie herbatę i poszłam z nią do pokoju. Działo się we mnie coś dziwnego. Nawet nie pamiętam czy dopiłam napój, bo ledwo usiadłam na łóżku... już oglądałam powieki od dołu.
———————————————————
      Gdy usłyszałam dźwięk budzika, otwarłam zaspane oczy. Przez zamazany obraz, dotarłam ręką do źródła hałasu, wyłączając go. Leżałam tak przez chwilę, tuląc się do kołdry. Chciałam znów zasnąć i do tego zmierzałam... Praca! Zerwałam się na równe nogi i pobiegłam do łazienki. Przyglądałam się mojemu odbiciu w lustrze przez jakieś dziesięć minut... Dlaczego znów mi się to śniło... Mam dość. Zawsze, gdy mam świetny humor, coś musi to spaprać... Wspomnienia. Największe przekleństwo ludzkości. Było, minęło. Tyle w temacie. Nie będę tego rozdrapywać. Odeszłam od lustra i zaczęłam szukać jakiegoś ubrania. Wybór padł na prostą, czarną sukienkę. Szybko się w nią przebrałam i zajęłam się sprawami w salonie i kuchni. Gdy wyszłam z sypialni, spojrzałam na zegar, ponad kominkiem. Została mi godzina do wyjścia. Teraz spojrzałam na karteczkę na lodówce. Michael! Właśnie... Muszę się wyrobić dzisiaj z robotą... Spakowałam szybko wszystko co potrzebne w moją torbę. Zapowiadała się długa wizyta i dużo pracy. Chyba oszaleję. Kiedy ja ostatni raz byłam w kinie? Dobrze, że to ostatni dzień. Potem dwa dni wolnego... a wiadomo, że historia lubi zataczać koło...
    Zebrałam się szybko i wyszłam. Podążałam chodnikiem, na najbliższy przystanek. Myślałam i to był mój błąd. ,,Będę znów szczęśliwa''?  Tyle minęło... Zapomniałam o tej rozmowie, podczas wizyty w szpitalu. Nasuwa się pytanie: Czy kiedykolwiek byłam nieszczęśliwa? Do tego stopnia? Cały smutek zostawiłam za sobą. Zaczęłam jakby od nowa. Czego chcieć więcej? Podeszłam do przystanku, akurat, gdy podjechał mój kurs. Wsiadzłam i zajęłam pierwsze wolne miejsce. Droga minęła szybko i po chwili znalazłam się w biurze.
-Pani Morgan?- zatrzymała mnie jakaś kobieta- Szef chce się koniecznie z panią widzieć. Natychmiast.
-Coś się stało?- trochę się przestraszyłam
-Nic mi nie wiadomo, proszę iść.
     Zrobiłam jak mi kazała. Poszłam pod drzwi i z ręką na sercu je otowrzyłam.
-Chciał się szef ze mną widzieć?
-Tak, to bardzo poważna sprawa...
     Przełknęłam ślinę. Postawiłam pierwsze kroki w gabinecie. Poważna mina tego człowieka, po chwili zmieniła się w szeroki uśmiech.
-Jestem naprawdę zadowolony... i dumny...- zaskoczyło mnie to- Przed chwilą dzownił Michael Jackson i powiedział, że chce, abyś komentowała jego rozprawę.
    Zadbał o wszystko... Nie wierzę. Uśmiechnęłam się w odpowiedzi.
-Naprawdę cieszę się, że wyraził zgodę.
-Ja również. To przyniesie duże zyski... Tylko tyle, chciałem ci to powiedzieć i jeszcze podziękować.- uścisnął mi dłoń i odprowadził do drzwi
    Wyszłam z mnóstwem energii i poszłam przeciwnym korytarzem.
-To za co się dzisiaj zabieramy?- wpadłam do pokoju i spojrzałam pytająco na Matta
-Cześć.- odpowiedział zdziwiony- Tam masz kartkę.
     Wskazał na papier, przyklejony do monitora. Podeszłam i odklejiłam ją od urządzenia. Nic, co by mnie nie zdziwiło. Takie przynieś, zanieś, pozamiataj... Jak zawsze. Ale praca to praca. Wzięłam się za wszystko po kolei. Szybkość z jaką to robiłam, sprawiła, że wyrobiłam się godzinę przed końcem pracy. Dopiero, gdy na chwilę usiadłam, poczułam ból w nogach, rękach, głowie... Położyłam głowę na biurku. Czułam, jakby zaraz miało mi wysadzić czaszkę.
-Wszystko w porządku?- Matt pochylił się nade mną
-Nie, boli mnie głowa...
-To weź jakieś leki.
     Wstałam z krzesła i wziełam swoją torebkę.
-Pozwolisz, że wyjdę do apteki?- zapytałam, zbliżając się do drzwi
-Jasne, zaraz i tak kończysz pracę.- uśmiechnął się- Możesz już iść do domu.
    Podziękowałam mu i chwyciłam za klamkę. Wyszłam z budynku i powolnym krokiem udałam się do najbliższej apteki. Powoli już nie znosiłam tego bólu... Liczyłam, że może świeże powietrze trochę mi pomoże, ale od tego jeszcze bardziej kręciło mi się w głowie. Myślałam, że zaraz zemndleję. Usiadłam na pierwszej ławce, jaką zobaczyłam... Do głowy docierały pojedyncze dźwięki, zaniepokojonych ludzi. Potem przedemną pojawiła się czarna postać, która powoli zlewała się z otoczeniem... Dalej to już była czarna plama.
                                ***
     
                                 
       Niespodzianka czy troska? Chyba bardziej troska... W takiej sytuacji o co? Myślę, że o tą całą tajemnicę. Nie chciałem aby się cokolwiek wydało, bo zaraz wyolbrzymiono by tę sprawę. Chciałem, aby mnie z Rachael łączyła tylko współpraca. Nie mam zamiaru nawiązywać bliższych znajomości. Mam dość fałszywych ludzi. Pomimo tego, jednak nie chciałem jej zbyt szybko tracić. Bałem się, aby nie pogorszyła mojej sytuacji i niezaprzepaściła swojej, więc wolałem po nią wyjechać, poza tym- jedna malutka uwaga. Ona sama do końca nie wie, gdzie ja mieszkam. Raz jechaliśmy do Neverlandu nocą, drugi raz kazałem ją odwieźć szoferowi. Nie miała okazji poznać tej okolicy. A gdyby nagle zamówiła taksówkę pod Neverland Valley Ranch- czy to nie było by podejrzane?
     Stałem dosłownie chwilę pod jej biurem. Po chwili wyszła, powolnym krokiem, cały czas trzymając się za głowę. Bałem się, że coś jej jest. Gdy przysiadła na ławce, bylem w stu procentach pewny, że coś nie gra. Przystanęło obok niej kilka, ludzi pytając co się stało, jednak żaden nie dostał odpowiedzi. Przyklęknąłem na jedno kolano przed nią. Zobaczyłam jak zamyka oczy, tracąc panowanie nad sobą. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do małego samochodu, unikając jakichkolwiek zbędnych gapiów.
-Rachael...- ułożyłem ją na siedzeniu i próbowałem wybudzić
     Powoli otwarła oczy.
-Jedziemy do szpitala?- zapytał mój kierowca
-Tak, je...
-Nie!- dziewczyna podniosła się na łokciach- Już wszystko w porządku...
-Zemdlałaś. Nie jest w porządku.
-To przez głowę... Zaraz mi eksploduje...
-Jednak wolałbym, zeby to sprawdzono. Przez ból głowy się nie mdleje, to nie jest normalne.
-Daj spokój...- próbowała mnie od tego odciągnąć
-Na pewno?- próbowałem wyjść na swoje
-Tak. Skończyłam pracę. Miałam iść po coś do apetki, ale zakręciło mi się w glowie. Już jest dobrze i możemy jechać pracować.- uśmiechnęła się
     Uległem jej. Nie o to mi chodziło, aby teraz się z nią kłócić. Kazałem jechać do Neverlandu.
-Co ty tu w ogóle robisz? Znów się pojawiasz w momencie idealnym do ratowania z opresji, mój ty wybawco...
   Obydwoje się na to zaśmialiśmy, a ja zobaczyłem w lusterku podejrzaną minę kierującego.
-Nie chciałem, żebyśmy mieli kłopoty, poza tym dobrze przeglądaj się okolicy. Ledwo ją znasz... Nie wiesz jak dojechać do mojego domu, a taksówki tu nie poprosisz, bo wyda się to podejrzane.
   Spojrzała na mnie i pokiwała znacząco głową. To chyba oznaczało ,,Masz rację.''
-Jedź już, a ty Rachael, przeglądaj się okolicy.
     Trasa minęła całkiem szybko. Siedziałem wpatrzony w okno. Rachael także. Czułem się nieco niezręcznie w tej sytuacji. Po chwili jednak byliśmy już na miejscu. Wysiadłem i zaprowadziłem ją pod drzwi. Weszliśmy, powiesiłem jej kurtkę na wieszaku i zaprosiłem do większego pokoju.
-Pijesz coś?- zapytałem, gdy ona wchodziła do salonu
-Nie, dziękuję.- odpowiedziała
-Na pewno? Zakładam, że od rana niczego nie jadłaś, czy piłaś...
     Weszła do kuchni i rozejrzała się.
-Dobrze, zdaje się na twoją wenę twórczą, artysto...
-Czyli woda i chleb?- uśmiechnałem się delikatnie
-Wymyśl coś... Wymyśl coś tak dobrego jak Billie Jean...- wróciła spowrotem do salonu
     Moje myśli sięgnęły Motown... Pierwszy Moonwalk... Pierwszy taniec do Billie Jean i w ogóle pierwsze publiczne jej zaśpiewanie. Schodziłem wspomnieniami, jak po schodach, aż w końcu... i tutaj się zatrzymajmy.
     Zaparzyłem nam przeciętnie kawy i wróciłem z dwoma kubkami do salonu. Usiadłem obok niej, zapatrzoną w kartkę i długopis.
-Dziękuję...- nie oderwała wzroku od papieru- Powiedz, jakie argumenty padły w twojej obronie, podczas ostatniej rozprawy?
     Zdziwiło mnie to pytanie. Nie myślałem o czymś takim...
-Co to ma do rzeczy?
-Zaufaj mi, wiem co zrobić, żeby ludzie w to uwierzyli, bez jakichkolwiem i zawahań...
     Odpowiedziałem na każde jej następne pytanie, popijając w przerwach zaparzonym napojem. Wszystko co mówiłem zapisywała na papierze. Gdy wyszedłem z pokoju i po pięciu minutach wróciłem, kartka była tak podkreślona, że nie wiedziałem od której strony ona to czyta. Dopisywała pojedyncze słowa, które w żaden sposób nie odbiegały od mojej wersji. Po chwili odeszła od niskiego stolika i podała mi zapisany tekst.
-Proszę, sprawdź czy ci pasuje...- wzięła kawę i usiadła obok mnie
-Sprawdziłbym, gdybym wiedział od której strony mam to zacząć czytać...
    Spojrzała na mnie kątem oka, z nosem w kubku.
-Dobrze, dobrze!- zacząłem się bronić- Tylko nie bij...
    Dam głowę, że się uśmiechnęła. Wróciła wzrokiem na kominek. Przeczytałem wszystko z pięć razy. Nie było to długie, jednak wspaniale manipulowało. Machnała tym długopisem, jakby malowała obraz.
-Skąd ty umiesz tak manipulować ludźmi?
-Wieeesz...- przeciągnęła samogłoskę- Nie pracuję długo w tej branży, ale czyta się to i owo... Moja praca to w większości przepisywanie tekstów na komputer, więc... znam wszystko na pamięć.
     Skierowałem wzrok spowrotem na literki. To wszystko było tak skonstruowane, że... mniejsza. Najważniejsze, że są to moje słowa. Sama prawda. W to ludzie mogą wierzyć. Po raz pierwszy, w tych kolorowych gazetach, będą prawdziwe informacje.
-To wszystko?- nie wiedziałem jak się zachować
    Spojrzałem na zegar. Od jej przyjścia minęła godzina. Nie miałem pojęcia co teraz zrobić. Powstała niezręczna sytuacja.
-Na to wygląda...- zaczęła rozglądać się za swoją torebką
-Opowiesz mi jeszcze raz...- zatrzymałem ją jakoś- ...wszystko o sobie? Ostatnio byliśmy chyba trochę zbyt zmęczeni, na rozsądną rozmowę.
-Czyli co?- skupiła się na mnie
-Nooo... Jeżeli mamy współpracować i naciskam na słowo ,,współpracować". Chciałbym rozwiać wszelkie wątpliwości...- wstałem i krążyłem po pokoju - Nasza znajomość opiera się tylko i wyłącznie na współpracy. Chyba rozumiesz... nie, że chcę cię wykorzystać, tylko...
-Michael...- wskazała siedzenie obok siebie- Wiem o tym. Niczego od ciebie nie rządam. Jestem tu tylko po to, żeby popracować, czasem pogadać. Tyle.
    Ucieszyłem się na jej słowa. Zaraz zająłem miejsce obok dziewczyny. Mało kto mnie rozumie, jej się jakoś udało.
-To na czym stanęło?
-Czy możemy się w ogóle jakoś poznać. Ty o mnie możesz dużo wiedzieć, ja o tobie niebardzo.
-Właśnie jest jeden problem...- spojrzała na stolik, naprzeciwko nas- Wiem o tobie tyle, co ty o mnie.
   Uśmiechnęła się niepewnie, jakby nie wiedziała, czy to odpowiednia sytuacja. Trochę mnie zdziwiło, że ona o mnie praktycznie nic nie wie... No co jak co, ale o mnie? Szczególnie teraz, gdy wszędzie mnie pełno.
-... a z muzyki?
-Średnio.- wyraźnie się zawstydziła
     Poderwałem się z siedzenia i kazałem iść za sobą. Zaprowadziłem ją, do mojego domowego studia. Usiedliśmy na krzesłach i dałem jej słuchawki.
-Posłuchaj tego. Na pewno je znasz...
     Zmieniałem co chwilę muzykę, pytając, czy zna ten kawałek. Na każde pytanie, kiwała znacząco głową. Uśmiechała się, kołysząc w rytm piosenek, które słyszałem w drugich słuchawkach. Cieszy mnie to, gdy innym podoba się to co robię. To wspaniałe uczucie, gdy ktoś cię docenia. Obserwowałem jej zachowanie. Coraz bardziej poddawała się magii melodii. Po chwili jednak zdjęła z siebie sprzęt.
-Magiczne, niesamowite, perfekcyjne...- spóściłem wzrok- Znam wszystko... Nawet nie wiedziałam, że to twoje.
-Czy perfekcyjne to nie wiem...- przewróciła oczami
-Tak, perdekcyjne i nigdy nie podważaj mojego zdania.
     Uśmiechnąłem się lekko. Każdy wie, że z natury jestem perfekcjonistą i nie wszystko w moich oczach jest idealne.
-Mogę ci zdać pytanie?- wydawała się trochę niepewna
-Jasne...nie
-Kiedy byłam u ciebie pierwszy raz i wiesz... dostałeś odemnie drzwiami... Co ty tam robiłeś?
    Nie spodziewałem się tego. Mierzyła mnie wzrokiem, a ja nie chciałem pokazać,, że jest to coś czego się teraz wstydzę i w ogóle nie powinienem robić. Starałem nie uciekać wzrokiem na boki.
-Szczerze, trochę się wystraszyłem, gdy długo nie wracałaś...
    Jej wzrok, mówił, że zaraz mnie zabije. Po chwili jednak zaczęła się śmiać... i żebym ja wiedział dlaczego.
-Spokojnie, nic się nie stało. Nie zabiję cię za to. Rozmawiałam tylko z moim bratem...
-Zakładam, że o tym gdzie teraz jesteś i z kim rozmawiasz.
-W pewnym sensie- spuścił wzrok- Myślałam, że go zabiję...
-Czemu?
-Bo dzownił w takim momencie...
-Mówiłaś, że jak on ma na imię?
-Scott. Jest dwa lata starszy odemnie.
-Czyli ma?- nieodpuszczałem
-37 lat...
    Chyba się zdziwiała, że ją o to wypytywałem. Postanowiłem zakończyć ten temat.
-Wrócimy do salonu? To chyba nie najlepsze miejsce, do rozmowy...
-Rozmowy? Chciałam cię właśnie zmusić, żebyś wskoczył za szybę.
-Co? Chyba nie myślisz, że w tym momencie mam w głowie śpiewanie...
-Dobrze panie Jackson, ale wisisz mi prywatny koncert...
    Chyba jakoś chciała wybrnąć żartem z tej niezręcznej sytuacji. Poważnie, teraz mam w głowie tylko jedną rzecz. Muzyka jest częścią mnie, ale najpierw muszę się zająć sprawami bardziej osobistymi. Jestem zmęczony, zbyt zmęczony na to. Przywróciłem oczami, jednak przytaknąłem jej.
-Dobrze, ja się zbieram...
     Odprowadziłem ją do salonu. Wzięła swoją torebkę i udała się do drzwi.
-Mogę przyjść jutro? Mam wolne, a ty mi coś obiecałeś...
-Baaaardzo zabawne... Nic nie obiecywałem, ale zgoda, przyjdź jutro. Mogę coś z siebie wydusić.
     Do niej chyba nie dotarła aluzja, że naprawdę mi się nie chce. No trudno... zanucę jakiś tekst i wszyscy będą szczęśliwi. Pożegnałem ją i zamknąłem drzwi.
_________________________________________
Nareszcie koniec...

~Dreamer