sobota, 26 listopada 2016

Rozdział 3 ,,Michael jest niewinny!"

Hej wszystkim!
    Dzisiaj dowiecie się czegoś o bohaterce xD W końcu przydałoby się bliżej poznać Rachael... Oczywiście sama nie mam zamiaru tego komentować, wyszło jak wyszło. Nie wiem co mi sie dzieje, ale jakos nie mam pomysłu. Uważam, że po tym akcja sie juz będzie mogła kręcić.
_________________________________________

-Rachael, no chodź. Spóźnimy się. Chcesz wylecieć w pierwszych dniach pracy?- Van ciągle szarpała mnie za ramię
-Nie chcę, ale wiem jedno. Posłucham tego do końca.
     Wciąż przyglądałam się temu facetowi. Był dobry w tym co robił. Rzadko kiedy widać taka pasję i miłość. To niezwykłe. Teraz... czas wielu problemów, ale on się nie boi. Podziwiam takich ludzi i...
-Posłuchamy tego w biurze. Ruszaj cztery litery...- w końcu jej uległam
-Przesadzasz...
-Jutro się możesz zapytać, czy ci pośpiewa, dziś masz dużo pracy. My mamy dużo pracy.
     Szłam grzecznie za nią. Miałam tylko nadzieję, że szef się nie dowie. Powoli szłyśmy przez korytarz, z głęboką wiarą, że nikt nas nie zauważy. Przeszłyśmy drogę i powoli otworzyłyśmy drzwi.
-A panie gdzie się podziewały?- usłyszałam głos Matta
-Na kawie, proszę pana...- odpowiedziała Vanessa równie zabawnym tonem
-Żeby mi to było ostatni raz.- wręczył jej plik kartek- Wiesz co masz z tym zrobić...
-A ja?- zapytałam nieśmiało
-A ty... zanieś te kartki do drukarni.- wskazał palcem stolik, gdzie były druki
      Wzięłam je i poszłam do wskazanego miejsca.
-Hej...- spojrzałam na chłopaka przy ksero- Przyniosłam jakieś druki.
-Odłóż je... gdzieś.- powiedział miłym tonem
     Podniósł głowę i się uśmiechnął na co odpowiedziałam podobnie.
     Był to wysoki, niebieskooki brunet o miłym, radosnym spojrzeniu.
-Zack.- uścisnął mi rękę- A ty musisz być Rachael...
-Skąd wiesz?
-Każdy już wie.- był nieco tajemniczy
-Dlaczego?
-Ludzie gadają...- poczułam jakby chciał mi czymś dogryźć, ale poza tym był bardzo miły
-Niech się zajmą sobą.- chciałam rozluźnić jakoś atmosferę
-Popieram... a teraz pozwól, że wrócę do pracy.
     Pożegnałam się z nim i wyszłam z pokoju. Co on miał na myśli mówiąc  ,,ludzie gadają...''?  Czy to ma związek z moim ostatnim zleceniem? Jak chcą, to mogą iść za mnie. Ja się ucieszę, jak najbardziej.
-Co teraz?- zapytałam stając w drzwiach
-A teraz to wszystko ma być na komputerze...
      Serio? Czy cała moja praca będzie polegała naprzepisywaniu artykułów do komputera? Te papiery można by złożyć w grubą książkę, a nie gazetę...
      Z ogromną niechęcią włączyłam komputer i zaczęłam przepisywać słowa. W międzyczasie przypomniałam sobie, jak to obiecałam, że zaproszę te dwójkę do siebie. Do mojego mieszkania. Dzisiaj mam wolny wieczór, może oni też?
-Pamiętacie, jak powiedziałam, że możecie do mnie wpaść kiedy chcecie?
-Yhm...- wymamrotali coś oboje
-Więc zapraszam was dzisiaj do mnie. Macie czas?
       Spojrzeli na siebie i przytaknęli na moją propozycję.
-------------------------------------------------------------
-Jedziemy taksówką czyyy...- zauważyłam jak Matthew wyjmuje kluczyki z kieszeni- No dobra, prowadź.
     Wsiedliśmy do nie wielkiego, ciemno-zielonego samochodu. Ja z przodu, Matt za kierownicą, a Van na tylnim siedzeniu. Kierowałam go z tego co pamiętałam. Zawsze kazałam taksówkarzowi się zawieźć pod dom, albo jechałam autobusem. Jakbym się nie poruszała, zawsze wpatruję się w niebo, a raczej chmury, wypatrując ciekawych kształtów i jak to na mnie przystało- główie marząc.
-Skręć w prawo...- wskazałam palcem wybraną ulicę- Zaraz będziemy.
-A jest tam gdzieś parking?- dobiegł głos z tyłu
-Jest, na pewno jest.
     Przejechaliśmy jeszcze kawałek i dotarliśmy pod mój dom. Chłopak zaparkował samochód i razem- we trójkę- udaliśmy się na górę.
-Zapraszam...- odkluczyłam i otwarłam szeroko drzwi
    Moi goście weszli i zaczęli rozglądać się po mieszkaniu.
-Coś do picia?- zapytałam kierując się w stronę kuchni
-Dwie herbaty...
-Już się robi.
    Z salonu dobiegały jakieś szepty co chwilę. Mam nadzieję, że im się u mnie podoba.
    Po chwili wrociłam już do nich z trzema kubkami.
-Podoba się wam u mnie?- położyłam je na stoliku i podeszłam do nich
    Stali przy kominku i przyglądali się zdjęciom. Patrzyli na moje zdjęcie z młodości, z rodziną i na zdjęcie moje z jakimś mężczyzną- moim bratem.
-To mój brat. Scott.- wskazałam palcem osobę na zdjęciu-I obok niego oczywiście ja.
-On został w Chicago?- zapytała Van
-Tak. Mówiłam, żeby jechał ze mną, ale nie chciał. Woli zostać tam. Ma tam swojego przyjaciela, więc nie mieszka też sam.
-Ale macie kontakt?
-Pewnie.
     Odłożyli zdjęcie i wzięli się za drugie.
-To nasza cała rodzina, dawno temu. Mama, tata, ja...- wskazywałam kolejne osoby- Scott i ciotka.
-Mieszkaliście wszyscy razem?
-Tak... To może już się napijemy, co?- prawie siłą wyrwałam jej fotografie z ręki
      To było bardzo niegrzeczne, ale nie chciałam, żeby zadawała pytania na temat rodziny. To trudne... Po śmierci rodziców została z nami tylko ciotka. Ona nas wychowywała. Potem sama wyjechała. Zostaliśmy my dwoje i... wciąż płacze, gdy to wspominam. Dlaczego? Bo pamiętam wszystkie najmilsze chwile które przeplatają się z tymi wszystkimi troskami. Jednak nic nie wymarze z mojej pamięci każdej minuty spędzonej razem. Dlatego też jesteśmy z bratem tak blisko. Mamy tylko siebie.
-A wlasnie, masz śliczne mieszkanie.- Matt szybko zmienił temat i chwała mu za to
-Oprowadzić was?
    Wstaliśmy i we trójkę poszliśmy zwiedzać moje mieszkanie. Napierw łazienka, kuchnia, a raczej zabudowa kuchenna i mój pokój z pięknym widokiem na miasto.
-Przyznaj się, ile godzin spędzasz przy tym oknie?
-Bardzo dużo...
      Wróciliśmy do salonu i herbat, które były już zimne...
-Gotowa na jutro?- Matt dziwnie się uśmiechnął
-Czy jest coś o czym ja nie wiem? Znacie, może Zacka? Tego na drukarni.
     Oboje zaprzeczyli.
-W każdym razie... Powiedział, że mnie już zna, bo ,,ludzie gadają".  Wiecie coś o tym?
-Nieee...- to przedłużenie samogłski wyraźnie mi zasugerowało, że jednak coś wiedzą
-Chce wiedzieć. Chyba mogę, prawda? To mnie dotyczy.

-No dobra... - Vannessa odłożyła kubek na stolik- W sumie to nic złego. Poprostu już wszyscy wiedza o twoim zleceniu... Trochę z tego żartują. Każdy uważa, że jesteś trochę za młoda, pod względem czasu pracy na takie coś.
-Nie przejmuj się.- wtrącił Matt- To chyba nic aż tak złego.
-Jasne, że nie. Myślałam, że to jeszcze coś gorszego.
       Rozmowa się dłużyła, aż nagle wybiła 20 godzina.
-Matt... zbieramy się. Już późno.
      Vanessa z Mattem wstali i poszli założyć swoje kurtki.
-I pamiętaj Rachael...- zwróciła się do mnie- Jutro, zero stresu, tak? Gotowa?
-Gotowa!- powiedziałam próbując wydusić chociaż odrobinę entuzjazmu
-Wszystko opowiesz jutro po południu...
      Drzwi się zamknęły i zostałam z samą sobą. Zaczęłam bez celu chodzić po pokoju. Wzięłam kartki z pytaniami, z pułki i zaczęłam... ćwiczyć?
-A więc panie Jackson... Jak pan skomentuje sprawę?- używałam coraz to śmieszniejszych tonów głosu- Tak wiele ludzi stoi na zewnątrz, co pan czuje?
    Kolejne pytania były jeszcze bardziej bezsensowne i bezpośrednie niż ostatnie. Czułam się dziwnie zadając to, a co dopiero gdybym miała na nie opowiedzieć.
    Pobiegłam do pokoju i zaczęłam wykreślać i zapisywać inne wyrazy na kartce.
-Szef mnie zabije, ale co tam. Jak mam z nim przeprowadzić wywiad to chociaż z sercem, a nie z egoistyczną myślą o własnej karierze... jak to prawie wszyscy robią.
    Muszę przyznać, że jednak interesuje mnie jego postać. Naprawdę nie mogę uwierzyć, że ma w sobie aż tyle siły, żeby walczyć już tak długo o swoją niewinność. Podziwiam takich ludzi. Właśnie-ludzi. Szkoda, że każdy nie widzi poprostu ,,człowieka''. Czy tylko ja tak myślę? Przysiadłam z tym wszystkim na parapecie.
-Ciekawe co teraz robi...
Zbliżała się 22... Było już ciemno, a ulice zwalniały. Małych światłek było coraz mniej, za to pojawiło się jedno duże- księżyc.
-------------------------------------------------------------
       Obudziłam się za papierami w ręku. Bolało mnie dosłownie wszystko- głowa, plecy, nogi... Tak to jest, gdy w skulonej pozycji zaśniesz przy oknie. Otwarłam oczy godzine przed zadzwonieniem budzika. Przynajmniej wiem, że się nie spóźnię, chociaż ze mną nigdy nic nie wiadomo. Wstałam już. Pierwsze co, to skierowałam się do aptekczki po jakąś tabletkę przeciwbólową. Potem wzięłam się za siebie. Została mi już tylko godzina no wyjścia.
      Bezsensownie mieszałam kawę łyżeczką. Byłam jeszcze całkowicie zaspany. Nie da się wyspać śpiąć... tak jak ja. Czulam, że to bedzie ciężki, niezwykle ciężki dzień. Gdy zostało mi do spotkania już tylko pół godziny natychmiast się rozbudziłam i wyleciałam z domu. Biegłam na dół nawet nie zastanawiając się, czy na pewno zakluczyłam mieszkanie. Zadzwoniłam po taksówkę i kazałam jak najszybciej zawieźć mnie pod wskazany adres.
-Nie wierze!- krzyknęłam tak głośno, że aż kierowca się wzdrygnął- Jak mogłam nie wziąć pytań...
     No to nie mam szans. Po co pytać, jak nawet nie zapiszesz odpowiedzi. Mówiłam, że to ciężki dzień?
    Kiedy dotralismy bylo juz mnostwo ludzi przed sądem. Pół ulicy było zajętej przez...  większość fanów. Wszyscy krzyczeli ,,Michael jest niewinny!".          Przy wejściu stało już mnóstwo reporterów i paparazzi. Jak ja sie tam przecisnę?
-Tutaj może pani wysiąść...-powiedział taksówkarz
-Dzięku...- kątem oka zobaczyłam nadjeżdżającą, czarną limuzynę.

_________________________________________
Krótko, wiem, ale nadrabiam zakończeniem w takim momencie ^^

~Dreamer

3 komentarze:

  1. Hejka!
    Czemu dopiero teraz wpadam na twojego bloga? Masz mega fajny styl pisania. Nadrobiłam wszystkie pozostałe notki, bardzo podoba mi się fabuła, czekam na dalsze rozwinięcie tej historii. Myślę,że Vanessa nie powinna się pytać o rodzinę Rachel, widać,że to bardzo zraniło naszą bohaterkę. Mam nadzieje,że Rachel dobrze pójdzie z tym wywiadem z Michaelem. Ja już czekam na nexta.
    Życzę duuuużo Weny!
    Pozdrawiam cieplutko <3

    OdpowiedzUsuń

  2. Hej!!!!
    Ostatnio jakoś wszędzie docieram okrężną drogą. Nie podba mi się to, znaczy nie rozdział bo ten jest świetny jak zwykle zresztą. Boże chyba lekko się plączę, ale mniejsza.
    Ja naprawdę jestem pod wrażeniem, a może to tylko jakiś sen mój, ewentualnie literki mi się poprzestawiały, ale dziennikarz, który nie chce przeprowadzić wywiadu z Michaelem Jacskonem, to jest kosmos. Rozumiem jakby się bała czy coś, ale, że nie chce obsmarowywać czy coś, to jest, jest... Nie wiem jak to określić. Takich ludzi coraz rzadziej spotkać na świecie, którzy nie poświęcą czyjegoś dobrego imienia na cel wybicia się w danej branży. Wielki plus ode mnie dla Rachel. Nie ma to jak zmienić wszystkie pytania, a później je zapomnieć. Skąd ja to znam xD Świadczy to tylko o jej przejęciu. W końcu to spotkanie nie będzie w jakiś bardzo miłych i radosnych okolicznościach. Więc głowa do góry i dawaj.
    Dobra usposobienie Rachel wzgledem niektórych wywiadów, a konkretnie tego jedynego już znamy, ale co z resztą. Napomknęłaś o jej przeszłości, która pomimo skąpych informacji nie jest za kolorowa. Dobrze wiemy, że ona jednak lubi wracać i czy wróci. Oto jest pytanie. Co będzie, gdy spotkamy się na zakręcie? Dobra chyba przesadziłam, ale ja to ja więc mogę.
    A co oni tak wszyscy w robocie ją obgadują? Zazdroszczą pewno. Tak jest zawsze od zarania dziejów. A niech zazdroszczą w najlepsze.
    Dobra ja już może zakończe te swoje dziwne wywody bez najmniejszego sensu. I takie pytanko na sam koniec. Bo albo ja jestem ślepa i niedowiedzę, albo jest ze mną naprawdę źle i lekarz mi nie pomoże, ale gdzie się podziało twoje poprzednie opo? Nie wiem mogę być ślepa.
    Tak, więc życzę ci duuużo weny i czekam na nexta nie?
    Pozdrawiam gorąco ;****

    OdpowiedzUsuń
  3. Wciąż jest, tylko przywróciłam wersje robocze. Chciałam je mieć i jednocześnie mieć w miarę porządek na blogu. Szkoda by było zupełnie usunąć.

    OdpowiedzUsuń