piątek, 17 marca 2017

Rozdział 15 ,,Do czego to wszystko dąży...?''


     No witam! :D Już na wejść mówię, że dziś się zadzieje, oj zadzieje. W końcu będę mogła się wykazać. Ogolnie to zbyt wiele do powiedzenia nie mam. Wyszło tak sobie, myślałam, że będzie dłuższe ale, mniejsza. Za błędy przepraszam, ale nie mam siły tego sprawdzać.
Zapraszam do czytania:
_________________________________________

     Nowy dzień, nowa misja do wykonania. Od kiedy Michael zgodził się na to wszystko, żołądek nie przyjął nic do jedzenia. Stres zżerał mnie od środka. Miała iść za mną tylko jedna kamera, a w ostateczności nikt nie wie, czy wejdę na salę. Nie wyobrażam sobie patrzeć jak cierpi. Poprostu nie wytrzymałabym tego i wyszła w połowie rozprawy. Wiadomo, że teraz najmniejszy ruch może wywołać podejrzenia, więc wolałabym, aby tajemnicza kobieta nie wychodziła w środku całej sprawy.
     Ubrałam czarne spodnie, marynarkę w tym samym kolorze i koszulę pod nią. Tak jak mnie prosił, wygrzebałam z dna szafy ciemne okulary i uczesałam włosy w kitkę. Nie powiem, że przeszłam wielką metamorfozę, ale i tak wyglądałam zupełnie inaczej. Może dla tego, że nigdy tak nie chodzę i nie jestem przyzwyczajona... Wzięłam kartki z biurka i spakowałam je do torebki. Dam mu do wglądu ułożone przeze mnie- wcześniejszego nocy- pytania. O tej porze, jego kierowca powinien czekać na mnie pod mieszkaniem. Zeszłam więc na dół i dyskretnie przeszłam do czarnej limuzyny. Ta zawiozła mnie pod same drzwi Neverlandu.
-Michael!- krzyknęłam na wejściu- Gotowy?
     Przeszłam do salonu. Stał przy oknie, oknie, oglądając swój ogród. Wyglądał dość... smutnie? Ale wciąż spokojnie.
-Coś się stało?
-Nie, nic. Zawsze tak mam, przed każdym wyjściem.- odwrócił się w moją stronę- Gdziekolwiek.
      Zrobiło mi się go żal. Tak naprawdę i w głębi serca. Nie mogłam patrzeć na jego zbity wzrok, nie mogłam znieść jego zmęczenia...
-Chodź już może...
      Przytaknął mi i poszedł w stronę wyjścia. Szczerze sama nie wiedziałam do końca, co z sobą zrobić. Miałam z nim rozpatrzeć wszystkie zapiski, jednak nie będę go męczyć. Musi mi zaufać. Szłam dwa kroki za nim. Gdy dotarliśmy do limuzyny, jednak zatrzymał się i poczekał, by otworzyć mi drzwi. Wsiadłam i zapięłam się pasami. Michael zajął miejsce obok mnie. Droga minęła nam w zupełnej ciszy. W zupełności oddałam się w ręce własnych myśli. Nim się obejrzałam, już byliśmy na miejscu.
-Zaczekaj...- szepnął i ściągnął mi okulary na nos- Tak lepiej.
       Uniósł niepewnie kąciki ust, na co i ja się uśmiechnęłam.
-I jeszcze jedno... Chcesz wejść na salę? Tylko bez kamery, bardziej prywatnie.- zaczął niepewnie
       Bałam się, że nie wytrzymam na sali, że wyjdę, że będzie miał jeszcze jakiś problem na głowie, przeze mnie. Musiałam mu powiedzieć nie...
-Tak.- wydusiłam
       Tak... Tak?!
-Dobrze...
       Wskazał mi drzwi, które automatycznie otworzyłam. Ledwo na mojej twarzy pojawiło się światło dzienne, już zostało zastąpione blaskami flashy. Pierwsze co pokazałam ludziom to mikrofon i podkładka na kartki. Chciałam, aby wiedzieli, że to nic prywatnego. Za mną zaraz pojawił się kamerzysta. Stanęliśmy przy barierce. Zaraz, za nami wyszedł i Michael. Szliśmy wolnym krokiem w stronę urzędu, tak, abym mogła w spokoju zadać wszystkie pytania. Odpowiadał z takim spokojem, taką szczerością, jak na żadnym innym wywiadzie. Chyba mi ufał... Chyba wiedział, że nie mam zamiaru go skrzywdzić. Przyszła pora na przejście przez ochronę. Za ludźmi w czarnych mundurach stały jasno-brązowe drzwi. Może się zachowuje jak małe, niezdecydowane dziecko, ale boję się tam znaleźć. Sprawdzili mnie, kamerzystę i przyszła pora na głównego bohatera. Kątem oka dojrzałam i go. Cieszyłam się, że nie widzę jego wzroku. Przez spuszczoną głowę, włosy zasłaniały mu pół twarzy.
-Poczekaj, aż wyjdziemy...- szepnęłam do mojego towarzysza i dołączyłam do Michaela.
      Na twarzy miał wymalowane pytanie ,,Gotowa?''. Jeśli by je zadał na głos, musiałabym odpowiedzieć: nie...
       Otworzył mi drzwi. Rozejrzałam się po sali. Przepchnęło się przede mnie parę osób, które zajęły już miejsca. Zdezorientowana zajęłam pierwsze lepsze miejce. Poczekałam z dziesięć minut, zanim na salę wkroczył Michael z swoim adwokatem. Przechodząc, spojrzał na mnie kątem oka. Wodziłam za nim wzrokiem, aż do samej ławy. Wszyscy usiedli, na sali zapanowała grobowa cisza. Pośród czterech ścian rozbrzmiewał tylko głos sędziego. Wszyscy zachowywali się jak zaklęci. Nie wiem jak on mógł to znosić.
       Przyglądałam się wszystkiemu z kamienną twarzą, bo wiedziałam, że Michael od czasu do czasu zerka w moją stronę. Szczerze, to nie wiem, gdzie w tym momencie był mój umysł, a gdzie dusza. Głowa pewnie przyswajała to co dochodziło z zewnątrz, ale dusza mi się kruszyła. Tak zraniona nie czułam się od czasu śmierci rodziców. Tylko dlaczego? Jak mogłam się wewnętrznie tak bardzo z nim związać... Do uszu docierały coraz to obrzydliwsze zarzuty, przez które łzy cisnęły mi się do oczu. Spuściłam głowę i ukradkiem wytarłam dwie łzy, które chciały wyjść zza okularów i pokazać się światu. W tym momencie w mojej głowie zabrzmiał  głos pociągania nosem. Uniosłam się znów to pozycji prostej i zobaczyłam jak to on również przykłada sobie chusteczkę do policzka. Zrobiło mi się miękko, w środku. Tego się nie da określić. Poczułam, że coś zaczyna krzyczeć we mnie. Uniosłam się i tak jak przypuszczałam, nie wytrzymałam. Zerwałam się z siedzenia i aybiegłam z sali, kierując swoje kroki do łazienki. Gdy stanęłam przed lustrem, zajęłam okulary, by przyjrzeć się swojej twarzy. Lekko podpuchnięte, czerwone oczy, które myślałam, że wyglądają gorzej. Podparłam się o zlew. Nie widziałam czy jeszcze tam wracać, czy już poczekać tutaj. Umyłam sobie twarz zimną wodą i wyszłam na korytarz. Cisza jaka tam panowała, dzwoniła mi w uszach. Postanowiłam, że... poprostu ucieknę. Chciałam już opuścić to miejsce, lecz czy mogę go zostawić? Serce a rozum... Presja we mnie rosła. Rozejrzałam się po tym miejscu, jakbym była tu pierwszy raz i pobiegłam do głównego wyjścia. Wiedziałam, że może być zły ale ja...
     Na nos skapnęła mi kropelka deszczu. Zaraz za nią druga i trzecia. Zapowiadało się na sporą ulewę. Czarne chmury zasłaniały połowę nieba od wschodu, a wiatr tylko je popędzał. Otuliłam się marynarką i szłam przed siebie. Trafiłam na postój taksówek i od razu kazałam się zawieźć pod mieszkanie. Gdy stanęłam w progu, poczułam znów ścisk w żołądku. Tak, wiem, zostawiłam go w najgorszym i najtrudniejszym momencie... Odruchowo sięgnęłam po pilota. Włączyłam obojętnie jaki program informacyjny, bo wiedziałam, że wszędzie leci do samo. Wyszedł już... Kierował się do swojej limuzyny. Powinnam być teraz z nim... Achh, jak mogłam tak stchórzyć?
                                  ***



      Zawód? Niee... Ale nie rozumiem, czemu chciała wejść. Żeby uciec po kilkunastu minutach? Przecież nikogo nie zmuszam, do wsłuchiwania się w to wszystko. Przez jej nagłe wybiegnięcie z sali, wszyscy tam zgromadzeni spojrzeli krzywo na mnie, a ja nawet nie wiedziałem co jej się stało. To była bardzo niezręcznia sytuacja dla mnie...
     Od domu dzieliło mnie zaledwie kilkaset metrów. Dość tego piekła, od teraz tylko muzyka się liczy. Wyjdę z tego bagna i w końcu zajmę się sobą, a nie problemami fałszywie zakompleksionych ludzi... Po powrocie miałem ochotę odpocząć. Nawet nie chciało mi się dążyć tematu ucieczki Rachael czy kłócić się z Frankiem o byle co. Dzięki byłem zmęczony, fizycznie i psychicznie. Udałem się do studia, gdzie oddałem się swojej pasji.
       To niesamowite jak wiele czasu można poświęcić jednej czynności. Może inni uważają to za bezsensowne i mówią w tej sytuacji o ,,straconym czasie'', jednak to, że poświęcamy tak wiele uwagi jednej rzeczy, świadczy o miłości do tego. To budzi nas każdego ranka, daje sił i tworzy nowy dzień. Dostajemy w prezencie wizję i dążymy do jej zmaterializowania. Potem następuje wieczór, podsumowanie wszystkiego i odpoczynek. Muzyką żyje przez cały czas, tylko teraz nie mogę się skupić. Cały czas coś mnie wyrywa z tego transu. Dziś jednak stało się coś magicznego. Gdy tylko minęło piętnaście minut spokoju, nie liczyłem już ile czasu tam przesiedziałem. Mógłbym tam mieszkać i nie wychodzić już nigdy. Tam czułem się najlepiej.
       Gdy odłożyłem słuchawki na bok, rozległ się po domu dzwonek do drzwi.
Wstałem i zbiegłem schodami na dół, aby otworzyć. W drzwiach stała Rachael. Nie ukrywam, że trochę mnie zdziwiła jej wizyta. Zaprosiłam ją szybko do środka, aby nie zmoknęła na deszczu.
-Wybacz, że tak zwiałam, ale... nie mogłam zostać...
-Spokojnie...- zawiesiłem jej kurtkę na wieszaku- Nie mam ci nic za złe. Nic się nie stało.
       Ukoiłem jej zdenerwowanie lekkim uśmiechem. Odprowadziłem ją do salonu.
- I wzięłam odpowiedzi. Spisałam i skorygowałam wszystko...
       Podała mi kartkę do ręki. Spojrzałem na nią i zacząłem się zastanawiać, czy ta kobieta w ogóle śpi.
-Czy ty kiedykolwiek nie pracujesz?
-Szczerze i nie mam nic do robienia...- wzruszyła ramionami
        Przeczytałem co napisała. Tylko i wyłącznie to co sam powiedziałem.
-Poczekaj... Tylko coś poprawie jeszcze...- wyrwała mi papier z ręki
-No weź, tu nie ma co poprawiać.
       Zacząłem się mimowolnie śmiać. Zabawne, jak bardzo jej zależało na tym, aby wszystko było idealnie.
-A ciebie co tak bawi?- uniosła jedną brew
-Twoje wielkie skupienie.
      Szturchnęła mnie w bok, po czym sama się uśmiechnęła.
       Żarówka nad nami zaczęła mrugać, aż w końcu w całym domu zgasło światło. Odłączyli prąd. Świetnie...
-Rozpale w kominku... Zaczekaj chwilę.
       Ruszyłem się z miejsca i poszedłem po drewno. Nie ciężko było się poruszać, nic nie widząc. Znam ten dom lepiej niż samego siebie... Wziąłem na ręce tyle ile mogłem i wróciłem do salonu. Wrzuciłam wszystko do kominka i podpaliłam. W pomieszczeniu od razu zrobiło się cieplej, jaśniej, milej...
-To na czym stanęło?- wróciłem na na woje miejsce
-Na moim wielkim skupieniu...- zaśmiała się
       Wróciła znów myślami do swojego tekstu. Ja natomiast wodziłem wzrokiem po ledwo oświetlonych ścianach. Po szklanych drzwiach spływały krople deszczu, a szare chmury zakryły niebo całkowicie. Po salonie roznosił się zapach drewna. Delikatne, żółte światło oświetlało moją twarz. Dawno nie siedziałem w takich warunkach, a przyznaję, że tak jest pięknie. A gdyby czytać książki w takiej atmosferze?
-Skończyłam...- rzuciłem okiem na jej zapiski
       Wydawało się, że nic nie zmieniła, jednak dla niej te zdania mają zupełnie inny sens. Teraz wiem, jak czuli się ludzi, którzy ze mną pracowali...
-Może być?
      Pochwyliłem się nad kartką, aby móc się wczytać bardziej.
-Pasuje...- skierowałem głowę w jej stronę
      Byłem niewiarygodnie blisko niej. Może nawet zbyt blisko? Zatrzymała spojrzenie na moich oczach. Przyglądałam się im, jakby chciała z nich wyczytać cały świat. Czułem jej ciepły oddech na twarzy. Dzieliły nas zaledwie centymetry...
-Powinnaś już iść...- spuściłem głowę, starając się uniknąć jej wzroku
      Potrząsnęła głową i zamrugała kila razy, jakby chciała się otrząsnąć.
-Tak. Masz rację.
       Wstała, a ja odprowadziłem nią do wyjścia. Stałem na dystans, unikając jakiekolwiek konfrontacji. Rzuciła na mniej spojrzeniem i wyszła, zakładając kaptur na głowę. Gdy wyszła, w końcu mogłem wziąć głęboki oddech. Oparłem się o drzwi i powoli zacząłem myśleć, do czego to wszystko dąży...?
                                 ***

        Stałam za drzwiami, wciąż nie mogąc zrozumieć- jak?
       Jedno spojrzenie, sprawiło, że odebrało mi mowę. Jedno słowo, sprawiło, że nie chciałam słuchać innego głosu. Jeden dotyk, sprawiał, że chodź znany, wciąż powodował przyjemny dreszcz, ale czy to już się nazywa miłością? Na tym ona polega? Czy ja naprawdę chciałam go pocałować? Nie mogłam się zakochać... Nigdy nikogo nie pokochałam w ten sposób. Dlaczego on? Dlaczego ktoś, kto się stara odizolować, już w szczególności ode mnie. To nie prawda. Nie powiem, że go... kocham.
_________________________________________
komentarz= motywacja :D

~Dreamer
     

2 komentarze:

  1. Siekiera, motyka, JESTEM!
    Hej, tak poza tym.

    Tak, tak, tak! Doczekałam się w końcu tego rozdziału i TEGO pięknego momentu, ale o tym zaraz. Teraz tak bardziej do konkretów przejedę.

    Na początku cała ta akcja z filmowaniem rozprawy, a przynajmniej jej finał zapowiadał się w miarę pomyślnie. Jak droga do sukcesu. Wszystko wydawało się być zaplanowane u przemyślane, a jednak Rachael popełniła mały błąd. A może to było zrządzenie losu i po prostu MIAŁO tak być? No nie wiem. Tak czy inaczej, jedna nieprzemyślana odpowiedź i zupełnie inny bieg zdarzeń...

    Ooooo, i tu się zaczyna robić ciekawie. Cóż to może znaczyć, skoro Rachael aż serce mięknie na widok cierpień Michaela? Czyżby zwykle pokrewieństwo, powiązanie dusz (?), a może zupełnie coś innego? Hę? No oczywiście. Choć niejednej osobie łezka się w oku zakręci po usłyszeniu podobnych zarzutów (których notabene nie jestem nawet psychicznie w stanie sprawdzić). Najlepiej odebrać komuś przyjemność z życia i jeszcze brać za to kasę. Dużo kasy. Pieniądz rządzi światem...

    Racheal nie musiała uciekać, jednak czasami trzeba podjąć tę decyzję i wybierać pomiędzy sercem a rozumem. Podjęła taką decyzję, jaką uznała za słuszną. Jakiego fana nie ściska za serce temat oskarżeń? Napisałabym coś jeszcze na ten temat, ale nie chcę zbytnio schodzić na dygresje, więc ten...

    Teraz ten moment, na który z upragnieniem czekałam. Już pomijając wspaniałą, panującą wtedy atmosferę, to było... naprawdę genialne. Byłam pewna, że Racheal go pocałuje. Na 100% pewna! No ale nie zapominajmy o powściągliwości Michaela, który niestety musiał wszytko przerwać. A mogło być ciekawie, oj mogło. Pocałunki, niedomówienia, ach! Pisałam już, że kocham dramy? Niezła by była 8)

    Ostani akapit jest zdecydowanie najlepszy. Czyli jednak go kocha. Jednak zaiskrzyło. Jednak to się stało. Chociaż Racheal sama ma chyba jakieś wątpliwości, co wynika z jej przemyśleń, ale ona się co do tego myli. Tak, pokochała go właśnie w taki sposób. Inaczej nie da się tego wytłumaczyć.

    A co do Michaela... On dobrze wie, do czego to wszystko dąży. I wbrew opinii Racheal, nie izoluje się od świata AŻ tak bardzo. Dziewczyna jest złej myśli. Jeszcze wiele ciekawego może się wydarzyć...

    Także rozdział był naprawdę świetny, komentarz wyszedł mi tasiemcowaty, a ja ci życzę weny i pozdrawiam!

    Mezzo ( forte nie ma, forte się obraziło i uciekło xD )

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej KAMELEON!!!
    To ja twój paprotnik xDDD
    No ludzie moi kochani wy jedyni no. To było pewne, że prędzej czy później coś ten teges zacznie iskrzyć. Widać pocieranie krzemem zadziałało w końcu. Teraz objawia nam się nasza ukochana forma telenoweli. Jedni chce drugie nie, a później zmiana, a jeszcze później obydwoje chcą, ale się boją. Ehhhh... Czekałam na ten moment. I teraz dochodzi do głosu moja druga strona: ale, że bez buzi???? *.*
    Chciała dobrze, jakoś go wesprzeć na tej sali rozpraw, ale...no cóż człowiek to tylko człowiek i każdy na takie "rewelacje" reaguje zupełnie inaczej. Co z tego, że w duchu będziemy sobie powtarzać "dam radę." jak później wychodzi co wychodzi. Starała się. Tyle w temacie.
    Czyli teraz nastąpi kolejny stopień ich relacji? Unikanie siebie? Nosz po prostu to kocham xDD jeszcze wciśnij mi ty jakiś wypadek bez skutków śmiertelnych i po prostu love you.
    To co....czekamy na dalej, życzymy weny i pozdrawiamy. Chodź to robi jedna osoba, a nie z dwie. Trudno.
    Buźka ;*****

    OdpowiedzUsuń