czwartek, 27 kwietnia 2017

Rozdział 16 ,,To była najpiękniejsza piosenka.''

        Hejooooo! Ktoś tęsknił? Bo ja sama tęskniłam za pisaniem. Uwierzcie mi, że starałam się coś z siebie wyciągnąć, każdej nocy, ale gdy siadałam do tego, to nagle wszystko mnie opuściło. Zrobiłam sobie krótką przerwę, ale wciąż ciężko z jakim kolwiek pomysłem :/ Ale wróciłam, jestem, żyję i wracam do aktywności - mam taką nadzieję. No dobra... a jeszcze jedno! Pobiłam rekord najkrótszego rozdziału. Przyczyny długości tego czegoś podane są wyżej ^
Zapraszam do czytania:

_________________________________________

         Jak często można się zawodzić na własnym zachowaniu? Postawiasz sobie granicę, której nie chcesz przekroczyć, ale robisz to. Przez zrezygnowanie, złość, smutnek lub poprostu wszystkie nagle pojawiające się emocje. Po chwili uświadamiasz sobie co zrobiłeś i? I masz ochotę się na sobie zemścić. Jesteś zły na samego siebie, bo znów nie dotrzymałeś swojej własnej obietnicy. To brzmi jak okłamywanie samego siebie i jest właśnie tym, tyle, że pod trochę innym kątem.
     Po niebie usłanym różową poświatą, padającą od zachodzącego słońca snuły się duże, ciemno-grafitowe chmury, niczym czołgi na polu bitwy. Wzięłam ostatni wdech i wsunęłam spowrotem głowę do środka, gdyż na nos skapnęła mi kropelka deszczu. Miasto było uśpione, a czarny puch przykrył już niebo w całości. To sprawiło, że Los Angeles wyglądało ponuro, co nie pasowało do tego miejsca. Wszystko miało biało- czarne kolory, ale nawet nie chciałam widzieć zieleni traw, błękitu nieba czy chociaż tych żółtych światełek samochodów. Wszystko co działo się po drugiej stronie szkła odwzorywało mój ostatni nastrój i to co działo się w mojej głowie. To wręcz pustka, szarość, nicość. Za to uruchomił się nieco inny narząd, mianowicie -  serce. Jak widać, nieszczęścia chodzą parami. Ja również jestem chora. Chora na serce, które uderza z podwójną szybkością na jedno słowo, jeden widok i jeden dźwięk. Czy to już zakochanie? A jeśli tak, to jak z nim żyć? Jak żyć z faktem, że nie istniejesz dla twojego ukochanego? Traktuje cię sympatycznie i kulturalnie, lecz tak naprawdę jesteś intruzem w jego życiu, powietrzem, które poprostu jest i "na coś się przydaje".
    Poderwałam się do pionu, gdy zadzwonił telefon. Ocknęłam się po chwili i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
 -Cześć, jak się czujesz?- zapytałam tak, aby ukryć zły humor, który pomimo prób, można było wyczytać na tysiące kilometrów
 -W porządku. Wczoraj wieczorem wróciłem do domu.- powiedział obojętnie- A ty? Jak się żyje w mieście gwiazd?
-Szaro, zimno, ponuro. A poza tym... raczej wszystko dobrze.
-Raczej?
-O nie...- pokiwałam głową z dezaprobatą- Odszczekuje to, na pewno dobrze.
-Już tak nie udawaj.- chociaż dzieliło nas sporo kilometrów, to przez słuchawkę czułam to przeżerające na wylot spojrzenie- Co znów nie tak?
-W sumie sama nie wiem, czy jest coś nie tak. Nie będę Cię zmartwiać na zapas. Muszę to sobie przemyśleć.
    Między nami pojawiła się ta niezręczna cisza. Miałam wrażenie, jakby sekundy uciekały coraz wolniej, a czas zmierzał do tego, aby się zatrzymać. Obydwoje nie mieliśmy nastroju na cokolwiek.
-Chyba nie ma co ciągnąć tej rozmowy. Chciałem tylko zapytać jak leci.
-Rozumiem...T-to... Pa?- równy dźwięk zakończonego połączenia zagłuszył moje ostatnie słowa
      Usiadłam przygarbiona na łóżku, które zatrzeszczało pod moim ciężarem. Czułam, że ten dzień nie zapowiada się zbyt ciekawie. Niestłumione jeszcze uczucie miłości, strach, zmartwienie... Wszystko spadło na mnie, jak kropelki deszczu, które właśnie obijają się o szybę. Gdybym tylko umiała panować na swoimi emocjami... Wstałam i wzięłam się za posprzątanie tego bałaganu. Nie miałam dzisiaj nic do zrobienia, więc mogłam się zająć porządkami. Wysprzątałam cały dom. Każdy kąt lśnił czystością, ale to wciąż nie zabrało mi zbyt wiele czasu. Dopiero południe. Przede mną jeszcze trochę ciągnącego się  czasu.



       Życie to nie historia,która można porównać do opowiadania czy książki. Porównałbym to do filmu. Fimu, w którym reżyser narzucił już jego rodzaj, wybrał bohaterów i napisał scenariusz. Pozostaje tylko aktorom przeanalizować swoje role, nauczyć się ich i ewentualnie poprosić o zmiany, które końcowo i tak nie zostaną wprowadzone. Każdy wychodzi w swoim momencie i oto przyszedł czas na nią. Osobę, która miała wywrócić wszystko do góry nogami, ale tego nie zrobi, bo ostatnimi czasy ten scenariusz podarłem na małe kawałeczki. Każdy mną manipulował, oszukiwał i okłamywał, a ja wcale nie muszę się na to godzić. To nie taką historie chciałem i wciąż chcę tworzyć. Chciałbym zacząć od nowa i nie dopuścić do tego wszystkiego.
-Hej...- rozszedł się głos pukania do drzwi- Zjesz coś?
-Nie mam ochoty.
      Siedziałem podparty przy parapecie, w swoim pokoju.
-Co jest dzisiaj z tobą?- powiedział wyraźnie zmęczony moim dzisiejszym zachowaniem- Znowu się coś dzieje?
      Frank położył rękę na moim ramieniu.
-Myślę, a wiem, że to zły znak.
-Ty nie myśl, tylko rób. Bierz się w garść. Nie możesz się załamywać. Tłum ludzi zaraz założy wioski pod sądem, aby cię wesprzeć.- zszedł z tonu- Michael, ja wiem, że to trudne, ale musisz to przetrwać. Pokaż, że jesteś  n i e z w y c i ę ż o n y.
-Zabawne, bardzo.- odwróciłem się w drugą stronę
-Kiedy ja nie żartuję. Im więcej o tym myślisz, tym gorzej dla ciebie.
      Wyszedł z pokoju, trzaskając za sobą drzwiami. Wróciłem wzrokiem na świat za szkłem. Po oknie spływała taka ilość deszczu, że ledwo widziałem jaki krajobraz się kryje dalej. Patrzyłem więc w pustkę. Dopadły mnie w końcu myśli o ostatnim wieczorze, chociaż tak bardzo chciałem zapomnieć. Teraz, jak bardzo niezręczna i napięta będzie sytuacja między nami. Wiedziałem, że trzeba było to w miarę wcześnie zakończyć, zanim to zajdzie za daleko, ale stalo się. Muszę powiedzieć ,,Stop! Nie za daleko, to moje życie."
                     
                           ***

       Czy właśnie tak wygląda zakochanie? Siedzę pod kocem i popijam kakao, podczas gdy na dworze leje, jakby ktoś co chwilę wyciskał świeżo nasiąkniętą gąbkę. To chyba nie jest mi pisane. Pierwszy raz kogoś pokochać i to musiał być właśnie o n... Zdystansowany do innych, zamknięty. Nawet jeśli chciałabym cokolwiek dla niego zrobić, on powie ,,nie'' a ja wtedy staje się bezradna. Nie mam co o tym myśleć, wystarczy zapomnieć. Wiem, że to jest rzecz silniejsza ode mnie, bo nawet nie pamiętam, kiedy to wszystko się stało. Kiedy w nim zobaczyłam kogoś więcej niż Michaela Jacksona. Kiedy spojrzałam w jeho oczy głębiej niż ktokolwiek inny. Co mną kierowało przez ten cały czas. Czy to właśnie to? Wszystkie te pytania rozchodziły się po pokoju, oczywiście bez odpowiedzi, którą tak bardzo chciałam poznać. Wtem uderzywła we mnie pewna tęsknota, za pełnym ciepła głosem. Nie mogłam jednak iść do niego, nie teraz. Pozostało mi tylko o tym jakoś zapomnieć. Zebrałam w sobie resztki sił i podniosłam się z sofy. Zrzuciłam koc na podłogę, a z kubka wylała się zawartość, gdy wstawałam na nową poduszkę. Nie interesowało mnie to za bardzo. Nic nie miało dla mnie znaczenia. Depresyjny i melancholijny nastrój towarzyszył mi od wczorajszego wieczoru. Miałam ochotę zamknąć się w pokoju i płakać. Podeszłam do okna, wyglądając na wyciszone miasto. Krople deszczu wciąż obijały się o szybę z głośnym dźwiękiem. To była najpiękniejsza piosenka. Najpiękniejsza, która dotychczas mi towarzyszyła.
     Zwróciłam się do komody i włączyłam telewizor. Nie był to jednak dobry pomysł. Na wszystkich kanałach był on. Gdzie tylko bym nie spojrzała, ciężko będzie się pozbyć jego obrazu, chociaż... czy tak właściwie musi być? A może to plan. Plan, który przydzielił mi Bóg. A jeśli jestem ostatnią osobą, która pomoże mu wyjść z tego wszystkiego?...
-Och,  Michael...- westchnęłam ciężko- Tak bardzo chciałabym do ciebie dotrzeć. Tylko jak?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

      Rankiem na niebie nie było ani jednej chmury. Niebieskie niebo, nadawało jasności światu, a słońce je ogrzewało. To sprawiło, że dzień był piękny i ciepły. Podniosłam się i przeciągnęłam. Dziś miałam zdecydowanie więcej energii. Jakby to, co mnie wczoraj zasmucało, nigdy nie istniało. Mam wrażenie, że dostałam czystą kartę. Ciekawe czy toesię zmieni, kiedy go zobaczę. W końcu dzisiaj muszę do niego iść... Nie wiem czy to dobrze, czg źle, ale mam zbyt piękny dzień, by się tym przejmować. Szybko ruszyłam do mojej szafy. Przebrałam się w coś luźnego. Potem pobiegłam do kuchni. Wypiłam dwa kubki kawy i byłam w pełni gotowa, by przeżyć ten dzień zgodnie z moim planem. Przynajmniej do południa... Zaraz wybiła godzina wyjścia.  Wybiegłam z mieszkania i ruszyłam w stronę przystanku. Po piętnastu minutach byłam na miejscu. Gdy się zameldowałam i poszłam w stronę mojego biura usłyszałam wołanie za sobą. Odwróciłam się na pięcie i zobaczyłam Zacka.
-Rachael!- pobiegł do mnie zdyszany i złapał mnie za ramię- Posłuchaj...
-Co się stało?- weszłam mu w słowo
-Muszę cię przeprosić, za te moje ostatnie wygłupy i chcę cię jeszcze raz gdzieś zaprosić. A konkretnie na kawę do kawiarnii za rogiem. Co ty na to?
      W jednej chwili chciałam powiedzieć ,,Pewnie'', ale wtedy nie spotkałabym się już z Michaelem. W głębi serca, jednak bardzo chce go zobaczyć.
-Z chęcią, tylko dzisiaj miałam iść do...-ugryzłam się w język- Do znajomego.
-Znów mnie wystawisz?
-Wiesz dobrze, że tego nie chce.
-To daj się zaprosić...
     Przez moment nie wiedziałam co powiedzieć.
-Obiecuję ci, że jutro z tobą wyjdę.
-Na pewno?- spojrzał na mnie przenikliwym spojrzeniem
-Na pewno.
-Zgoda. To do zobaczenia.
     Odmachałam mu i skierowałam się do biura moich przyjaciół. Wparowałam do środka, prawie wyłamując drzwi. Powitałam wszystkich z wielkim entuzjazmem.
-Nadmiar endorfin, czy co?- uśmiechnęła się Vannessa na mój widok
-Może...- wzruszyłam ramionami- Ale to przez słońce.
-Dobrze, że masz tyle energii, bo mamy sporo na dzisiaj. Nawet nie wiesz ile ludzi czyta, te twoje artykuły o Michaelu... -  dodał Matt
     Na samo to imię ogarnęło mnie przyjemne ciepło, a zadowolonie przejęło nad emocjami.
-Jak widać, prawda też się sprzedaje. Trzeba ją tylko dobrze ująć.
      Wykonałam moją pracę, w rekordowym czasie. Jak najszybciej chciałam do niego pojechać, chociaż bałam się tego, jak zareaguje na mój widok. Mam nadzieję, że ten incydent niczego nie zmieni. Gdy tylko wybiła godzina zakończenia prac, wybiegłam na zewnątrz, żegnając się w pośpiechu. Złapałam najszybszy autobus pod tamtą okolicę i resztę przeszłam na pieszo. Po drodze, serce waliło mi tak, jakby chciało wyskoczyć. Może to stres, nerwy... ale chyba nigdy nie czułam przyjemniejszego, ogarniającego w całości uczucia. Gdy tylko doszłam do bramy, zadzowniłam do domofonu.
-Rachael Morgan.- nawet nie dałam dojść do głosu osobie po drugiej stronie
_________________________________________
Miejmy nadzieję, że kolejny  rozdział nie pojawi się za ponad miesiąc xD
~Dreamer








2 komentarze:

  1. O, to dobrze, że żyjesz, bo już się bałam, że potrzebujesz resuscytacji krążeniowo-oddechowej z użyciem defibrylatora zewnętrznego. Ale jak widzę, wszystko jest w porządku :D

    I hej tak w ogóle, bo nie przywitałam się chyba...

    Ej! Rozdział nie jest aż taki krótki. Nazwałabym go nawet treściwym. Cacy wszystko, więc nie gadaj/pisz/myśl (?) głupot.

    No więc Racheal jest zakochana, o czym wiem nie od dziś. Chyba jednak nie jest z tego faktu zadowolona, bo zaczyna się dziać jeszcze gorzej. Z resztą, kto by się cieszył z nieodwzajemnionej miłości? No raczej nikt.

    Michaelu, puchu marny! Wietrzna istoto (jakoś ta myśl chodziła mi po głowie podczas czytania rozdziału) Po ostatniej części zaczęłam zastanawiać się, czy u niego przypadkiem też coś nie zaiskrzyło. Ale patrząc na akcję i okoliczności, jakie przypadają na to opowiadanie, taka możliwość byłaby co najmniej dziwna. Chociaż moim zdaniem powinien zauważyć, jak bardzo Racheal się dla niego poświęca. Nie manipuluje nim i absolutnie nie widzi takiej możliwości. Michael musi to kiedyś zauważyć.

    Niestety, istnieje też druga strona tego wszystkiego. W sumie na miejscu Mike'a też wolałbym wybrać samotność, niż pakować się w znajomości o niepewnej przyszłości... Ale Michaelem podobno nie jestem i choć mówią mi Billie, aspołeczny człowiek raczej nie powinien mieć nic do powiedzenia w tej kwestii :D
    Eh, Jackson, ja ci dam drzeć życiowe scenariusze na kawałeczki!

    Wracając jeszcze do bardzo ciekawego tematu... Tak chyba właśnie wygląda zakochanie i jego najgorsza, czyli nieodwzajemniona forma. Taka melancholia brzmi niezwykle romantycznie, ale w rzeczywistości nie jest niczym pięknym. Przypomina film. Smutny film z przewijającym się deszczowym tłem.

    Teraz rozkminiam na temat dwóch rzeczy : Zacka i kolejnych odwiedzin Neverlandu. Coś mi się wydaje, że ten pierwszy może nieźle namieszać, a u Michaela niejedno może się zadziać xD Wyobraźnia zaczyna mi podpowiadać naprawdę różne rzeczy.

    Dzisiaj mnie chyba bardziej na żarciki bierze niż na coś konstruktywnego. No nic, czekam na kolejny rozdział, bo zaczyna się robić coraz ciekawiej!

    Pozdrawiam i weny życzę

    Mezzoforte

    PS Jeżeli nadal brakuje ci weny, to polecam ci cukierki karmelowe albo jakieś dobre obyczajówki. Zawsze po takich książkach mam ochotę opisywać każdą najmniejszą pierdołę xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka!!!
    Na początku chcę cię przeprosić za to,że nie skomentowałam od razu po przeczytaniu, ale nie miałam weny na koma. :(
    Ktoś tu się zadurzył w Michaelu, ulala z tego musi coś być,ona musi mu o tym powiedzieć, bo nie można przecież siedzieć bezczynnie na tyłku pod kocem i pić kakałko, chociaż ja bym tak mogła. Ale Rachel nie jest mną xDD. Wydaję mi się,że ona przez to,że dusi prawdę w sobie to niedługo zacznie przez to cierpieć. Tak patrzę i myślę,że jakby się z MJ'em dobrali to by nawet fajną parką byli.
    Mam ochotę trzepnąć twego Michaela raz, a porządnie w makówkę. Czemu? Otóż dla tego iż kryję się przed prawdziwymi uczuciami i boi się otworzyć. Może być tak pięknie, on potrzebuję kobitki.
    Ogólnie to rozdział jest super i bardzo mi się podoba, życzę ci mnóstwa weny na dalsze pisanie i czekam już z niecierpliwością na nexta.
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń