czwartek, 2 marca 2017

Rozdział 14 ,,Wiesz dobrze, że mam serce. Jeszcze..."

Witam!
 Wiem, wiem... jestem mocno spóźniona. Ten tydzień to była zupełna porażka. Codziennie coś. Kończyło się na tym, że o 23 już mi się nie chciało tego pisać... Zupełnie straciłam ochotę, ale jestem. Powracam. I od teraz nic nie powinno lecieć jak krew z nosa.
_________________________________________


    Tragedia spotyka wielu ludzi. Szkoda, że w szczególności tych dobrych. Niby nic nie robisz źle, jednak los i tak zrobi ci na złość. Jakbym nie miał dość problemów. Moja rozprawa i dodatkowo Rachael teraz potrzebuje wsparcia, a z powodu, że zostałem jej teraz jako jedyny, nie mogę jej narazie zostawić.
       Nie siedziałem przy niej długo. Gdy tylko byłem pewny, że twardo śpi, wyszedłem z pokoju. Zakładałem już na siebie płaszcz, gdy pomyślałem w końcu o sobie. Nie zdążyłem jej powiedzieć o jednej rzeczy. Rozejrzałem się po pokoju. Chciałem zostawić karteczkę, aby się o nic nie martwiła. Gdy znalazłem pusty papier, napisałem krótką wiadomość i wyszedłem z mieszkania. W drodze powrotnej zastanawiałem się, jak wytłumaczyć to wszystko Frankowi. Miałem wyjść tylko na chwilę, a teraz jest blisko północy. Jestem pewien, że mnie zabije, za to co zrobiłem. Aż się przez chwilę bałem wejść do własnego domu. Równo ze skrzypnięciem drzwi, usłyszałem szybko stawiane kroki w stronę korytarza.
- Michaaaeeel!- przyjaciel zbliżał się coraz szybciej
- Tak, to moje imię...- wyszeptałem cicho i uśmiechnąłem się do siebie
     Zajęty zdemnowaniem górnej garderoby, nawet nie zauważyłem kiedy już stał obok mnie.
- Gdzie się szlajałeś?- skrzyżował ręce na klatce piersiowej
- Spokojnie. Nie potrzebuję opieki.- teraz zająłem się ściąganiem butów
- Poleciałeś do tej dziennikarki?- zapytał z wyrzutem- Jak daleko jeszcze się posuniesz...
-Miała problem, tak? Gdy zadzwoniłem do niej, płakała. Wiesz dobrze, że mam serce. Jeszcze...
    Wyminąłem go i ruszyłem schodami na górę. Musiałem znów trzymać nerwy na wodzy, bo miałbym kolejne problemy... Nie ukrywam, że po ostatniej awanturze musiałem odkupić parę rzeczy.
   

       
     Poranek był piękny. Świeża rosa mieniła się w blasku słońca, a niebo nie było zakryte białym puchem nawet w jednym calu. Wypoczęty- pierwszy raz od paru dni- wstałem i przeciągnąłem się. Zszedłem na dół, zrobić sobie kawy na rozbudzenie. Zostałem sam, pośród czterech ścian. Cisza dzwoniła mi w uszach. W pewnym momencie zacząłem zastanawiać się, gdzie wszystkich wywiało. Uświadomiłem sobie, że przecież Frank miał wyjechać od rana, a służba siedzi tylko w tych domkach gościnnych. Gdy wychodziłem z kubkiem, z pomieszczenia, zawahałem się czy do niej nie zadzwonić. Zostawiłem jednak wiadomość i jeżeli coś by się działo, obstawiam, że zadziwoniłaby już dawno. Teraz jest pewnie w pracy.
                       
                             ***
     Gdy rano uniosłam powieki, uświadomiłam sobie jak niewiele pamiętam z ostatniego wieczoru. Moje rzęsy były posklejane od łez, a cieńkie ich strumyki, zaschły na moich policzkach. Jedyne co dobrze pamiętam, to jego słodki głos. Reszta, jak przez mgłe, docierała do mojej głowy. Nie pamiętam szczegółów... Nie wiem czy to przez tą tabletkę, a może są rzeczy, o których poprostu nie chcę pamiętać. Siedziałam bez ruchu, opierając się o stertę poduszek za mną... Chwila... Skąd one tu w ogóle? Skąd ja tu w ogóle? Z tego co wiem, siedziałam z nim w salonie. Zaraz, zaraz... Chyba, że zasnęłam i zaniósł mnie tutaj... Miło, że się zatroszczył.
    Zrzuciłam z siebie delikatny materiał i poszłam sprawdzić jak wygląda mój salon. Okazało się, że nie najgorzej. Nie raz miałam tu większy bałagan. Moją uwagę przykuła niewielka karteczka zostawiona na stole. Podeszłam bliżej i wzięłam ją do ręki.

Chciałbym, abyś dzisiaj 
po południu  pojawiła się 
na ranczu. Musimy porozmawiać. 
Gdyby coś się działo, dzwoń. 
                                                   Michael
 
     Przygryzłam lekko wargę i posłałam delikatny uśmiech do zapisanej kartki. Zacisnęłam na niej pięść i wróciłam do pokoju. Rzuciłam ją do szafy i ponownie ułożyłam się na łóżku. Starałam się odtworzyć obraz ostatniego wieczoru. Bałam się, że ledwo świadomie, mogłam mu powiedzieć trochę za dużo... Pamiętam tylko jeden moment. Gdy zasypiałam. Siedziałam z głową opartą na jego ramieniu. Śpiewał mi do ucha swoje piosenki, tym spokojnym głosem. Jakby wręcz kołysał mnie do snu. Potem urwał mi się film. Zaczęło powoli docierać do mnie, co było przyczyną, jego wizyty. Mój brat... On... Dlaczego to ja muszę mieć zawsze największego pecha? Wyjechałam i nawet tu nie mogę prowadzić spokojnego życia. Uciekam od problemów, by znaleźć ich jeszcze więcej. Tylko ja tak mogę... Teraz leczenie. Potrzebuję pieniędzy. Muszę opłacić szpital i chemioterapię... Boje się, że nie dam rady ogarnąć tego wszystkiego... Zwróciłam uwagę na zegar, który stał na etyżerce obok. Wskazywał godzinę ósmą. Gdy to zobaczyłam, o mało nie spałam z łóżka. Przebrałam się szybko w coś sensownego i w takim stanie wybiegłam na autobus. Nieuczestane włosy, przykrwione jeszcze oczy, wory pod nimi... Miałam już kwadrans spóźnienia. W połowie drogi zatrzymałam się, bo zobaczyłam jak mój dojzd do pracy właśnie odjeżdża. W tym momencie nie wiedziałam co robić... Czy iść na pieszo? A może już zostać w domu? Stałam chwilę na chodniku, jak słup soli. W końcu odwróciłam się i wróciłam wolnym krokiem do domu. Gdy chwytałam za klamkę, znów poczułam, jak do oczu napływają mi łzy. Nawet nie wiem do końca, z jakiego powodu. Może bezsilności. To właśnie teraz czuję. Bezsilność. Ktoś, kto cię teraz bardzo potrzebuje, mieszka tysiące kilometrów stąd, a ty nie możesz nic zrobić. Ledwo zaczęło mi się układać, poznałam wspaniałych znajomych, w tym naprawdę cudownego człowieka, dostałam prostą pracę, a tu? Wszystko się sypie, a do tego jeszcze dziś nie przyszłam do pracy, bo... nie jestem w stanie.
     Usiadłam na kanapie i wtuliłam się w jedną z poduszek. Poczułam jak parę słonych kropelek, spływa mi po policzku. Szybko je wytarłam i postanowiłam zająć się czymś innym. Chwyciłam pilota do ręki i włączyłam telewizor. Miałam w planach od razu zmienić kanał, ale akurat mówili o... Michaelu. Co było dziwne... Mówili dobrze, a nawet lepiej. Bardziej niż w połowie, rzeczy zgodne z prawdą. To był mój sukces i jedyna rzecz, jaka teraz podtrzymywała mnie na duchu. Gdy zobaczyłam filmy z ostatnich wizyt w sądzie, mimowolnie uśmiechnęłam się do ekranu, na jego widok. Zaraz spojrzałam na telefon, na którym zawiesiłam wzrok. Zadzownić... czy nie zadzwonić? Chociaż, żeby usłyszeć jego głos. Żeby usłyszeć coś, poza zegarem. Żeby mieć w głowie coś wiecej niż czarne scenariusze. Wyciągnęła już rękę w kierunku słuchawki, jednak zatrzymałam ją w powietrzu. Nie... Nie będę zawracać mu głowy moimi problemami. To moje życie i ja muszę sobie z tym poradzić, on już ma wystarczająco dużo na głowie. Wróciłam głową w strone telewizora. Gdy zobaczyłam, jak skaczą mi przed oczami kolorowe reklamy, wyłączyłam wszystko i poszłam do pokoju. Usiadłam przy biurku i wpatrywałam się przez okno. Takie bezsensowne gapienie się, zajęło mi dłuższą chwilę. To był czas na marzenia. Czas, aby przez chwilę pomyśleć pozytywnie. Promienie słońca padały na moją twarz, a ja czułam przyjemne ciepło. Otwarłam jedną szufladę i wyjęłam z niej kartkę i długopis. Naszedł mnie pomysł... na wiersz.

Today I'm tryin' to be your friend
Today I'm tryin' to see your pain
Today I'm waitin' to see your face
Today I'm wantin' to see your smile
Today I'm seein' your hard cry
Today I'm listenin' this stupid lie

    Nigdy nie marzyłam o zostaniu reporterem, dziennikarzem... Nic z tych rzeczy. Ja chciałam poprostu pisać. Chciałam, aby moje teksty zmieniały świat. Aby ktoś odnalazł w tym kawałek mnie. Od dziecka pisałam wiersze, opowiadania, piosenki.
     Nagły przypływ pozytywnej energii, jakby rozpłynął się w powietrzu. Znów poczułam się przybita. Gdy teraz spojrzałam na ten tekst, doszłam do wniosku, czego on w ogóle dotyczy. Skąd to się wzięło w mojej głowie? Odłożyłam kartkę i długopis obok. Podparłam głowę na łokciach i siedziałam tak przez chwilę, zupełnie poddając się bezradności. Wszystko przerwał telefon.
-Słucham...- nacisnęłam zieloną słuchawkę
-Rachael, jak się czujesz?
    Słysząc głos mojego brata, myślałam, że znów będę płakać.
-Jakoś żyję.- wzruszyłam ramionami- Planuję, jakby tu zarobić więcej na twoje leczenie.
-O to się nie martw. Damy sobie jakoś radę.
    Miałam wrażenie, że ja przeżywam to bardziej niż on. Jakby w ogóle się nie bał.
-Mam nadzieję...- przełknęłam głośno ślinę- Jesteś wciąż w szpitalu?
-Tak, ale zaraz wracam do normalnego życia. Czekam na wypis.
-A bo ja wiem, czy takiego normalnego...- zaczęłam obgryzać skórki przy paznokciach
-Nie bądź pesymistyczna. Rozmawiaj ze mną, jak zawsze... To mi pomoże bardziej.
    Wzięłam sobie te słowa, naprawdę do serca. Chroba nie może zmienić niczego miedzy nami. Niczego!
-A jak tam Michael?- zapytał po chwili- Nadal rozmawiacie?
-Tak...- zawahałam się- Czuję jednak, że to nie potrwa jeszcze długo.
-Posmutniałaś...- wstrzymałam na chwilę oddech- Przykro ci z tego powodu?
-Nie, dlaczego miało by być?- zapanowała niezręczna cisza- Lepiej już idź po ten wypis, a nie o głupotach myślisz.
     Uśmiechnęłam się. W tle usłyszałam głos doktora, a zaraz po tym Scott rozłączył się.
     Zostałam już w pokoju. Byłam bardzo zmęczona. Do tego stopia, że bałam się, iż zasnę na siedząco. Dzielnie walczyłam z opadającymi powiekami, ale... w jakim celu?
                               ***
     Siedziałem w zupełnej ciszy, sam, zamknięty w moim pokoju. Jak zwykle. Od niedawna podłoga była moim najwygodniejszym miejscem do siedzenia. Oparłem głowę o ścianę i zamknąłem oczy, czekając na cud. Coraz częściej najlepiej czuję się tylko w swoim towarzystwie. Teraz, gdy samotność jest moim jedynym przyjacielem, wszystko to, co stworzyłem, może być dobrym schoronieniem. Po tym ciągłym dążeniu do bycia kochanym, muszę żyć w samym sercu tej całej nienawiści. Będąc wciąż wśród ludzi, teraz żyję sam. Czy to nie zabawne? Wszystko odwróciło się przeciwko mnie.
       Po posiadłości rozległ się trzask drzwi, ale nie zwróciłem na to większej uwagi. Sądziłem, że Frank już wrócił. Przydał by się ktoś, kto zrobi hałas. Od tej ciszy, aż dzwoni mi w uszach. Przez głowę, przeszła mi myśl o krótkim przespaniu się, jednak zmęczenie jakie mnie wtedy uderzyło, było zbyt silne, żeby potraktować to tylko jako dobry pomysł. To był plan na popołudnie. Podniosłem się jednak na kolana i podszedłem do drzwi, by je odkluczyć, wrazie nagłej wizyty przyjaciela. Wróciłem po chwili do pozycji siedzącej. Nie czekałem długo, aż usłyszę jakieś głosy z dołu. Na początku nie mogłem ich poznać. Następnie skrzypienie, aż w końcu ktoś zapukał do moi drzwi. Poczułem jak bym powoli wkraczał w pierwszą fazę snu.
-Michael?- drzwi otwarły się- Nie przeszkadzam?
     Gwałtownie podniosłem powieki i zerwałem się na nogi.
-Rachael...- poprawiłem sobie koszulę- Przepraszam za to. Chodźmy na dół.
      Poczułem się dziwnie w tej sytuacji, jednak to nie był jedyny problem. Była wciąż smutna. Nie wiem na co liczyłem, jednak chciałbym, aby tak jak ja, umiała kryć... chociaż czasem i niektóre uczucia. Sam się ostatnio nieźle popisałem, ale jej przybity wzrok mnie dobija w zupelnosci.
    Złapałem ją za ramię, zatrzymując tuż przed schodami, prowadzącymi na parter.
-Spróbuj się uśmiechnąć...- obróciłem ją w swoją stronę- Twój świat się na zawalił. To nie koniec.
     Uniosła lekko kąciki ust, w odpowiedzi. Znów zwróciła się w kierunku schodów. Zeszliśmy nimi na dół, do salonu. Usiadła na kanpie i wpatrywała się w jeden punkt za oknem. Nie wiedziałem jak z nią rozmawiać, co powiedzieć, by jej jeszcze bardziej nie zranić.
-Rachael...- wyrwałem ją z zamyślenia- Jak długo masz zamiar to przeżywać?
-Ja...- zwróciła w końcu uwagę na mnie- Nie wiem, ale też nie chcę o tym rozmawiać.
     Pokiwała głową z dezaprobatą, na co ja zmarszczyłem lekko brwi.
-Chciałeś mnie widzieć.
-A, tak.- wróciłem do tematu- Przemyślałem sobie wszystko. Mam nadzieję, że chociaż trochę poprawi ci to humor.
     Spojrzała na mnie z zaciekawieniem i błyskiem w oku.
-Możesz to nagrać. Jutro pojawisz się równo ze mną w sądzie.
      Dotarło do mnie, że to naprawdę poprawiło jej humor.
-Nie żartujesz?
-A wyglądam?- zapytałem z lekkim rozbawieniem
-Nie zawiedziesz się. Wszystko pójdzie zgodnie z moim planem.
      Zaczęła krążyć po pokoju, jakby ekscytacja miała ją zaraz rozsadzić od środka. Również wstałem i zatrzymałem nią w pół- kroku.
-Ale tylko jeśli obecujesz, że nie będziesz się już użalać, tylko zawalczysz.- pogłaskałem ją po głowie
-Będę...- wtuliła się we mnie- Dziękuję, że wreszcie mnie zrozumiałeś...
     Na początku nie dotarło do mnie, o co jej chodzi. Zrozumiałem? Ale co?
      Wszystkie moje mięśnie były spięte, ale po chwili się rozluźniłem. Objąłem ją i ostrożnie przytuliłem do siebie. Westchnęła głęboko po czym odsunęła się odemnie na krok. Popatrzyła mi przez chwilę w oczy, z pełnym spokojem.
-Bądź jutro o 9 w sądzie. Weź ciemne okulary i ułóż jakoś inaczej włosy Nie chcę, aby cię kiedyś skojarzono.
-Jasne, będę na pewno.- posłała mi szeroki uśmiech- Muszę iść. Do zobaczenia jutro.
     Poszła w stronę drzwi i po paru sekundach usłyszałem głośny trzask.
                               ***
      Oczy, niby przepełnione miłością, ale pełne żalu. Piękne, ale jednak coś jest nie tak. Wzrok- niby spokojny, ale rozbiegany na wszystkie strony. Na chwilę zapomniałam, że zamyśliłam się ze wzrokiem utkwionym w jego brązowych tęczówkach. Przez chwilę nie wiedziałam jak się mruga. Z tego stanu wyrwał mnie jego głos. To niezrozumiałe dla mnie. Wcale nie chciałam już iść, chciałam tu zostać. Widziałam jak starał się mnie pocieszyć. Udało mu się. Pomimo tego, jak bardzo wszystko przeżywam jestem... szczęśliwa.
       Gdy wróciłam do domu, poczułam jak wypełnia mnie dziwna i dotąd nieznana magia. Poszłam do pokoju, gdzie rzuciłam się na łóżko, ugniatając pościel i zarzucając poduszki na ziemię. Byłam przepełniona dziwnym uczuciem, które dawało mi skrzydła. Czułam, że mogę zrobić wiele...i jeszcze więcej.
_________________________________________

Z trudem to napisałam, ale cóż. Jest. Opinie zostawiam wam <:
PS.  Taaaak, wiersz made by me xD Dziele się swoją twórczością.
Komentarz= motywacja.

~Dreamer
   

3 komentarze:

  1. Hejka!!! Tą późną porą xDDD.
    Coś czuję,że Rachel będzie miała niezły dym w pracy za to, że się nie zjawiła. Chociaż ja sama będąc w takim samym stanie jak ona nie wyobrażałam bym sobie, aby iść do pracy. Ludzie by się jej wypytywali o to co stało? A na pewno to nie fajne uczucie, aby opowiadać o swoich prywatnych problemach.
    Frank, niech się koleś swoim życiem zajmie. Co go interuje to z kim się Michael prowadza? Jego sprawa jest przecież dużym chłopcem. Powinien się jego sprawami zawodowymi zajmować, a nie życiem prywatnym.
    Biedna Rachel, mam nadzieję że poradzi sobie z chorobą nowotworową brata. Gdyby on umarł, to ona sama by na ty świecie została, a tego sobie nie wyobrażam.
    Teraz gwóźdź programu (perkusja by się przydała i brawa), nasz kochany skubaniec Michael. Jeej, zgodził się na ten wywiad. Po prostu bym go wyskiskała z radości i jednocześnie palła w ten kudłaty łeb. Za co? By przestał być obojętny w stosunku do Rachel. Ja już będę odlatywać z twojej krainy. Życzę ci dużo weny i czekam na nexta.
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej!

    Świetny jest ten wiersz! Podziwiam cię, bo ja sama kiedyś je pisałam ale nadają się tylko na śmietnik. Nie dla mnie poezja. A z resztą wiersze pisałam w dość trudnym dla mnie okresie czasu, można powiedzieć, że nawet najtrudniejszym. Dobra, nieważne, nikogo to nie obchodzi xD

    Z każdym rozdziałem ta historia coraz bardziej mnie wciąga. Serio. Te opisy, achhh <3

    Michael w przeciwieństwie do Franka serce ma, a ta cała sytuacja była... słodka. W sensie u Racheal. Nie bez powodu się zasiedział, no nie?
    Oczywiście nic nie sugeruję, żeby nie było :D

    Na miejscu Racheal tez bym się załamała na wieść o chorobie bliskiej osoby, ale jej brat zdaje się mniej przejmować tym wszystkim niż ona sama. Kategorycznie mogła by do niego pojechać ten kawał drogi, ale są jeszcze inne sprawy i no cóż...

    Dla Michaela należy się normalnie aplauz za zgodę na nagranie rozprawy. I ta reakcja Racheal, no po prostu urocze to się zaczyna robić.
    Szczegolnie spodobał mi się moment, gdy patrzyła mu w oczy. Już to sobie wyobrażam, no po prostu kocham takie sceny. Mnie można łatwo w opowiadaniach ładnymi słowami przekupić <3 ( oczywiście w dalszym ciagu niczego nie sugeruję, nie nie nie xD )

    Także ja czekam już na kolejny, życzę wenki ty nasz geniuszu i pozdrowionka :*

    Mezzoforte

    PS Komentarz bez składu i ładu #1000000

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale czaaaaaaaaad!!!!
    To gdzie można dostać tomik twoich wierszy? To pytanie jest serio serio. Bo mnie się podobał. Takie autorskie, inne, wyjątkowe, bo twoje.
    Wgl to świat powinien się cieszyć, bo ktoś raczył w końcu zawitać tutaj, choć pewne okoliczności skutecznie mi to utrudniały tak z dwa do trzech dni xD
    My dobrze wiemy co za uczucie Rachel na koniec wypełnia magia. Oj wiemy co to jest, oj wiemy. I wiemy, że dzisiaj będziemy się powtarzać. Oj będziemy :D
    Ja rozumiem, że Frank ma uprzedzenia, bo chce chronić dupsko Michaela, ale nie dajmy się zwariować. Chyba sam wie co robi. Ewentualnie nażarł się czekolady i nie kontaktuje ze światem, co sprawia, że jest takim żywym czekoladowym zombie, które zgodziło się na tą relacje z rozprawy. *tsaaaa uwielbiam moje rąbnięte koszmary* Sam fakt, że zgodził się na to mini przedsięwzięcie jest po prostu *brakło słowa*.
    I to było takie mega i wgl, że on chce żeby ona nie była smutna i się uśmiechała, żeby nie zamartwiała się na śmierć nad losem swojego brata *dla jasności wcale nie sugeruję, że ma ktoś umrzeć*
    I wgl to ja zaczekam może na koleny zajadając się płatkami w kształcie literek, żeby sobie słownik uzupełnić.
    Weeeeeeeeeeeeeeny życzę ci duuuuuuużo
    Buźka ;*** piątka i dziesiątka, piętnacha i.... czacha

    OdpowiedzUsuń