sobota, 26 listopada 2016

Rozdział 3 ,,Michael jest niewinny!"

Hej wszystkim!
    Dzisiaj dowiecie się czegoś o bohaterce xD W końcu przydałoby się bliżej poznać Rachael... Oczywiście sama nie mam zamiaru tego komentować, wyszło jak wyszło. Nie wiem co mi sie dzieje, ale jakos nie mam pomysłu. Uważam, że po tym akcja sie juz będzie mogła kręcić.
_________________________________________

-Rachael, no chodź. Spóźnimy się. Chcesz wylecieć w pierwszych dniach pracy?- Van ciągle szarpała mnie za ramię
-Nie chcę, ale wiem jedno. Posłucham tego do końca.
     Wciąż przyglądałam się temu facetowi. Był dobry w tym co robił. Rzadko kiedy widać taka pasję i miłość. To niezwykłe. Teraz... czas wielu problemów, ale on się nie boi. Podziwiam takich ludzi i...
-Posłuchamy tego w biurze. Ruszaj cztery litery...- w końcu jej uległam
-Przesadzasz...
-Jutro się możesz zapytać, czy ci pośpiewa, dziś masz dużo pracy. My mamy dużo pracy.
     Szłam grzecznie za nią. Miałam tylko nadzieję, że szef się nie dowie. Powoli szłyśmy przez korytarz, z głęboką wiarą, że nikt nas nie zauważy. Przeszłyśmy drogę i powoli otworzyłyśmy drzwi.
-A panie gdzie się podziewały?- usłyszałam głos Matta
-Na kawie, proszę pana...- odpowiedziała Vanessa równie zabawnym tonem
-Żeby mi to było ostatni raz.- wręczył jej plik kartek- Wiesz co masz z tym zrobić...
-A ja?- zapytałam nieśmiało
-A ty... zanieś te kartki do drukarni.- wskazał palcem stolik, gdzie były druki
      Wzięłam je i poszłam do wskazanego miejsca.
-Hej...- spojrzałam na chłopaka przy ksero- Przyniosłam jakieś druki.
-Odłóż je... gdzieś.- powiedział miłym tonem
     Podniósł głowę i się uśmiechnął na co odpowiedziałam podobnie.
     Był to wysoki, niebieskooki brunet o miłym, radosnym spojrzeniu.
-Zack.- uścisnął mi rękę- A ty musisz być Rachael...
-Skąd wiesz?
-Każdy już wie.- był nieco tajemniczy
-Dlaczego?
-Ludzie gadają...- poczułam jakby chciał mi czymś dogryźć, ale poza tym był bardzo miły
-Niech się zajmą sobą.- chciałam rozluźnić jakoś atmosferę
-Popieram... a teraz pozwól, że wrócę do pracy.
     Pożegnałam się z nim i wyszłam z pokoju. Co on miał na myśli mówiąc  ,,ludzie gadają...''?  Czy to ma związek z moim ostatnim zleceniem? Jak chcą, to mogą iść za mnie. Ja się ucieszę, jak najbardziej.
-Co teraz?- zapytałam stając w drzwiach
-A teraz to wszystko ma być na komputerze...
      Serio? Czy cała moja praca będzie polegała naprzepisywaniu artykułów do komputera? Te papiery można by złożyć w grubą książkę, a nie gazetę...
      Z ogromną niechęcią włączyłam komputer i zaczęłam przepisywać słowa. W międzyczasie przypomniałam sobie, jak to obiecałam, że zaproszę te dwójkę do siebie. Do mojego mieszkania. Dzisiaj mam wolny wieczór, może oni też?
-Pamiętacie, jak powiedziałam, że możecie do mnie wpaść kiedy chcecie?
-Yhm...- wymamrotali coś oboje
-Więc zapraszam was dzisiaj do mnie. Macie czas?
       Spojrzeli na siebie i przytaknęli na moją propozycję.
-------------------------------------------------------------
-Jedziemy taksówką czyyy...- zauważyłam jak Matthew wyjmuje kluczyki z kieszeni- No dobra, prowadź.
     Wsiedliśmy do nie wielkiego, ciemno-zielonego samochodu. Ja z przodu, Matt za kierownicą, a Van na tylnim siedzeniu. Kierowałam go z tego co pamiętałam. Zawsze kazałam taksówkarzowi się zawieźć pod dom, albo jechałam autobusem. Jakbym się nie poruszała, zawsze wpatruję się w niebo, a raczej chmury, wypatrując ciekawych kształtów i jak to na mnie przystało- główie marząc.
-Skręć w prawo...- wskazałam palcem wybraną ulicę- Zaraz będziemy.
-A jest tam gdzieś parking?- dobiegł głos z tyłu
-Jest, na pewno jest.
     Przejechaliśmy jeszcze kawałek i dotarliśmy pod mój dom. Chłopak zaparkował samochód i razem- we trójkę- udaliśmy się na górę.
-Zapraszam...- odkluczyłam i otwarłam szeroko drzwi
    Moi goście weszli i zaczęli rozglądać się po mieszkaniu.
-Coś do picia?- zapytałam kierując się w stronę kuchni
-Dwie herbaty...
-Już się robi.
    Z salonu dobiegały jakieś szepty co chwilę. Mam nadzieję, że im się u mnie podoba.
    Po chwili wrociłam już do nich z trzema kubkami.
-Podoba się wam u mnie?- położyłam je na stoliku i podeszłam do nich
    Stali przy kominku i przyglądali się zdjęciom. Patrzyli na moje zdjęcie z młodości, z rodziną i na zdjęcie moje z jakimś mężczyzną- moim bratem.
-To mój brat. Scott.- wskazałam palcem osobę na zdjęciu-I obok niego oczywiście ja.
-On został w Chicago?- zapytała Van
-Tak. Mówiłam, żeby jechał ze mną, ale nie chciał. Woli zostać tam. Ma tam swojego przyjaciela, więc nie mieszka też sam.
-Ale macie kontakt?
-Pewnie.
     Odłożyli zdjęcie i wzięli się za drugie.
-To nasza cała rodzina, dawno temu. Mama, tata, ja...- wskazywałam kolejne osoby- Scott i ciotka.
-Mieszkaliście wszyscy razem?
-Tak... To może już się napijemy, co?- prawie siłą wyrwałam jej fotografie z ręki
      To było bardzo niegrzeczne, ale nie chciałam, żeby zadawała pytania na temat rodziny. To trudne... Po śmierci rodziców została z nami tylko ciotka. Ona nas wychowywała. Potem sama wyjechała. Zostaliśmy my dwoje i... wciąż płacze, gdy to wspominam. Dlaczego? Bo pamiętam wszystkie najmilsze chwile które przeplatają się z tymi wszystkimi troskami. Jednak nic nie wymarze z mojej pamięci każdej minuty spędzonej razem. Dlatego też jesteśmy z bratem tak blisko. Mamy tylko siebie.
-A wlasnie, masz śliczne mieszkanie.- Matt szybko zmienił temat i chwała mu za to
-Oprowadzić was?
    Wstaliśmy i we trójkę poszliśmy zwiedzać moje mieszkanie. Napierw łazienka, kuchnia, a raczej zabudowa kuchenna i mój pokój z pięknym widokiem na miasto.
-Przyznaj się, ile godzin spędzasz przy tym oknie?
-Bardzo dużo...
      Wróciliśmy do salonu i herbat, które były już zimne...
-Gotowa na jutro?- Matt dziwnie się uśmiechnął
-Czy jest coś o czym ja nie wiem? Znacie, może Zacka? Tego na drukarni.
     Oboje zaprzeczyli.
-W każdym razie... Powiedział, że mnie już zna, bo ,,ludzie gadają".  Wiecie coś o tym?
-Nieee...- to przedłużenie samogłski wyraźnie mi zasugerowało, że jednak coś wiedzą
-Chce wiedzieć. Chyba mogę, prawda? To mnie dotyczy.

-No dobra... - Vannessa odłożyła kubek na stolik- W sumie to nic złego. Poprostu już wszyscy wiedza o twoim zleceniu... Trochę z tego żartują. Każdy uważa, że jesteś trochę za młoda, pod względem czasu pracy na takie coś.
-Nie przejmuj się.- wtrącił Matt- To chyba nic aż tak złego.
-Jasne, że nie. Myślałam, że to jeszcze coś gorszego.
       Rozmowa się dłużyła, aż nagle wybiła 20 godzina.
-Matt... zbieramy się. Już późno.
      Vanessa z Mattem wstali i poszli założyć swoje kurtki.
-I pamiętaj Rachael...- zwróciła się do mnie- Jutro, zero stresu, tak? Gotowa?
-Gotowa!- powiedziałam próbując wydusić chociaż odrobinę entuzjazmu
-Wszystko opowiesz jutro po południu...
      Drzwi się zamknęły i zostałam z samą sobą. Zaczęłam bez celu chodzić po pokoju. Wzięłam kartki z pytaniami, z pułki i zaczęłam... ćwiczyć?
-A więc panie Jackson... Jak pan skomentuje sprawę?- używałam coraz to śmieszniejszych tonów głosu- Tak wiele ludzi stoi na zewnątrz, co pan czuje?
    Kolejne pytania były jeszcze bardziej bezsensowne i bezpośrednie niż ostatnie. Czułam się dziwnie zadając to, a co dopiero gdybym miała na nie opowiedzieć.
    Pobiegłam do pokoju i zaczęłam wykreślać i zapisywać inne wyrazy na kartce.
-Szef mnie zabije, ale co tam. Jak mam z nim przeprowadzić wywiad to chociaż z sercem, a nie z egoistyczną myślą o własnej karierze... jak to prawie wszyscy robią.
    Muszę przyznać, że jednak interesuje mnie jego postać. Naprawdę nie mogę uwierzyć, że ma w sobie aż tyle siły, żeby walczyć już tak długo o swoją niewinność. Podziwiam takich ludzi. Właśnie-ludzi. Szkoda, że każdy nie widzi poprostu ,,człowieka''. Czy tylko ja tak myślę? Przysiadłam z tym wszystkim na parapecie.
-Ciekawe co teraz robi...
Zbliżała się 22... Było już ciemno, a ulice zwalniały. Małych światłek było coraz mniej, za to pojawiło się jedno duże- księżyc.
-------------------------------------------------------------
       Obudziłam się za papierami w ręku. Bolało mnie dosłownie wszystko- głowa, plecy, nogi... Tak to jest, gdy w skulonej pozycji zaśniesz przy oknie. Otwarłam oczy godzine przed zadzwonieniem budzika. Przynajmniej wiem, że się nie spóźnię, chociaż ze mną nigdy nic nie wiadomo. Wstałam już. Pierwsze co, to skierowałam się do aptekczki po jakąś tabletkę przeciwbólową. Potem wzięłam się za siebie. Została mi już tylko godzina no wyjścia.
      Bezsensownie mieszałam kawę łyżeczką. Byłam jeszcze całkowicie zaspany. Nie da się wyspać śpiąć... tak jak ja. Czulam, że to bedzie ciężki, niezwykle ciężki dzień. Gdy zostało mi do spotkania już tylko pół godziny natychmiast się rozbudziłam i wyleciałam z domu. Biegłam na dół nawet nie zastanawiając się, czy na pewno zakluczyłam mieszkanie. Zadzwoniłam po taksówkę i kazałam jak najszybciej zawieźć mnie pod wskazany adres.
-Nie wierze!- krzyknęłam tak głośno, że aż kierowca się wzdrygnął- Jak mogłam nie wziąć pytań...
     No to nie mam szans. Po co pytać, jak nawet nie zapiszesz odpowiedzi. Mówiłam, że to ciężki dzień?
    Kiedy dotralismy bylo juz mnostwo ludzi przed sądem. Pół ulicy było zajętej przez...  większość fanów. Wszyscy krzyczeli ,,Michael jest niewinny!".          Przy wejściu stało już mnóstwo reporterów i paparazzi. Jak ja sie tam przecisnę?
-Tutaj może pani wysiąść...-powiedział taksówkarz
-Dzięku...- kątem oka zobaczyłam nadjeżdżającą, czarną limuzynę.

_________________________________________
Krótko, wiem, ale nadrabiam zakończeniem w takim momencie ^^

~Dreamer

sobota, 19 listopada 2016

Rozdział 2 ,,Znów go oskarżają''

   Dzien dobry państwu. Przybywam do państwa z wiadomością, iż oto jest rozdział numero uno. W mojej głowie wyszedł dłuższy :/ Nie mam co oszukiwać, że nie podoba mi się wciskanie wszystkiego tak szybko, ale sorry, taki mamy klimat. Zwłaszcza, że jestem ostatnio jakoś zakręcona. Jak tylko będę mogła, ponadrabiam zaległości na blogach.
_________________________________________

      Przez roboty drogowe musiałam przejść pół trasy pieszo. Robiło się ciemno, a wiatr wiał z coraz większą siłą. Przechodziłam obok niewielkiego kiosku. Moją uwagę przykuło milion gazet i wszystkie o tym samym nagłówku. Cóż... widocznie mamy na coś modę, ale ja zawsze jestem dwa miesiące wstecz. Zignorowałam to i poszłam dalej. Pomyśleć, że jeszcze trochę i tam będą gazety mojego autorstwa.
      Doszłam do budynku. Nie był bardzo wysoki. Weszłam na wskazane- trzecie piętro i zapukałam do drzwi.
-Rachael, czekamy na ciebie.- Vanessa otowrzyła mi z ogromnym uśmiechem na twarzy
-Długo?- weszłam do środka
-Nie, ale w kazdym razie kolacja gotowa.
      Zdjęłam buty, kurtkę i poszłam do salonu.
-Hej Matt.- usiadłam w fotelu
   
      Po chwili Van przyszła z herbatą i jedzieniem.
-Jak prace drogowe?- zapytał chłopak  wyraźnie coś sugerując
-Skąd wiesz?
-Przed chwilą mówili w telewizji. Szłaś pieszo?
-Taaaak, przynajmniej trochę pozwiedzałam.
-A nasz królewicz mogłby po ciebie przyjechać...- wtrąciła Van, siadając obok niego na kanapie
-Nie... Odpada. Nie chce robić kłopotów.
-Przecież to nie jest kłopot, prawda Matt?- znacząco spojrzała na niego
      Wszyscy zaśmialiśmy się z tej sytuacji. Chłopak mrukną coś pod nosem, co jeszcze bardziej nas rozbawiło.
-Ile się znacie?- chciałam zacząć jakąś rozmowę
-Eee... No... Z 5 lat?- posłała mu pytające spojrzenie- Ile ty masz w ogóle lat?
-35 lat...
        Znów koniec rozmowy? Nie może być...
-Ciekawe czy ty nas kiedyś zaprosisz...- powiedzieli prawie równo
-Jasne, kiedy chcecie.
-Wyznaczać datę kolejnego spotkania?- zażartowała
-Przecież ledwo się pierwsze zaczęło...
     W rozmowie przeszkodził nam ryk telewizji.
-Matt, weź to wyłącz...- dziewczyna warknęła na niego
     Skierowałam swój wzrok na ekran. Wszystkie wiadomości pasowały do nagłówków tych gazet...
-Matt...- wyrwała mu pilota i wyłączyła telewizor- Nie mam zamiaru słuchać tego wszystkiego...
-A co się dzieje?- byłam bardzo zakłopotana
-Poważnie nic nie wiesz? Chciago to chyba nie jest takie odludzie, żeby ci kablówka nie odbierała...
-No nie...- liczyłam na konkretną odpowiedź- To co się dzieje?
-Znów go oskarżają... Tego piosenkarza, Michaela Jacksona.
     Byłam niemało zaskoczona, ale udałam, że wszystko wiem. W głębi chodziło mi po głowie słowo  ,,znów''.  Tak, zazwyczaj siedziałam z głową w chumrach, ale są rzeczy, o których nie sposób nie wiedzieć...
-Zmienimy temat, to nie nasz biznes. Porozmawiajmy o pracy, teraz będziemy mieli jej dużo...
-------------------------------------------------------------
-Do zobaczenia!- pomachałam im ostatni raz, zanim zamknęli drzwi
     Wyszłam z budynku. Było już dość późno i cudem udało mi się złapać taksówkę. Weszłam do domu i od razu skoczyłam pod prysznic. Założyłam ulubioną piżamę i resztę wieczoru spędziłam na czytaniu książki.
       Cały czas po głowie chodziła mi ta sprawa. Głośno wszędzie, ale jakoś omijałam ten temat. Nie jestem ślepa i widzę, że gdyby mogli to przykleili by wszędzie plakaty o tym.  To poważnie żałosne, że ludzie potrafią aż tak bardzo uwziać się na czyjeś życie. Kolorowa prasa to same kłamstwa, temu nie wolno wierzyć.
       Myśli rozwijały się, przez co nie dałam rady skupić się na lekturze. Wtedy zadzwonił telefon.
-Rachael? Cześć. Jak pierwszy dzień w pracy?- kto by to mógł być, jak nie mój brat...
-Przeszkodziłeś mi w myśleniu...- udałam oburzenie
-Dobrze, dobrze. Pospisuj za co jesteś na mnie zła i się wyżyjesz jak nas odwiedzisz. Teraz słucham...
-Fajnie, a jak ma być? Poznałam dwie nowe osoby, z ktorymi pracuje... Szef jest bardzo miły, praca narazie przyjemna... Co mogę jeszcze powiedzieć?- nastała chwilą ciszy- Spotkałam się dziś z nimi na kolacje!
-Ooo... I jak było?
-Dobrze, oni chyba naprawdę chcą mnie poznać.
-A jak poznają to uciekną.- zaśmiał się
-No sam lepszy nie jesteś...
-Jasne, jasne siostra... Kończę, w końcu zaraz pora do spania. Dzisiaj padam. Miałem ciężki dzień.
      Spojrzałam na zegarek. Rzeczywiście późno. Pożegnałam się z nim i odłożyłam telefon. Napiłam się jeszcze mleka przed snem i poszłam położyć się na łóżko.
-------------------------------------------------------------
-Wyłącz się!
    Starałam się namacalnie wyczuć budzik, przez przypadek zarzucając go z szafki.
-No pięknie... Przynajmniej dziś obudził mnie na czas.- przeciągnęłam się
    Wstałam, poszłam ogarnąć się do łazienki i zeszłam do kuchni. Zalałam płatki mlekiem i zjadłam je w fotelu. Po chwili stałam już przy wyjściu.
    Autobusem pojechałam wprost do mojej pracy. Ledwo weszłam, już dostałam wezwanie do szefa.
-Dzień dobry...- przywitałam się grzecznie
-Mam dla pani, prawdopodobniej najważniejsze zadanie w pańskiej karierze!
-Jakie?- te słowa były bardziej pobudzające niż mocna kawa
-Wybrałem panią do przeprowadzenia wywiadu z samym Michaelem Jacksonem!
     Powinnam się cieszyć czy nie? Ten człowiek ma tyle na głowie, a ja mam jeszcze się mu narzucać? Być kolejnym natrętem?
-Eee... no dobrze, ale czy to konieczne? Mam być kolejnym denerwującym dziennikarzem na jego głowie?
-Proszę mi zaufać. Do bardzo ważne. Zaraz spotkasz się z Rose. Ona ma dla ciebie przygotowane pytania i pamiętaj... masz za wszelką cenę zadać mu chociaż jedno... Co najważniejsze, za pojutrze spotkasz go o 10 rano w sądzie, tutaj w mieście. Masz się pojawić, rozumiesz?
-Tak...
      Trochę zdenerwowana wyszłam i zaczęłam szukać dziewczyny, o której wspominał.
-Hej, Rachael?- ktoś szarpnął mnie za ramię- To chyba mnie szukasz...
     Wręczyła mi dwie zapisane kartki.
-Masz wszystko rozpisane, a pytania zadawać chyba umiesz... Wracaj do swojej pracy, ja wracam do swojej. Jak byś czegoś nie wiedziała to pytaj.
     Miała taki piskliwy głos. Była taka słodka, że aż prawie zwróciłam płatki z mlekiem. Od razu poczułam, że coś się niepolubimy...
      Dotarłam do drzwi mojego pokoju.
-Hej Van, Matt...- starłam się ukryć załamanie
-Cześć... Wszystko w porządku?
      Najwyraźniej nie wyszło.
-Hallo, Rachael, co jest?- dopytwała Vanessa
-Tak tylko... Szef każe mi przeprowadzić wywiad z Michaelem Jacksonem. Nawet już dostałam pytania.- rzuciłam kartki na stół
     Wzięła je do rąk i zaczęła przeglądać.
-Nie wygląda to źle. Rób jak każe. Przeciśnij się przez tłum, zadaj z dwa pytania i miej to z głowy.
     Przytaknęłam jej na to i nabrałam pewnej obojętności. To w sumie nic. Nie mogę na niektóre rzeczy zwracać, aż takiej uwagi... Muszę być obojętna i robić to co mi szef każe. Koniec, kropka.
-------------------------------------------------------------       Wróciłam do mieszkania. Rzuciłam torbę byle gdzie, byle było i usiadłam w fotelu. Byłam strasznie zmęczona i jednocześnie miałam w sobie dziwną pozytywną energię.
-Nie podoba mi się to zlecenie... Kto to jest w ogóle Michael Jackson?
      To nie jest tak, że nie miałam o nim pojęcia. Wiem kto to... tak mniejwięcej. Tylko mniejwięcej.
      Odpaliłam mojego laptopa i zaczęłam szukać. Miliard serwisów plotkarskich, zero zaufanych źródeł. Weszłam w pierwszą lepszą stronę i żałuję, bo tego już nigdy nie będę w stanie zapomnieć. Przecież to widać, że jest wyssane z palca... Jak można wierzyć w takie coś? Z myślą, że ludzie podobnej pracy co ja piszą takie rzeczy, aż chce mi się zwolnić. Niech ktoś inny przejmie zlecenie. Nie ja... Nie lubię się narzucać, jeżeli wiem, że jestem niechciana. Wolę rozśmieszać ludzi niż ich jeszcze denerwować, często tym samym sprawiać ból. Wiem, że on też jest człowiekiem. Niektórych rzeczy nie powinno się robić, ale nie chce się kłócić z szefem. To nie w moim stylu. Teraz to przydałby mi się ktoś, komu mogę się wyżalić. Mam dziwne przeczucie, że nic dobrego z tego nie wyjdzie.
       Zrobiło się bardzo późno. Baaardzo. Nie potrafiłam się na niczym skupić. Miałam takie plany na wieczór... Nic nie wyszło. Nawet nie pamiętam, kiedy zasnęłam... na kanapie.
-------------------------------------------------------------
      Usiadłam i przeciągnęłam się. Byłam tak okropnie niewyspana. Tak to jest, gdy zasypiasz o 3 czy 4 w nocy, a musisz wstać o 7. Lepiej wszystkich ostrzegę, że nie łącze faktów. Podniosłam się i odbyłam codzienny rytuał. Po chwili czekałam za taksówką.
      Dojechałam do biura na czas i powoli weszłam do pomieszczenia.
-Rachael? Żyjesz?
-Jak widać...- przetarłam oczy
-Ty w ogóle dziś spałaś?
-Trochę.
      Dziewczyna głęboko westchnęła.
-Chodź, napijemy się kawy.- pociagnęła mnie za rękę do kafejki
      Zajęliśmy dwuosobowy stolik i zamówiłyśmy po mocnej kawie.
-Co się dzieje?
-Pół nocy czytałam wszystkie plotki... Szukałam czegoś sensownego, ale nie ma. Nawet nie wiem co ja mam robić...
-To lepiej się dowiedz. To jutro!
-Nie przypominaj mi. Nie chce mi się nawet... -spuściłam wzrok na kawę
-Nie przesadzaj. To tylko krótki wywiad. Dramatyzujesz.
      To była słuszna uwaga, ale co? Taka jestem. Obydwie dopiłyśmy szybko kawy i poszłysmy spowrotem do biura.
     Po drodze zauwazyłyśmy sporą grupkę ludzi. Zaciekawiło nas to i podeszłyśmy bliżej. Znów ta nuta, ta dobrze znana nuta...
-Błagam, weź mi powiedz, co to za piosenka...- skierowałam wzrok na Vanessę
-Zapytaj się tego gościa...
     Spojrzałam na wskazanego człowieka. Czarny kapelusz, rękawiczka... i naprawdę dobrze tańczył. Gdy tylko uslyszałam refren od razu krzyknęłam co to za piosenka.
-Billie Jean!
-A już myślałam, że musimy zakończyć te znajomość...- zaśmiała się i pokazała, że ma iść za nią
      Podobało mi się to. Widocznie jest fanem. Gdyby tylko wiedział, że jutro spotkam tego prawdziwego Michaela Jacksona...

_________________________________________

:D ?

piątek, 11 listopada 2016

Rozdział 1 ,,Rozmowa się nie kleiła...''

Czeeeeść wszystkim!
    Na umilenie wieczorku, nie zbyt długi rozdział. Starałam się i pomimo niechęci i ciężkiego tygodnia, według mnie wyszło dobrze xD

 *************************************

-No pocałuj ją idoto!- w przerwach mojego komentowania, zajadałam się popcornem- Dalej... Nikt za ciebie tego nie zrobi.
      Podczas oglądania filmu zadzwonił mój telefon. Zrzuciłam z siebie koc i powoli zwlekłam się z kanapy, aby go odebrac... Szafka w kuchni taaaak daleeeko.
-Kto mówi?
-Halo, Rachael?- poznałam głos mojego brata
-Scott? Heeej, jak się masz?
-Jakoś żyję...- słychać było, że miał dobry humor- Lepiej opowiadaj jak u ciebie. Jak lot?
-Bez większych proble...
-Jak jest w LA?- wciął mi się w słowo
-Bardzo ładnie...- podeszłam do ogromnego okna w moim mieszkaniu
      To naprawdę piękny widok. Mieszkasz wysoko, w wieżowcu i wieczorem patrzysz na wszystkie jasne okienka, które są oknami innych mieszkań, wielkie bilbordy i małe samochody, jeżdżące po zakorkowanych ulicach. Nad wszystkim czuwa wielki księżyc, a w raz z nim małe gwiazdy.
-Jak zdrowie?- zapytałam po chwili mojego zamyślenia
-Wszystko w porządku, nie masz się czym martwić.- uśmiechnęłam się, wiedząc, że i tak tego nie zobaczy
     Gdy wyjeżdżałam z Chicago, był chory, więc czemu by się nie zapytać, jak się czuje?
-To bardzo się cieszę...
-A co teraz robisz?- zapytał po chwili
-Ogladam fi...- odwróciłam się w stronę ekranu- Jest! Nareszcie facet...
-Co się stało?- wydawał się bardzo zdziwiony
-Eee... Ogladam film. Po długim gadaniu, w końcu są parą.
-A od kiedy ty się tak filmami przejmujesz?- zapytał żartobliwym tonem
-Dobra, dobra... To, że z tobą zawsze zasypiałam na filmach nie oznacza, że wciąż to robię...  Teraz teletubisie mówią papa. Nie chcę jutro wyglądać jak zombie w nowej pracy.- zasmiałam się i już miałam nacisnąć czerwoną słuchawkę
-Pracę? Gdzie się zatrudniłaś?
-Dziennikarstwo... Mam nadzieję, że pójdzie mi dobrze.
-Tutaj pisałaś jakieś artykuły, więc masz szanse. Dobranoc.- rozłączył się
       Stanęłam przed tym całym bałaganem. Zwinęłam koc, pozbierałam resztki popcornu z dywanu i wyłączyłam telewizor. Poszłam wprost do sypialni, gdzie w sekundzie zasnęłam.
-------------------------------------------------------------
      Obudził mnie przerażający dźwięk mojego telefonu... Kobieto, zmień ten dzwonek!
-Słucham?- odebrałam nie patrząc kto dzowni
-Pani Rachael Morgan?
-Tak... To ja.- przetarłam zaspane oczy
-Przepraszam, że dzwonię o tak później porze, ale nastąpiła mała zmiana planów. Proszę przyjść, zamiast na 10, to na 8, tak?- pobudziły mnie te słowa
       Spojrzałam na zegarek... 23:30. Mój szef dzowni o tak później porze?
-Rozumiem.- odpowiedziałam zachowując pozory osoby przytomnej
-Jeszcze raz przepraszam. Do zobaczenia jutro, dobranoc.
     Odłożyłam telefon i starałam się połączyć wszystko ze sobą. Czy on poważnie musiał zadzwonić o tej porze? Przeszkodzić mi w śnie. Otóż, któż godzien jest wybudzać moją osobę ze snu?
-Zmiany planów...  Czy naprawdę o takich rzeczach nie powinno się informować wcześniej?- zrzuciłam z siebie kołdrę i poczłapałam do okna
     Ulice były niemniej zakorkowane. Księżyc zminił swoją pozycję, odbijając światło wprost do mojego pokoju.
     Uświadomiłam sobie, jak bardzo tęsknię nad domem w Chicago ale zawsze tęskni się w pierwszych dniach. Trzeba to przezwyciężyć. Bardzo chciałam wyjechać i w końcu to się spełniło. Zawsze mogę wrócić, jak się tu nie uda. Oczy zaczely mi się zamykac. Dowlekłam się do łóżka i rzuciłam na nie. Zmęczenie zwyciężyło nad wygodną pozycją do spania.
     Rano czułam się jak zombie, a wygladałam...? Chyba nie ma porównania. Zegarek... Co?! Mam pół godziny...  No nie, spóźnię się pierwszego dnia.
    Pobiegłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, twarz, makijaż, włosy, szybkie śniadanie. Przebrałam się i wybiegłam z mieszkania. Miałam 10 minut do 8, ale czy mógłby się zdarzyć cud i bym zdążyła? Nie... Wbiegłam do budynku z 10 minutami spóźnienia.
-Dzień dobry, najmocniej przepraszam za spóźnienie...- zaczęłam zamykając za sobą drzwi gabinetu

-Pierwszy dzień, nic się nie stało. Usiądź.- wskazał krzesło przed biurkiem
     Zrobiłam jak kazał.
-Jesteś nową dziennikarką, ale słyszałem, że w swoim rodzinnym mieście, trochę zajmowalaś się artykułami?
-Tak.
-To dobrze, masz jakiś start. Mamy dużo wydarzeń, na które przydałoby się pójść. Najpierw sprawdzimy czy w ogóle masz jeszcze jakiekolwiek predyspozycje. Dlatego panią wcześniej poprosiłem. Mamy dużo pracy.
-Rozumiem.- był wyjątkowo miły
-Zapraszam, pokażę Ci gdzie i z kim pracujesz.
     Wyszłam za nim z pokoju. Długi korytarz ciągnął się niemiłosiernie. Wszędzie były drzwi. Każde miały nad sobą tablice, za co są odpowiedzialne osoby tam pracujace. Wszystko było uporządkowane... obym ja taka była.
-To tutaj.- wskazał drzwi po prawej- Pracujesz z dwoma innymi osobami. Mam nadzieję, że się polubicie.- odwrócił się i poszedł do siebie
     Zapukałam do drzwi, po czym niepewnie weszłam.
-Cześć.- skierowali na mnie wzrok
-Hej, jesteś tu nowa, prawda?- zapytała dziewczyna- Jestem Vanessa Clark, a ten tu... to idota.- spojrzała na chłopaka obok niej
-Matthew Lewis, ale mów mi Matt.- uścisnął mi rękę
-Rachael Morgan.- odłożyłam moja torbę na bok
      Zaprowadzili mnie do komputera. Na początku kazali mi przepisywać jakiś tekst z kartki.
-Skąd jesteś Rachael?- zapytała po długiej ciszy dziewczyna
-Z Chciago. Od dawna chciałam tu wyjechać.
-Ja mieszkam tu od dawna, a Matt jest z Florydy.
      Wymamrotałam coś, aby zrozumieli, że uslyszałam lub profesjonalniej- wiadomość dotarła do: osoba Rachael.
-Jak twoja rodzina zareagowała na twój wyjazd?- podeszła by zobaczyć jak mi idzie
-Noo... Rodzina jak rodzina, było wszystkim smutno, ale życzyli mi powodzenia...
-Podobno tam w Chicago pisałaś już coś?- wtrącił Matt
-Tak, ale to nic wielkiego.
      Rozmowa się nie kleiła, ale to nic dziwnego. Już żadne z nas nie naciskało. Kolejne dziesiąte minut spędziliśmy w ciszy. Co chwilę słyszałam jak coś do siebie szeptali, ale nie interesowało mnie to zabardzo.
-Rachael, zapraszam cię na kolacje u mnie, dzisiaj wieczorem. Może poznamy się lepiej. Matt, ty też bądź.
-Z chęcią.- uśmiechnęłam się do nich
     To było bardzo miłe. Naprawdę chcą mnie poznać. Van dała mi karteczke z jej adresem i godziną spotkania.
-------------------------------------------------------------
-Za 5 minut kończymy. Rachael, pomóż mi tu posprzątać.- zarządził Matt
     Szybko zrobiliśmy porządek i wyszliśmy z budynku. Zlapałam taksówkę i pojechałam nią do mieszkania.
-Dobra, ogarnij tu trochę i przygotuj się na spotkanie...
      Potworny bałagan, zostawiony od rana. Tak to jest, gdy zaśpisz i nie masz czasu posprzątać.
      Wzięłam się za wszystko i po godzinie byłam gotowa do wyjścia. Tym razem, nie chce się spóźnić. Może to nie praca, ale ważne jest dobre wrażenie. Wyszłam powoli, zakluczając za sobą mieszkanie. Zadzwoniłam po taksówkę i kazałam siebie zawieźć pod wskazany adres.

_________________________________________
    Oto i jest, rozdział namber łan. Mam nadzieję, że się podoba i nie przynudza zabardzo.

~Dreamer

niedziela, 6 listopada 2016

Opowiadanie ,,One More Chance at love''



       Przybywam z nową telenowelą pt. One More Chance at love. Tak, tak, będę słodzić do cukrzycy... chociaż w sumie to będzie dramat B) Boże, co ja robie ze swoim życiem... xD
_________________________________________

  Rachael przeprowadziła się z Chciago do Los Angeles. Chciała tam rozpocząć nowe życie. Szybko podjęła pracę- została dziennikarką. Już w noc, po podjęciu pracy dostaje ważne zlecenie- przeprowadzić wywiad z samym Michaelem Jacksonem. Niby łatwe zadanie. Dziewczyna pojawia się w odpowiednim miejscu, o odpowiedniej porze. Tłum ludzi jednak nie współgra z tym co jej kazał szef. Los jednak bywa zmienny...
Czy uda im się spotkać?

^ No tak mniejwiecej xD Nie umiem napinać atmosfery...  Lepiej poprostu poczekać, aż zacznę to pisać.

~Dreamer