piątek, 17 marca 2017
Rozdział 15 ,,Do czego to wszystko dąży...?''
No witam! :D Już na wejść mówię, że dziś się zadzieje, oj zadzieje. W końcu będę mogła się wykazać. Ogolnie to zbyt wiele do powiedzenia nie mam. Wyszło tak sobie, myślałam, że będzie dłuższe ale, mniejsza. Za błędy przepraszam, ale nie mam siły tego sprawdzać.
Zapraszam do czytania:
_________________________________________
Nowy dzień, nowa misja do wykonania. Od kiedy Michael zgodził się na to wszystko, żołądek nie przyjął nic do jedzenia. Stres zżerał mnie od środka. Miała iść za mną tylko jedna kamera, a w ostateczności nikt nie wie, czy wejdę na salę. Nie wyobrażam sobie patrzeć jak cierpi. Poprostu nie wytrzymałabym tego i wyszła w połowie rozprawy. Wiadomo, że teraz najmniejszy ruch może wywołać podejrzenia, więc wolałabym, aby tajemnicza kobieta nie wychodziła w środku całej sprawy.
Ubrałam czarne spodnie, marynarkę w tym samym kolorze i koszulę pod nią. Tak jak mnie prosił, wygrzebałam z dna szafy ciemne okulary i uczesałam włosy w kitkę. Nie powiem, że przeszłam wielką metamorfozę, ale i tak wyglądałam zupełnie inaczej. Może dla tego, że nigdy tak nie chodzę i nie jestem przyzwyczajona... Wzięłam kartki z biurka i spakowałam je do torebki. Dam mu do wglądu ułożone przeze mnie- wcześniejszego nocy- pytania. O tej porze, jego kierowca powinien czekać na mnie pod mieszkaniem. Zeszłam więc na dół i dyskretnie przeszłam do czarnej limuzyny. Ta zawiozła mnie pod same drzwi Neverlandu.
-Michael!- krzyknęłam na wejściu- Gotowy?
Przeszłam do salonu. Stał przy oknie, oknie, oglądając swój ogród. Wyglądał dość... smutnie? Ale wciąż spokojnie.
-Coś się stało?
-Nie, nic. Zawsze tak mam, przed każdym wyjściem.- odwrócił się w moją stronę- Gdziekolwiek.
Zrobiło mi się go żal. Tak naprawdę i w głębi serca. Nie mogłam patrzeć na jego zbity wzrok, nie mogłam znieść jego zmęczenia...
-Chodź już może...
Przytaknął mi i poszedł w stronę wyjścia. Szczerze sama nie wiedziałam do końca, co z sobą zrobić. Miałam z nim rozpatrzeć wszystkie zapiski, jednak nie będę go męczyć. Musi mi zaufać. Szłam dwa kroki za nim. Gdy dotarliśmy do limuzyny, jednak zatrzymał się i poczekał, by otworzyć mi drzwi. Wsiadłam i zapięłam się pasami. Michael zajął miejsce obok mnie. Droga minęła nam w zupełnej ciszy. W zupełności oddałam się w ręce własnych myśli. Nim się obejrzałam, już byliśmy na miejscu.
-Zaczekaj...- szepnął i ściągnął mi okulary na nos- Tak lepiej.
Uniósł niepewnie kąciki ust, na co i ja się uśmiechnęłam.
-I jeszcze jedno... Chcesz wejść na salę? Tylko bez kamery, bardziej prywatnie.- zaczął niepewnie
Bałam się, że nie wytrzymam na sali, że wyjdę, że będzie miał jeszcze jakiś problem na głowie, przeze mnie. Musiałam mu powiedzieć nie...
-Tak.- wydusiłam
Tak... Tak?!
-Dobrze...
Wskazał mi drzwi, które automatycznie otworzyłam. Ledwo na mojej twarzy pojawiło się światło dzienne, już zostało zastąpione blaskami flashy. Pierwsze co pokazałam ludziom to mikrofon i podkładka na kartki. Chciałam, aby wiedzieli, że to nic prywatnego. Za mną zaraz pojawił się kamerzysta. Stanęliśmy przy barierce. Zaraz, za nami wyszedł i Michael. Szliśmy wolnym krokiem w stronę urzędu, tak, abym mogła w spokoju zadać wszystkie pytania. Odpowiadał z takim spokojem, taką szczerością, jak na żadnym innym wywiadzie. Chyba mi ufał... Chyba wiedział, że nie mam zamiaru go skrzywdzić. Przyszła pora na przejście przez ochronę. Za ludźmi w czarnych mundurach stały jasno-brązowe drzwi. Może się zachowuje jak małe, niezdecydowane dziecko, ale boję się tam znaleźć. Sprawdzili mnie, kamerzystę i przyszła pora na głównego bohatera. Kątem oka dojrzałam i go. Cieszyłam się, że nie widzę jego wzroku. Przez spuszczoną głowę, włosy zasłaniały mu pół twarzy.
-Poczekaj, aż wyjdziemy...- szepnęłam do mojego towarzysza i dołączyłam do Michaela.
Na twarzy miał wymalowane pytanie ,,Gotowa?''. Jeśli by je zadał na głos, musiałabym odpowiedzieć: nie...
Otworzył mi drzwi. Rozejrzałam się po sali. Przepchnęło się przede mnie parę osób, które zajęły już miejsca. Zdezorientowana zajęłam pierwsze lepsze miejce. Poczekałam z dziesięć minut, zanim na salę wkroczył Michael z swoim adwokatem. Przechodząc, spojrzał na mnie kątem oka. Wodziłam za nim wzrokiem, aż do samej ławy. Wszyscy usiedli, na sali zapanowała grobowa cisza. Pośród czterech ścian rozbrzmiewał tylko głos sędziego. Wszyscy zachowywali się jak zaklęci. Nie wiem jak on mógł to znosić.
Przyglądałam się wszystkiemu z kamienną twarzą, bo wiedziałam, że Michael od czasu do czasu zerka w moją stronę. Szczerze, to nie wiem, gdzie w tym momencie był mój umysł, a gdzie dusza. Głowa pewnie przyswajała to co dochodziło z zewnątrz, ale dusza mi się kruszyła. Tak zraniona nie czułam się od czasu śmierci rodziców. Tylko dlaczego? Jak mogłam się wewnętrznie tak bardzo z nim związać... Do uszu docierały coraz to obrzydliwsze zarzuty, przez które łzy cisnęły mi się do oczu. Spuściłam głowę i ukradkiem wytarłam dwie łzy, które chciały wyjść zza okularów i pokazać się światu. W tym momencie w mojej głowie zabrzmiał głos pociągania nosem. Uniosłam się znów to pozycji prostej i zobaczyłam jak to on również przykłada sobie chusteczkę do policzka. Zrobiło mi się miękko, w środku. Tego się nie da określić. Poczułam, że coś zaczyna krzyczeć we mnie. Uniosłam się i tak jak przypuszczałam, nie wytrzymałam. Zerwałam się z siedzenia i aybiegłam z sali, kierując swoje kroki do łazienki. Gdy stanęłam przed lustrem, zajęłam okulary, by przyjrzeć się swojej twarzy. Lekko podpuchnięte, czerwone oczy, które myślałam, że wyglądają gorzej. Podparłam się o zlew. Nie widziałam czy jeszcze tam wracać, czy już poczekać tutaj. Umyłam sobie twarz zimną wodą i wyszłam na korytarz. Cisza jaka tam panowała, dzwoniła mi w uszach. Postanowiłam, że... poprostu ucieknę. Chciałam już opuścić to miejsce, lecz czy mogę go zostawić? Serce a rozum... Presja we mnie rosła. Rozejrzałam się po tym miejscu, jakbym była tu pierwszy raz i pobiegłam do głównego wyjścia. Wiedziałam, że może być zły ale ja...
Na nos skapnęła mi kropelka deszczu. Zaraz za nią druga i trzecia. Zapowiadało się na sporą ulewę. Czarne chmury zasłaniały połowę nieba od wschodu, a wiatr tylko je popędzał. Otuliłam się marynarką i szłam przed siebie. Trafiłam na postój taksówek i od razu kazałam się zawieźć pod mieszkanie. Gdy stanęłam w progu, poczułam znów ścisk w żołądku. Tak, wiem, zostawiłam go w najgorszym i najtrudniejszym momencie... Odruchowo sięgnęłam po pilota. Włączyłam obojętnie jaki program informacyjny, bo wiedziałam, że wszędzie leci do samo. Wyszedł już... Kierował się do swojej limuzyny. Powinnam być teraz z nim... Achh, jak mogłam tak stchórzyć?
***
Zawód? Niee... Ale nie rozumiem, czemu chciała wejść. Żeby uciec po kilkunastu minutach? Przecież nikogo nie zmuszam, do wsłuchiwania się w to wszystko. Przez jej nagłe wybiegnięcie z sali, wszyscy tam zgromadzeni spojrzeli krzywo na mnie, a ja nawet nie wiedziałem co jej się stało. To była bardzo niezręcznia sytuacja dla mnie...
Od domu dzieliło mnie zaledwie kilkaset metrów. Dość tego piekła, od teraz tylko muzyka się liczy. Wyjdę z tego bagna i w końcu zajmę się sobą, a nie problemami fałszywie zakompleksionych ludzi... Po powrocie miałem ochotę odpocząć. Nawet nie chciało mi się dążyć tematu ucieczki Rachael czy kłócić się z Frankiem o byle co. Dzięki byłem zmęczony, fizycznie i psychicznie. Udałem się do studia, gdzie oddałem się swojej pasji.
To niesamowite jak wiele czasu można poświęcić jednej czynności. Może inni uważają to za bezsensowne i mówią w tej sytuacji o ,,straconym czasie'', jednak to, że poświęcamy tak wiele uwagi jednej rzeczy, świadczy o miłości do tego. To budzi nas każdego ranka, daje sił i tworzy nowy dzień. Dostajemy w prezencie wizję i dążymy do jej zmaterializowania. Potem następuje wieczór, podsumowanie wszystkiego i odpoczynek. Muzyką żyje przez cały czas, tylko teraz nie mogę się skupić. Cały czas coś mnie wyrywa z tego transu. Dziś jednak stało się coś magicznego. Gdy tylko minęło piętnaście minut spokoju, nie liczyłem już ile czasu tam przesiedziałem. Mógłbym tam mieszkać i nie wychodzić już nigdy. Tam czułem się najlepiej.
Gdy odłożyłem słuchawki na bok, rozległ się po domu dzwonek do drzwi.
Wstałem i zbiegłem schodami na dół, aby otworzyć. W drzwiach stała Rachael. Nie ukrywam, że trochę mnie zdziwiła jej wizyta. Zaprosiłam ją szybko do środka, aby nie zmoknęła na deszczu.
-Wybacz, że tak zwiałam, ale... nie mogłam zostać...
-Spokojnie...- zawiesiłem jej kurtkę na wieszaku- Nie mam ci nic za złe. Nic się nie stało.
Ukoiłem jej zdenerwowanie lekkim uśmiechem. Odprowadziłem ją do salonu.
- I wzięłam odpowiedzi. Spisałam i skorygowałam wszystko...
Podała mi kartkę do ręki. Spojrzałem na nią i zacząłem się zastanawiać, czy ta kobieta w ogóle śpi.
-Czy ty kiedykolwiek nie pracujesz?
-Szczerze i nie mam nic do robienia...- wzruszyła ramionami
Przeczytałem co napisała. Tylko i wyłącznie to co sam powiedziałem.
-Poczekaj... Tylko coś poprawie jeszcze...- wyrwała mi papier z ręki
-No weź, tu nie ma co poprawiać.
Zacząłem się mimowolnie śmiać. Zabawne, jak bardzo jej zależało na tym, aby wszystko było idealnie.
-A ciebie co tak bawi?- uniosła jedną brew
-Twoje wielkie skupienie.
Szturchnęła mnie w bok, po czym sama się uśmiechnęła.
Żarówka nad nami zaczęła mrugać, aż w końcu w całym domu zgasło światło. Odłączyli prąd. Świetnie...
-Rozpale w kominku... Zaczekaj chwilę.
Ruszyłem się z miejsca i poszedłem po drewno. Nie ciężko było się poruszać, nic nie widząc. Znam ten dom lepiej niż samego siebie... Wziąłem na ręce tyle ile mogłem i wróciłem do salonu. Wrzuciłam wszystko do kominka i podpaliłam. W pomieszczeniu od razu zrobiło się cieplej, jaśniej, milej...
-To na czym stanęło?- wróciłem na na woje miejsce
-Na moim wielkim skupieniu...- zaśmiała się
Wróciła znów myślami do swojego tekstu. Ja natomiast wodziłem wzrokiem po ledwo oświetlonych ścianach. Po szklanych drzwiach spływały krople deszczu, a szare chmury zakryły niebo całkowicie. Po salonie roznosił się zapach drewna. Delikatne, żółte światło oświetlało moją twarz. Dawno nie siedziałem w takich warunkach, a przyznaję, że tak jest pięknie. A gdyby czytać książki w takiej atmosferze?
-Skończyłam...- rzuciłem okiem na jej zapiski
Wydawało się, że nic nie zmieniła, jednak dla niej te zdania mają zupełnie inny sens. Teraz wiem, jak czuli się ludzi, którzy ze mną pracowali...
-Może być?
Pochwyliłem się nad kartką, aby móc się wczytać bardziej.
-Pasuje...- skierowałem głowę w jej stronę
Byłem niewiarygodnie blisko niej. Może nawet zbyt blisko? Zatrzymała spojrzenie na moich oczach. Przyglądałam się im, jakby chciała z nich wyczytać cały świat. Czułem jej ciepły oddech na twarzy. Dzieliły nas zaledwie centymetry...
-Powinnaś już iść...- spuściłem głowę, starając się uniknąć jej wzroku
Potrząsnęła głową i zamrugała kila razy, jakby chciała się otrząsnąć.
-Tak. Masz rację.
Wstała, a ja odprowadziłem nią do wyjścia. Stałem na dystans, unikając jakiekolwiek konfrontacji. Rzuciła na mniej spojrzeniem i wyszła, zakładając kaptur na głowę. Gdy wyszła, w końcu mogłem wziąć głęboki oddech. Oparłem się o drzwi i powoli zacząłem myśleć, do czego to wszystko dąży...?
***
Stałam za drzwiami, wciąż nie mogąc zrozumieć- jak?
Jedno spojrzenie, sprawiło, że odebrało mi mowę. Jedno słowo, sprawiło, że nie chciałam słuchać innego głosu. Jeden dotyk, sprawiał, że chodź znany, wciąż powodował przyjemny dreszcz, ale czy to już się nazywa miłością? Na tym ona polega? Czy ja naprawdę chciałam go pocałować? Nie mogłam się zakochać... Nigdy nikogo nie pokochałam w ten sposób. Dlaczego on? Dlaczego ktoś, kto się stara odizolować, już w szczególności ode mnie. To nie prawda. Nie powiem, że go... kocham.
_________________________________________
komentarz= motywacja :D
~Dreamer
czwartek, 2 marca 2017
Rozdział 14 ,,Wiesz dobrze, że mam serce. Jeszcze..."
Witam!
Wiem, wiem... jestem mocno spóźniona. Ten tydzień to była zupełna porażka. Codziennie coś. Kończyło się na tym, że o 23 już mi się nie chciało tego pisać... Zupełnie straciłam ochotę, ale jestem. Powracam. I od teraz nic nie powinno lecieć jak krew z nosa.
_________________________________________
Tragedia spotyka wielu ludzi. Szkoda, że w szczególności tych dobrych. Niby nic nie robisz źle, jednak los i tak zrobi ci na złość. Jakbym nie miał dość problemów. Moja rozprawa i dodatkowo Rachael teraz potrzebuje wsparcia, a z powodu, że zostałem jej teraz jako jedyny, nie mogę jej narazie zostawić.
Nie siedziałem przy niej długo. Gdy tylko byłem pewny, że twardo śpi, wyszedłem z pokoju. Zakładałem już na siebie płaszcz, gdy pomyślałem w końcu o sobie. Nie zdążyłem jej powiedzieć o jednej rzeczy. Rozejrzałem się po pokoju. Chciałem zostawić karteczkę, aby się o nic nie martwiła. Gdy znalazłem pusty papier, napisałem krótką wiadomość i wyszedłem z mieszkania. W drodze powrotnej zastanawiałem się, jak wytłumaczyć to wszystko Frankowi. Miałem wyjść tylko na chwilę, a teraz jest blisko północy. Jestem pewien, że mnie zabije, za to co zrobiłem. Aż się przez chwilę bałem wejść do własnego domu. Równo ze skrzypnięciem drzwi, usłyszałem szybko stawiane kroki w stronę korytarza.
- Michaaaeeel!- przyjaciel zbliżał się coraz szybciej
- Tak, to moje imię...- wyszeptałem cicho i uśmiechnąłem się do siebie
Zajęty zdemnowaniem górnej garderoby, nawet nie zauważyłem kiedy już stał obok mnie.
- Gdzie się szlajałeś?- skrzyżował ręce na klatce piersiowej
- Spokojnie. Nie potrzebuję opieki.- teraz zająłem się ściąganiem butów
- Poleciałeś do tej dziennikarki?- zapytał z wyrzutem- Jak daleko jeszcze się posuniesz...
-Miała problem, tak? Gdy zadzwoniłem do niej, płakała. Wiesz dobrze, że mam serce. Jeszcze...
Wyminąłem go i ruszyłem schodami na górę. Musiałem znów trzymać nerwy na wodzy, bo miałbym kolejne problemy... Nie ukrywam, że po ostatniej awanturze musiałem odkupić parę rzeczy.
Poranek był piękny. Świeża rosa mieniła się w blasku słońca, a niebo nie było zakryte białym puchem nawet w jednym calu. Wypoczęty- pierwszy raz od paru dni- wstałem i przeciągnąłem się. Zszedłem na dół, zrobić sobie kawy na rozbudzenie. Zostałem sam, pośród czterech ścian. Cisza dzwoniła mi w uszach. W pewnym momencie zacząłem zastanawiać się, gdzie wszystkich wywiało. Uświadomiłem sobie, że przecież Frank miał wyjechać od rana, a służba siedzi tylko w tych domkach gościnnych. Gdy wychodziłem z kubkiem, z pomieszczenia, zawahałem się czy do niej nie zadzwonić. Zostawiłem jednak wiadomość i jeżeli coś by się działo, obstawiam, że zadziwoniłaby już dawno. Teraz jest pewnie w pracy.
***
Gdy rano uniosłam powieki, uświadomiłam sobie jak niewiele pamiętam z ostatniego wieczoru. Moje rzęsy były posklejane od łez, a cieńkie ich strumyki, zaschły na moich policzkach. Jedyne co dobrze pamiętam, to jego słodki głos. Reszta, jak przez mgłe, docierała do mojej głowy. Nie pamiętam szczegółów... Nie wiem czy to przez tą tabletkę, a może są rzeczy, o których poprostu nie chcę pamiętać. Siedziałam bez ruchu, opierając się o stertę poduszek za mną... Chwila... Skąd one tu w ogóle? Skąd ja tu w ogóle? Z tego co wiem, siedziałam z nim w salonie. Zaraz, zaraz... Chyba, że zasnęłam i zaniósł mnie tutaj... Miło, że się zatroszczył.
Zrzuciłam z siebie delikatny materiał i poszłam sprawdzić jak wygląda mój salon. Okazało się, że nie najgorzej. Nie raz miałam tu większy bałagan. Moją uwagę przykuła niewielka karteczka zostawiona na stole. Podeszłam bliżej i wzięłam ją do ręki.
Chciałbym, abyś dzisiaj
po południu pojawiła się
na ranczu. Musimy porozmawiać.
Gdyby coś się działo, dzwoń.
Michael
Przygryzłam lekko wargę i posłałam delikatny uśmiech do zapisanej kartki. Zacisnęłam na niej pięść i wróciłam do pokoju. Rzuciłam ją do szafy i ponownie ułożyłam się na łóżku. Starałam się odtworzyć obraz ostatniego wieczoru. Bałam się, że ledwo świadomie, mogłam mu powiedzieć trochę za dużo... Pamiętam tylko jeden moment. Gdy zasypiałam. Siedziałam z głową opartą na jego ramieniu. Śpiewał mi do ucha swoje piosenki, tym spokojnym głosem. Jakby wręcz kołysał mnie do snu. Potem urwał mi się film. Zaczęło powoli docierać do mnie, co było przyczyną, jego wizyty. Mój brat... On... Dlaczego to ja muszę mieć zawsze największego pecha? Wyjechałam i nawet tu nie mogę prowadzić spokojnego życia. Uciekam od problemów, by znaleźć ich jeszcze więcej. Tylko ja tak mogę... Teraz leczenie. Potrzebuję pieniędzy. Muszę opłacić szpital i chemioterapię... Boje się, że nie dam rady ogarnąć tego wszystkiego... Zwróciłam uwagę na zegar, który stał na etyżerce obok. Wskazywał godzinę ósmą. Gdy to zobaczyłam, o mało nie spałam z łóżka. Przebrałam się szybko w coś sensownego i w takim stanie wybiegłam na autobus. Nieuczestane włosy, przykrwione jeszcze oczy, wory pod nimi... Miałam już kwadrans spóźnienia. W połowie drogi zatrzymałam się, bo zobaczyłam jak mój dojzd do pracy właśnie odjeżdża. W tym momencie nie wiedziałam co robić... Czy iść na pieszo? A może już zostać w domu? Stałam chwilę na chodniku, jak słup soli. W końcu odwróciłam się i wróciłam wolnym krokiem do domu. Gdy chwytałam za klamkę, znów poczułam, jak do oczu napływają mi łzy. Nawet nie wiem do końca, z jakiego powodu. Może bezsilności. To właśnie teraz czuję. Bezsilność. Ktoś, kto cię teraz bardzo potrzebuje, mieszka tysiące kilometrów stąd, a ty nie możesz nic zrobić. Ledwo zaczęło mi się układać, poznałam wspaniałych znajomych, w tym naprawdę cudownego człowieka, dostałam prostą pracę, a tu? Wszystko się sypie, a do tego jeszcze dziś nie przyszłam do pracy, bo... nie jestem w stanie.
Usiadłam na kanapie i wtuliłam się w jedną z poduszek. Poczułam jak parę słonych kropelek, spływa mi po policzku. Szybko je wytarłam i postanowiłam zająć się czymś innym. Chwyciłam pilota do ręki i włączyłam telewizor. Miałam w planach od razu zmienić kanał, ale akurat mówili o... Michaelu. Co było dziwne... Mówili dobrze, a nawet lepiej. Bardziej niż w połowie, rzeczy zgodne z prawdą. To był mój sukces i jedyna rzecz, jaka teraz podtrzymywała mnie na duchu. Gdy zobaczyłam filmy z ostatnich wizyt w sądzie, mimowolnie uśmiechnęłam się do ekranu, na jego widok. Zaraz spojrzałam na telefon, na którym zawiesiłam wzrok. Zadzownić... czy nie zadzwonić? Chociaż, żeby usłyszeć jego głos. Żeby usłyszeć coś, poza zegarem. Żeby mieć w głowie coś wiecej niż czarne scenariusze. Wyciągnęła już rękę w kierunku słuchawki, jednak zatrzymałam ją w powietrzu. Nie... Nie będę zawracać mu głowy moimi problemami. To moje życie i ja muszę sobie z tym poradzić, on już ma wystarczająco dużo na głowie. Wróciłam głową w strone telewizora. Gdy zobaczyłam, jak skaczą mi przed oczami kolorowe reklamy, wyłączyłam wszystko i poszłam do pokoju. Usiadłam przy biurku i wpatrywałam się przez okno. Takie bezsensowne gapienie się, zajęło mi dłuższą chwilę. To był czas na marzenia. Czas, aby przez chwilę pomyśleć pozytywnie. Promienie słońca padały na moją twarz, a ja czułam przyjemne ciepło. Otwarłam jedną szufladę i wyjęłam z niej kartkę i długopis. Naszedł mnie pomysł... na wiersz.
Today I'm tryin' to be your friend
Today I'm tryin' to see your pain
Today I'm waitin' to see your face
Today I'm wantin' to see your smile
Today I'm seein' your hard cry
Today I'm listenin' this stupid lie
Nigdy nie marzyłam o zostaniu reporterem, dziennikarzem... Nic z tych rzeczy. Ja chciałam poprostu pisać. Chciałam, aby moje teksty zmieniały świat. Aby ktoś odnalazł w tym kawałek mnie. Od dziecka pisałam wiersze, opowiadania, piosenki.
Nagły przypływ pozytywnej energii, jakby rozpłynął się w powietrzu. Znów poczułam się przybita. Gdy teraz spojrzałam na ten tekst, doszłam do wniosku, czego on w ogóle dotyczy. Skąd to się wzięło w mojej głowie? Odłożyłam kartkę i długopis obok. Podparłam głowę na łokciach i siedziałam tak przez chwilę, zupełnie poddając się bezradności. Wszystko przerwał telefon.
-Słucham...- nacisnęłam zieloną słuchawkę
-Rachael, jak się czujesz?
Słysząc głos mojego brata, myślałam, że znów będę płakać.
-Jakoś żyję.- wzruszyłam ramionami- Planuję, jakby tu zarobić więcej na twoje leczenie.
-O to się nie martw. Damy sobie jakoś radę.
Miałam wrażenie, że ja przeżywam to bardziej niż on. Jakby w ogóle się nie bał.
-Mam nadzieję...- przełknęłam głośno ślinę- Jesteś wciąż w szpitalu?
-Tak, ale zaraz wracam do normalnego życia. Czekam na wypis.
-A bo ja wiem, czy takiego normalnego...- zaczęłam obgryzać skórki przy paznokciach
-Nie bądź pesymistyczna. Rozmawiaj ze mną, jak zawsze... To mi pomoże bardziej.
Wzięłam sobie te słowa, naprawdę do serca. Chroba nie może zmienić niczego miedzy nami. Niczego!
-A jak tam Michael?- zapytał po chwili- Nadal rozmawiacie?
-Tak...- zawahałam się- Czuję jednak, że to nie potrwa jeszcze długo.
-Posmutniałaś...- wstrzymałam na chwilę oddech- Przykro ci z tego powodu?
-Nie, dlaczego miało by być?- zapanowała niezręczna cisza- Lepiej już idź po ten wypis, a nie o głupotach myślisz.
Uśmiechnęłam się. W tle usłyszałam głos doktora, a zaraz po tym Scott rozłączył się.
Zostałam już w pokoju. Byłam bardzo zmęczona. Do tego stopia, że bałam się, iż zasnę na siedząco. Dzielnie walczyłam z opadającymi powiekami, ale... w jakim celu?
***
Siedziałem w zupełnej ciszy, sam, zamknięty w moim pokoju. Jak zwykle. Od niedawna podłoga była moim najwygodniejszym miejscem do siedzenia. Oparłem głowę o ścianę i zamknąłem oczy, czekając na cud. Coraz częściej najlepiej czuję się tylko w swoim towarzystwie. Teraz, gdy samotność jest moim jedynym przyjacielem, wszystko to, co stworzyłem, może być dobrym schoronieniem. Po tym ciągłym dążeniu do bycia kochanym, muszę żyć w samym sercu tej całej nienawiści. Będąc wciąż wśród ludzi, teraz żyję sam. Czy to nie zabawne? Wszystko odwróciło się przeciwko mnie.
Po posiadłości rozległ się trzask drzwi, ale nie zwróciłem na to większej uwagi. Sądziłem, że Frank już wrócił. Przydał by się ktoś, kto zrobi hałas. Od tej ciszy, aż dzwoni mi w uszach. Przez głowę, przeszła mi myśl o krótkim przespaniu się, jednak zmęczenie jakie mnie wtedy uderzyło, było zbyt silne, żeby potraktować to tylko jako dobry pomysł. To był plan na popołudnie. Podniosłem się jednak na kolana i podszedłem do drzwi, by je odkluczyć, wrazie nagłej wizyty przyjaciela. Wróciłem po chwili do pozycji siedzącej. Nie czekałem długo, aż usłyszę jakieś głosy z dołu. Na początku nie mogłem ich poznać. Następnie skrzypienie, aż w końcu ktoś zapukał do moi drzwi. Poczułem jak bym powoli wkraczał w pierwszą fazę snu.
-Michael?- drzwi otwarły się- Nie przeszkadzam?
Gwałtownie podniosłem powieki i zerwałem się na nogi.
-Rachael...- poprawiłem sobie koszulę- Przepraszam za to. Chodźmy na dół.
Poczułem się dziwnie w tej sytuacji, jednak to nie był jedyny problem. Była wciąż smutna. Nie wiem na co liczyłem, jednak chciałbym, aby tak jak ja, umiała kryć... chociaż czasem i niektóre uczucia. Sam się ostatnio nieźle popisałem, ale jej przybity wzrok mnie dobija w zupelnosci.
Złapałem ją za ramię, zatrzymując tuż przed schodami, prowadzącymi na parter.
-Spróbuj się uśmiechnąć...- obróciłem ją w swoją stronę- Twój świat się na zawalił. To nie koniec.
Uniosła lekko kąciki ust, w odpowiedzi. Znów zwróciła się w kierunku schodów. Zeszliśmy nimi na dół, do salonu. Usiadła na kanpie i wpatrywała się w jeden punkt za oknem. Nie wiedziałem jak z nią rozmawiać, co powiedzieć, by jej jeszcze bardziej nie zranić.
-Rachael...- wyrwałem ją z zamyślenia- Jak długo masz zamiar to przeżywać?
-Ja...- zwróciła w końcu uwagę na mnie- Nie wiem, ale też nie chcę o tym rozmawiać.
Pokiwała głową z dezaprobatą, na co ja zmarszczyłem lekko brwi.
-Chciałeś mnie widzieć.
-A, tak.- wróciłem do tematu- Przemyślałem sobie wszystko. Mam nadzieję, że chociaż trochę poprawi ci to humor.
Spojrzała na mnie z zaciekawieniem i błyskiem w oku.
-Możesz to nagrać. Jutro pojawisz się równo ze mną w sądzie.
Dotarło do mnie, że to naprawdę poprawiło jej humor.
-Nie żartujesz?
-A wyglądam?- zapytałem z lekkim rozbawieniem
-Nie zawiedziesz się. Wszystko pójdzie zgodnie z moim planem.
Zaczęła krążyć po pokoju, jakby ekscytacja miała ją zaraz rozsadzić od środka. Również wstałem i zatrzymałem nią w pół- kroku.
-Ale tylko jeśli obecujesz, że nie będziesz się już użalać, tylko zawalczysz.- pogłaskałem ją po głowie
-Będę...- wtuliła się we mnie- Dziękuję, że wreszcie mnie zrozumiałeś...
Na początku nie dotarło do mnie, o co jej chodzi. Zrozumiałem? Ale co?
Wszystkie moje mięśnie były spięte, ale po chwili się rozluźniłem. Objąłem ją i ostrożnie przytuliłem do siebie. Westchnęła głęboko po czym odsunęła się odemnie na krok. Popatrzyła mi przez chwilę w oczy, z pełnym spokojem.
-Bądź jutro o 9 w sądzie. Weź ciemne okulary i ułóż jakoś inaczej włosy Nie chcę, aby cię kiedyś skojarzono.
-Jasne, będę na pewno.- posłała mi szeroki uśmiech- Muszę iść. Do zobaczenia jutro.
Poszła w stronę drzwi i po paru sekundach usłyszałem głośny trzask.
***
Oczy, niby przepełnione miłością, ale pełne żalu. Piękne, ale jednak coś jest nie tak. Wzrok- niby spokojny, ale rozbiegany na wszystkie strony. Na chwilę zapomniałam, że zamyśliłam się ze wzrokiem utkwionym w jego brązowych tęczówkach. Przez chwilę nie wiedziałam jak się mruga. Z tego stanu wyrwał mnie jego głos. To niezrozumiałe dla mnie. Wcale nie chciałam już iść, chciałam tu zostać. Widziałam jak starał się mnie pocieszyć. Udało mu się. Pomimo tego, jak bardzo wszystko przeżywam jestem... szczęśliwa.
Gdy wróciłam do domu, poczułam jak wypełnia mnie dziwna i dotąd nieznana magia. Poszłam do pokoju, gdzie rzuciłam się na łóżko, ugniatając pościel i zarzucając poduszki na ziemię. Byłam przepełniona dziwnym uczuciem, które dawało mi skrzydła. Czułam, że mogę zrobić wiele...i jeszcze więcej.
_________________________________________
Z trudem to napisałam, ale cóż. Jest. Opinie zostawiam wam <:
PS. Taaaak, wiersz made by me xD Dziele się swoją twórczością.
Komentarz= motywacja.
~Dreamer
Wiem, wiem... jestem mocno spóźniona. Ten tydzień to była zupełna porażka. Codziennie coś. Kończyło się na tym, że o 23 już mi się nie chciało tego pisać... Zupełnie straciłam ochotę, ale jestem. Powracam. I od teraz nic nie powinno lecieć jak krew z nosa.
_________________________________________
Tragedia spotyka wielu ludzi. Szkoda, że w szczególności tych dobrych. Niby nic nie robisz źle, jednak los i tak zrobi ci na złość. Jakbym nie miał dość problemów. Moja rozprawa i dodatkowo Rachael teraz potrzebuje wsparcia, a z powodu, że zostałem jej teraz jako jedyny, nie mogę jej narazie zostawić.
Nie siedziałem przy niej długo. Gdy tylko byłem pewny, że twardo śpi, wyszedłem z pokoju. Zakładałem już na siebie płaszcz, gdy pomyślałem w końcu o sobie. Nie zdążyłem jej powiedzieć o jednej rzeczy. Rozejrzałem się po pokoju. Chciałem zostawić karteczkę, aby się o nic nie martwiła. Gdy znalazłem pusty papier, napisałem krótką wiadomość i wyszedłem z mieszkania. W drodze powrotnej zastanawiałem się, jak wytłumaczyć to wszystko Frankowi. Miałem wyjść tylko na chwilę, a teraz jest blisko północy. Jestem pewien, że mnie zabije, za to co zrobiłem. Aż się przez chwilę bałem wejść do własnego domu. Równo ze skrzypnięciem drzwi, usłyszałem szybko stawiane kroki w stronę korytarza.
- Michaaaeeel!- przyjaciel zbliżał się coraz szybciej
- Tak, to moje imię...- wyszeptałem cicho i uśmiechnąłem się do siebie
Zajęty zdemnowaniem górnej garderoby, nawet nie zauważyłem kiedy już stał obok mnie.
- Gdzie się szlajałeś?- skrzyżował ręce na klatce piersiowej
- Spokojnie. Nie potrzebuję opieki.- teraz zająłem się ściąganiem butów
- Poleciałeś do tej dziennikarki?- zapytał z wyrzutem- Jak daleko jeszcze się posuniesz...
-Miała problem, tak? Gdy zadzwoniłem do niej, płakała. Wiesz dobrze, że mam serce. Jeszcze...
Wyminąłem go i ruszyłem schodami na górę. Musiałem znów trzymać nerwy na wodzy, bo miałbym kolejne problemy... Nie ukrywam, że po ostatniej awanturze musiałem odkupić parę rzeczy.
Poranek był piękny. Świeża rosa mieniła się w blasku słońca, a niebo nie było zakryte białym puchem nawet w jednym calu. Wypoczęty- pierwszy raz od paru dni- wstałem i przeciągnąłem się. Zszedłem na dół, zrobić sobie kawy na rozbudzenie. Zostałem sam, pośród czterech ścian. Cisza dzwoniła mi w uszach. W pewnym momencie zacząłem zastanawiać się, gdzie wszystkich wywiało. Uświadomiłem sobie, że przecież Frank miał wyjechać od rana, a służba siedzi tylko w tych domkach gościnnych. Gdy wychodziłem z kubkiem, z pomieszczenia, zawahałem się czy do niej nie zadzwonić. Zostawiłem jednak wiadomość i jeżeli coś by się działo, obstawiam, że zadziwoniłaby już dawno. Teraz jest pewnie w pracy.
***
Gdy rano uniosłam powieki, uświadomiłam sobie jak niewiele pamiętam z ostatniego wieczoru. Moje rzęsy były posklejane od łez, a cieńkie ich strumyki, zaschły na moich policzkach. Jedyne co dobrze pamiętam, to jego słodki głos. Reszta, jak przez mgłe, docierała do mojej głowy. Nie pamiętam szczegółów... Nie wiem czy to przez tą tabletkę, a może są rzeczy, o których poprostu nie chcę pamiętać. Siedziałam bez ruchu, opierając się o stertę poduszek za mną... Chwila... Skąd one tu w ogóle? Skąd ja tu w ogóle? Z tego co wiem, siedziałam z nim w salonie. Zaraz, zaraz... Chyba, że zasnęłam i zaniósł mnie tutaj... Miło, że się zatroszczył.
Zrzuciłam z siebie delikatny materiał i poszłam sprawdzić jak wygląda mój salon. Okazało się, że nie najgorzej. Nie raz miałam tu większy bałagan. Moją uwagę przykuła niewielka karteczka zostawiona na stole. Podeszłam bliżej i wzięłam ją do ręki.
Chciałbym, abyś dzisiaj
po południu pojawiła się
na ranczu. Musimy porozmawiać.
Gdyby coś się działo, dzwoń.
Michael
Przygryzłam lekko wargę i posłałam delikatny uśmiech do zapisanej kartki. Zacisnęłam na niej pięść i wróciłam do pokoju. Rzuciłam ją do szafy i ponownie ułożyłam się na łóżku. Starałam się odtworzyć obraz ostatniego wieczoru. Bałam się, że ledwo świadomie, mogłam mu powiedzieć trochę za dużo... Pamiętam tylko jeden moment. Gdy zasypiałam. Siedziałam z głową opartą na jego ramieniu. Śpiewał mi do ucha swoje piosenki, tym spokojnym głosem. Jakby wręcz kołysał mnie do snu. Potem urwał mi się film. Zaczęło powoli docierać do mnie, co było przyczyną, jego wizyty. Mój brat... On... Dlaczego to ja muszę mieć zawsze największego pecha? Wyjechałam i nawet tu nie mogę prowadzić spokojnego życia. Uciekam od problemów, by znaleźć ich jeszcze więcej. Tylko ja tak mogę... Teraz leczenie. Potrzebuję pieniędzy. Muszę opłacić szpital i chemioterapię... Boje się, że nie dam rady ogarnąć tego wszystkiego... Zwróciłam uwagę na zegar, który stał na etyżerce obok. Wskazywał godzinę ósmą. Gdy to zobaczyłam, o mało nie spałam z łóżka. Przebrałam się szybko w coś sensownego i w takim stanie wybiegłam na autobus. Nieuczestane włosy, przykrwione jeszcze oczy, wory pod nimi... Miałam już kwadrans spóźnienia. W połowie drogi zatrzymałam się, bo zobaczyłam jak mój dojzd do pracy właśnie odjeżdża. W tym momencie nie wiedziałam co robić... Czy iść na pieszo? A może już zostać w domu? Stałam chwilę na chodniku, jak słup soli. W końcu odwróciłam się i wróciłam wolnym krokiem do domu. Gdy chwytałam za klamkę, znów poczułam, jak do oczu napływają mi łzy. Nawet nie wiem do końca, z jakiego powodu. Może bezsilności. To właśnie teraz czuję. Bezsilność. Ktoś, kto cię teraz bardzo potrzebuje, mieszka tysiące kilometrów stąd, a ty nie możesz nic zrobić. Ledwo zaczęło mi się układać, poznałam wspaniałych znajomych, w tym naprawdę cudownego człowieka, dostałam prostą pracę, a tu? Wszystko się sypie, a do tego jeszcze dziś nie przyszłam do pracy, bo... nie jestem w stanie.
Usiadłam na kanapie i wtuliłam się w jedną z poduszek. Poczułam jak parę słonych kropelek, spływa mi po policzku. Szybko je wytarłam i postanowiłam zająć się czymś innym. Chwyciłam pilota do ręki i włączyłam telewizor. Miałam w planach od razu zmienić kanał, ale akurat mówili o... Michaelu. Co było dziwne... Mówili dobrze, a nawet lepiej. Bardziej niż w połowie, rzeczy zgodne z prawdą. To był mój sukces i jedyna rzecz, jaka teraz podtrzymywała mnie na duchu. Gdy zobaczyłam filmy z ostatnich wizyt w sądzie, mimowolnie uśmiechnęłam się do ekranu, na jego widok. Zaraz spojrzałam na telefon, na którym zawiesiłam wzrok. Zadzownić... czy nie zadzwonić? Chociaż, żeby usłyszeć jego głos. Żeby usłyszeć coś, poza zegarem. Żeby mieć w głowie coś wiecej niż czarne scenariusze. Wyciągnęła już rękę w kierunku słuchawki, jednak zatrzymałam ją w powietrzu. Nie... Nie będę zawracać mu głowy moimi problemami. To moje życie i ja muszę sobie z tym poradzić, on już ma wystarczająco dużo na głowie. Wróciłam głową w strone telewizora. Gdy zobaczyłam, jak skaczą mi przed oczami kolorowe reklamy, wyłączyłam wszystko i poszłam do pokoju. Usiadłam przy biurku i wpatrywałam się przez okno. Takie bezsensowne gapienie się, zajęło mi dłuższą chwilę. To był czas na marzenia. Czas, aby przez chwilę pomyśleć pozytywnie. Promienie słońca padały na moją twarz, a ja czułam przyjemne ciepło. Otwarłam jedną szufladę i wyjęłam z niej kartkę i długopis. Naszedł mnie pomysł... na wiersz.
Today I'm tryin' to be your friend
Today I'm tryin' to see your pain
Today I'm waitin' to see your face
Today I'm wantin' to see your smile
Today I'm seein' your hard cry
Today I'm listenin' this stupid lie
Nigdy nie marzyłam o zostaniu reporterem, dziennikarzem... Nic z tych rzeczy. Ja chciałam poprostu pisać. Chciałam, aby moje teksty zmieniały świat. Aby ktoś odnalazł w tym kawałek mnie. Od dziecka pisałam wiersze, opowiadania, piosenki.
Nagły przypływ pozytywnej energii, jakby rozpłynął się w powietrzu. Znów poczułam się przybita. Gdy teraz spojrzałam na ten tekst, doszłam do wniosku, czego on w ogóle dotyczy. Skąd to się wzięło w mojej głowie? Odłożyłam kartkę i długopis obok. Podparłam głowę na łokciach i siedziałam tak przez chwilę, zupełnie poddając się bezradności. Wszystko przerwał telefon.
-Słucham...- nacisnęłam zieloną słuchawkę
-Rachael, jak się czujesz?
Słysząc głos mojego brata, myślałam, że znów będę płakać.
-Jakoś żyję.- wzruszyłam ramionami- Planuję, jakby tu zarobić więcej na twoje leczenie.
-O to się nie martw. Damy sobie jakoś radę.
Miałam wrażenie, że ja przeżywam to bardziej niż on. Jakby w ogóle się nie bał.
-Mam nadzieję...- przełknęłam głośno ślinę- Jesteś wciąż w szpitalu?
-Tak, ale zaraz wracam do normalnego życia. Czekam na wypis.
-A bo ja wiem, czy takiego normalnego...- zaczęłam obgryzać skórki przy paznokciach
-Nie bądź pesymistyczna. Rozmawiaj ze mną, jak zawsze... To mi pomoże bardziej.
Wzięłam sobie te słowa, naprawdę do serca. Chroba nie może zmienić niczego miedzy nami. Niczego!
-A jak tam Michael?- zapytał po chwili- Nadal rozmawiacie?
-Tak...- zawahałam się- Czuję jednak, że to nie potrwa jeszcze długo.
-Posmutniałaś...- wstrzymałam na chwilę oddech- Przykro ci z tego powodu?
-Nie, dlaczego miało by być?- zapanowała niezręczna cisza- Lepiej już idź po ten wypis, a nie o głupotach myślisz.
Uśmiechnęłam się. W tle usłyszałam głos doktora, a zaraz po tym Scott rozłączył się.
Zostałam już w pokoju. Byłam bardzo zmęczona. Do tego stopia, że bałam się, iż zasnę na siedząco. Dzielnie walczyłam z opadającymi powiekami, ale... w jakim celu?
***
Siedziałem w zupełnej ciszy, sam, zamknięty w moim pokoju. Jak zwykle. Od niedawna podłoga była moim najwygodniejszym miejscem do siedzenia. Oparłem głowę o ścianę i zamknąłem oczy, czekając na cud. Coraz częściej najlepiej czuję się tylko w swoim towarzystwie. Teraz, gdy samotność jest moim jedynym przyjacielem, wszystko to, co stworzyłem, może być dobrym schoronieniem. Po tym ciągłym dążeniu do bycia kochanym, muszę żyć w samym sercu tej całej nienawiści. Będąc wciąż wśród ludzi, teraz żyję sam. Czy to nie zabawne? Wszystko odwróciło się przeciwko mnie.
Po posiadłości rozległ się trzask drzwi, ale nie zwróciłem na to większej uwagi. Sądziłem, że Frank już wrócił. Przydał by się ktoś, kto zrobi hałas. Od tej ciszy, aż dzwoni mi w uszach. Przez głowę, przeszła mi myśl o krótkim przespaniu się, jednak zmęczenie jakie mnie wtedy uderzyło, było zbyt silne, żeby potraktować to tylko jako dobry pomysł. To był plan na popołudnie. Podniosłem się jednak na kolana i podszedłem do drzwi, by je odkluczyć, wrazie nagłej wizyty przyjaciela. Wróciłem po chwili do pozycji siedzącej. Nie czekałem długo, aż usłyszę jakieś głosy z dołu. Na początku nie mogłem ich poznać. Następnie skrzypienie, aż w końcu ktoś zapukał do moi drzwi. Poczułem jak bym powoli wkraczał w pierwszą fazę snu.
-Michael?- drzwi otwarły się- Nie przeszkadzam?
Gwałtownie podniosłem powieki i zerwałem się na nogi.
-Rachael...- poprawiłem sobie koszulę- Przepraszam za to. Chodźmy na dół.
Poczułem się dziwnie w tej sytuacji, jednak to nie był jedyny problem. Była wciąż smutna. Nie wiem na co liczyłem, jednak chciałbym, aby tak jak ja, umiała kryć... chociaż czasem i niektóre uczucia. Sam się ostatnio nieźle popisałem, ale jej przybity wzrok mnie dobija w zupelnosci.
Złapałem ją za ramię, zatrzymując tuż przed schodami, prowadzącymi na parter.
-Spróbuj się uśmiechnąć...- obróciłem ją w swoją stronę- Twój świat się na zawalił. To nie koniec.
Uniosła lekko kąciki ust, w odpowiedzi. Znów zwróciła się w kierunku schodów. Zeszliśmy nimi na dół, do salonu. Usiadła na kanpie i wpatrywała się w jeden punkt za oknem. Nie wiedziałem jak z nią rozmawiać, co powiedzieć, by jej jeszcze bardziej nie zranić.
-Rachael...- wyrwałem ją z zamyślenia- Jak długo masz zamiar to przeżywać?
-Ja...- zwróciła w końcu uwagę na mnie- Nie wiem, ale też nie chcę o tym rozmawiać.
Pokiwała głową z dezaprobatą, na co ja zmarszczyłem lekko brwi.
-Chciałeś mnie widzieć.
-A, tak.- wróciłem do tematu- Przemyślałem sobie wszystko. Mam nadzieję, że chociaż trochę poprawi ci to humor.
Spojrzała na mnie z zaciekawieniem i błyskiem w oku.
-Możesz to nagrać. Jutro pojawisz się równo ze mną w sądzie.
Dotarło do mnie, że to naprawdę poprawiło jej humor.
-Nie żartujesz?
-A wyglądam?- zapytałem z lekkim rozbawieniem
-Nie zawiedziesz się. Wszystko pójdzie zgodnie z moim planem.
Zaczęła krążyć po pokoju, jakby ekscytacja miała ją zaraz rozsadzić od środka. Również wstałem i zatrzymałem nią w pół- kroku.
-Ale tylko jeśli obecujesz, że nie będziesz się już użalać, tylko zawalczysz.- pogłaskałem ją po głowie
-Będę...- wtuliła się we mnie- Dziękuję, że wreszcie mnie zrozumiałeś...
Na początku nie dotarło do mnie, o co jej chodzi. Zrozumiałem? Ale co?
Wszystkie moje mięśnie były spięte, ale po chwili się rozluźniłem. Objąłem ją i ostrożnie przytuliłem do siebie. Westchnęła głęboko po czym odsunęła się odemnie na krok. Popatrzyła mi przez chwilę w oczy, z pełnym spokojem.
-Bądź jutro o 9 w sądzie. Weź ciemne okulary i ułóż jakoś inaczej włosy Nie chcę, aby cię kiedyś skojarzono.
-Jasne, będę na pewno.- posłała mi szeroki uśmiech- Muszę iść. Do zobaczenia jutro.
Poszła w stronę drzwi i po paru sekundach usłyszałem głośny trzask.
***
Oczy, niby przepełnione miłością, ale pełne żalu. Piękne, ale jednak coś jest nie tak. Wzrok- niby spokojny, ale rozbiegany na wszystkie strony. Na chwilę zapomniałam, że zamyśliłam się ze wzrokiem utkwionym w jego brązowych tęczówkach. Przez chwilę nie wiedziałam jak się mruga. Z tego stanu wyrwał mnie jego głos. To niezrozumiałe dla mnie. Wcale nie chciałam już iść, chciałam tu zostać. Widziałam jak starał się mnie pocieszyć. Udało mu się. Pomimo tego, jak bardzo wszystko przeżywam jestem... szczęśliwa.
Gdy wróciłam do domu, poczułam jak wypełnia mnie dziwna i dotąd nieznana magia. Poszłam do pokoju, gdzie rzuciłam się na łóżko, ugniatając pościel i zarzucając poduszki na ziemię. Byłam przepełniona dziwnym uczuciem, które dawało mi skrzydła. Czułam, że mogę zrobić wiele...i jeszcze więcej.
_________________________________________
Z trudem to napisałam, ale cóż. Jest. Opinie zostawiam wam <:
PS. Taaaak, wiersz made by me xD Dziele się swoją twórczością.
Komentarz= motywacja.
~Dreamer
Subskrybuj:
Posty (Atom)